sobota, 30 października 2010

Skały

są wszędzie - na biurku, półkach, w gablotach, spakowane w pudła, opisane i nie, są w kieszeni, w torbie - kiedyś z Mariem komisyjnie wyjęliśmy z podręcznej 6, w różnych wielkościach, od średniego pięściaka do małego, stosownego do gry w ciupy.
wczoraj, kiedy wracałam z bagien, zatrzymał mnie ojciec jednego z uczniów - a po co pani ten kamień? zapytał i dopiero zorientowałam się, że niosę niemal kilogramowy, spłaszczony jak bułka, kawałek czerwonego granitu. yyyy, no bo co miałam odpowiedzieć? że będzie odtąd leżał na mojej podłodze?
jakiś czas temu posłałam obiektyw śladem tych gromadzonych przeze mnie bezwiednie i wiednie, okruchów czasu. może zbnieram je, bo to rzecz, która daje mi prawdziwe, szczere oparcie? bo kiedy milczą, to wiem dlaczego? bo kiedy ranią, to wiem dlaczego? może, a może dlatego, że są po prostu piękne.














6 komentarzy:

  1. A poza tym gdybyś chciała budować dom, to materiał na fundamenty zgromadzony. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. ha! mówiłam ze daje się wróżyć w Weryfikatorze Pytyjskim!

    (...)
    Strzeżcie atoli świątyni i ludzkie plemiona przyjmujcie,
    Które tutaj gromadzić się będą, by moich wyroków
    (...)


    ;)

    OdpowiedzUsuń