wtorek, 27 listopada 2012

Walka z jesienią

Jesień. Bęc, na środek trawnika spada żółty liść. Bęc i pac, spadają dwa kolejne na pomnik nagrobny. Panika! Bo jak to, gdzie to, a mój boże jedyny, kto pozwolił tak śmiecić ohydnie, niedopuszczalne i skandal, grabie w ruch, miotły w zęby,  topory i szpady! I odkąd upadnie pierwszy liść, czyniąc hałas jerychoński swym liściowym opasłym cielskiem, zaczyna się wojna. Ludzie coraz rzadziej pozwalają przyjść jesieni spokojnie, naturalnie, jako porze roku.  Niemal cudem jest znaleźć w pobliżu cywilizowanych siedzib, ścieżki nadające się do szurania w liściach, nie ma mowy o napotkaniu liściowej odbijanki na wypastowanym polbruku, czy schodach, nie ma dyskusji, by się jesień tu w tym oto ogrodzie zdarzyła. Ale ta cholera próbuje, nawiewa. Już wszystkie drzewa liściaste w promieniu kilometra wyrugowane, już zasieki z srebrnego świerka poczynione, a tu glac i mały żółty skurwysyn zalega leniwie na wyczesanej trawce; Ach, jak to brzydko, jak niegodnie - na szpikulec go! do pieca!
Robi mi się od tego sprzątania słabo, a kiedy wybrałam miejsce na grób taty pod trzema sędziwymi tujami, ludzie ze wsi w łeb się pukali, bo tuja będzie żywicę ronić i gałęzie zrzucać i ileż to trzeba będzie pomnik czyścić! A pomnika nie będzie, będzie kamień polny i niechże jesień go kocha.

*


2 komentarze:

  1. ...i niechże...

    Widziałam taki duży kamień zamiast pomnika.
    Oryginalne rozwiązanie, podobało mi się

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, to jest życzeniem obojga rodziców

    OdpowiedzUsuń