poniedziałek, 30 maja 2011

z rozmów z poetką - o zwrotach wręcz naprzeciwnych

Retes: życie jestttttttttttttttttttttttttttttttttt
czasami do de

wu: życie jest dobre, tylko dupę czasami mamy w niewłaściwą stronę

opowiastki

Pasta do zębów smutna, że w ten week-end nigdzie nie jedziemy



i o tym, jak szczoteczki do zębów ją pocieszają

rojenie sobie

rój: dzień dobry, my w sprawie gniazda

wu: o nie, absolutnie nie

rój: ależ jak najbardziej tak

wu: a, ani mowy nie ma, nie.

rój: oczywiście, że tak, właśnie tak. w kominie.

*

no i siedzę utknięta za zamkniętymi oknami, z zaklejonym dymnikiem i wyrzucam uparciuchy przy pomocy szklanki i tekturki.
a w kominie huczy, brzęczy- roi się.

**

uwaga praktyczna

nie brzęczeć dzwonkiem przy roju! za żadne skarby świata, ani brzęknąć!

niedziela, 29 maja 2011

światło pod sklepieniem

Gniezno 26 maja 2011 (czwartek)

magia kocha nas odkąd otwieramy oczy.
mam w dłoniach dwa lusterka, jedno z nich pokazuje zasady, mechanizmy, formuły działania. odbija się w nim porządek dziania świata, tkanina czasu i zdarzeń. w drugim lusterku odbija się to, co stoi po drugiej stronie światła, kręgi, zmarszczki na osnowie, halo wokół rzeczy. pociąga mnie światło, widziane w obu tych lusterkach;
gotyckie wnętrze kościoła, rozpalone barwą. fioletowy promień kładący się na czole pielgrzyma, - dotkniecie świętego palca albo figiel każący rozdmuchać na cztery wiatry tę smętną powagę chwili. sklepienie krzyżowo-żebrowe gnieźnieńskiej katedry nasączone światłem rozdzierającym witraże.
czy pani to widzi? gorączkowo pyta Weronika, która chodzi za mną trop w trop.
widzę, uśmiecham się, i czuję dotknięcie siły bez imienia.






Foto: http://wierszalotka.blogspot.com/2011/05/swiato-gotyckiej-katedry.html

wtorek, 24 maja 2011

Elvis

Mrah, przypomniało mi się, że żyje



acz, choć oczywiście, pomimo, że uwielbiam króla, zdradzam go z wykonaniem Chrisa de Burgha.

portret w portrecie

czytam teraz pożyczkę o Wenecji i wielce żałuję, że jest to pożyczka, a więc nie mogę jej zaginać rogów, ani brać do wanny. Aniet, przyrzekam nie biorę!
Za to w przerwach podczytuję sobie zapiski Leonarda i tej też nie biorę do wanny, bo jest za duża i zbyt ciężka. i na tę okoliczność z "porad praktycznych"

"O wyborze ładnych twarzy: wydaje mi się niemałą zaletą, jeśli malarz nadaje malowanym przez siebie postaciom przyjemny wygląd. Jeśli nie posiada tego daru z natury, może go zdobyć doraźnie studiując piękne formy. Rozejrzyj się wokół i wybierz najlepsze fragmenty z wielu ładnych twarzy, których piękność uznawana jest powszechnie, a nie na podstawie twojej oceny. A to z powodu, ze zdając się na swój osąd, możesz popełnić błąd i wybrać twarze, które przypominają twoją własną. Zdarza się bowiem często, że podobają nam się rzeczy do nas podobne. A jeśli sam jesteś brzydki, to wybierać będziesz twarze, które nie są ładne i będziesz je malował brzydkimi, jak czyni wielu malarzy. Zbyt często dzieło przypomina swojego mistrza. Wybieraj więc piękność tak, jak ci doradziłem i zapamiętuj ją w myśli. "

(Leonardo da Vinci, Szkice i zapiski)

*
oczywista sprawa, że są tu rzeczy, z którymi nie do końca się zgadzam, ale gdzieś pod nimi jest poczucie pewnej racji mistrza Leonarda. na tej osnowie przeplotły mi się wątki tworzące pasiak

1 szlak skojarzeniowy
Retes: znowu namalowałaś siebie
wu: wcale nie
Retes: tak, zobacz!
wu: no bo jak ja nie widzę tu żywego ducha i jestem jedyną twarzą, którą oglądam i pamiętam

2 szlak skojarzeniowy
Piter zawsze maluje dziady, to oznacza, że prawdopodobnie sam jest dziad! jest w posiadaniu mym, pędzla Pitera, różowy portret, który jako obraz jest bardzo fajosky, ale z urodą modelki, to już przesadził.
przyrzekam, że miałam zęby!


autor: Piotr Mróz
model: Jane Doe

3 szlak skojarzeniowy
A teraz już bardziej serio. w jakiś sposób ów tekst mistrza Leonarda nakłada się na moją myśl o krytyce sztuki, o przyglądaniu dziełom, wyborze tego, co nam się podoba przez podobieństwo. bo nie zaprzeczymy przecież, że taka naturalna skłonność istnieje. oczywista sprawa człowiek stara się z tym walczyć, a w jakiś sposób,pewną bardzo uproszczoną wskazówkę jednego z mechanizmów, daje Vinci

4. Myśl przeciwstawna
idąc tropem Vinci zwiększamy niebezpieczeństwo tworzenia hybryd

5 . Rzecz która mnie cieszy:
dziś imieniny mają: Cieszysława i Mokij


a skoro tak, to naleję sobie z dziką rozkoszą myętowej nalewki kieliszek

poniedziałek, 23 maja 2011

łuk

"Łuk nie jest niczym innym jak siłą spowodowaną przez dwie niemoce.
Łuk w budowlach składa się z dwóch ćwierćkolistych odcinków, a każdy z nich, sam w sobie bardzo słaby, dąży do upadku, a ponieważ jeden przeciwstawia się upadkowi drugiego, oba sprawiają, ze ich pojedyncza niemoc przekształca się w jedną, wspólną siłę.
Łuk raz wzniesiony, pozostanie w stanie równowagi, ponieważ jedna jego strona naciska na drugą z taką samą siłą. Lecz jeżeli jeden z ćwierćkolistych segmentów waży więcej od drugiego, nie uzyska się stabilności łuku, ponieważ cięższy segment podporządkuje słabszy.
Oprócz nadania odcinkom koła równehgo ciężaru konieczne jest ich jednakowe obciążenie, w przeciwnym razie popełni się ten sam błąd, o którym powyżej wspomniałem."

(Leonardo da Vinci, Szkice i zapiski. Opracowanie H. Anna Suh)

*

w rzeczy samej

**

w tym roku pogoda tworzy niesamowite spektakle świetlno-chmurne. dziś o piątej rano burza i wschodzące słońce wyczyniały na niebie tak niesamowite dekoracje, że nie mogłam oderwać wzroku. w ostatnim momencie chciałam zrobić fotografie, ale tu zanim ustawiłam jakoś sensownie parametry, padła mi bateria., psiakrew. więc mam tylko jakieś marne resztki.
a światło było zagęszczone, w ciepłej mieszance oranżu i maliny. warstwa chmur zaś na tyle gęsta, żeby wytłumiać jaskrawość, ale na tyle przejrzysta, żeby dać się przebić słonecznej kulce, jak utoczonej z łaskawego ognia, który daje się dotykać i pozwala na siebie swobodnie patrzeć. i drące niebo błyskawice.i deszcz.






dwa pozostałe tu http://wierszalotka.blogspot.com/2011/05/zarzewie.html

***

donoszę, że Mirek powrócił :]

niedziela, 22 maja 2011

przewieszenie w małej przestrzeni

dziś do popatrzenia Martwy Chrystus, Holbeina młodszego. nietypowe wymiary, wąska deska, jak bardzo ciasna grobowa nisza. ciało Chrystusa zawieszone między poczuciem żywej klaustrofobii a martwego upakowania. złożone jak na stole (to wrażenie powstaje we mnie z powodu płótna, które jest jak obrus ostatniej wieczerzy, a zarazem przykrycie stołu operacyjnego) , z wyciągniętym jednym palcem u dłoni. owa widoczna na obrazie, prawa ręka, a szczególnie dłoń, jest jednocześnie w poczuciu oka i mózgu, kościstą ręką śmierci i poruszającym się nadal żywym ciałem. niesamowite wrażenie tej śmierci zupełnie przyrodniczej, ludzkiej, zaczynającej drogę ciała ku rozkładowi, a jakimś niesamowitym eksperymentem przewieszenia się przez granicę, niemal jak szaleńca-eksperymentatora
piękny obraz

sobota, 21 maja 2011

sezon na tęcze

mam okno na tęcze. właśnie zaczął się na nie sezon, codziennie jedna, dwie, czasem podwójne, wczoraj były aż trzy o różnym łuku (po kolei rzecz jasna, nie na raz)
dzisiejsza była niezwykła, pierwszy raz podeszła tak blisko, na wyciągnięcie ręki. zaczynała się w odległości około 100m ode mnie, na boisku przed moim domem, była niska, o szerokim, spłaszczonym łuku. deszcz ciął niemal poziomo, sypał grad , a światło najbezczelniej na świecie rozwinęło mi tę tęczę przed oknem. fantastyczne zjawisko, szalałam ze szczęścia, trzymając okno głową i kolanem żeby nie wyleciało razem ze mną i futryną, podczas próby fotografowania.


a do tej burzy historyjka z dzisiejszego ogrodu

wusz (oglądając swoje ledwie co wzeszłe zioła na grządkach) - wiesz mamo, tak sobie myślę, ze przy tych wszystkich nieprzyjaznych wydarzeniach, jakie mnie ostatnio spotykały, to ten ogród jest taką moją radością, tak się cieszę, jak patrzę, że ta szałwia nareszcie mi zaczyna wschodzić

(mijają dwie godziny)
w tym czasie burza gradowa wycina w pień szałwię wusz

jak twoja marchew mamo? woła wusz na drugi koniec ogrodu. - nie ruszył, odkrzykuje mama i przychodzi sprawdzić co z ziołami. widzi wusz usiłującą smętnie ustawiać do pionu rachityczne pędziki szałwii . Patrzą sobie w oczy i z tego wszystkiego wybuchają niepohamowanym śmiechem







a tak w ogóle, to pieron zrobił pożar w okolicy, a Mirek Popioiłek już drugi dzień nie przychodzi do domu. wusz się trochę martwi

piątek, 20 maja 2011

Sadza

Sadzunia. Bo tak







Mama Mirka Popiołka. Nie odziedziczył po niej:
waleczności
łowności
i paru innych spraw
ale i tak go kochamy

galimatias mianowany

Ha, okazuje się że drański proceder z ukrywaniem imion w naszej rodzinie sięga jednak wyższego pokolenia. Otóż moja mama i jej siostra, otrzymały z USC, akt zgonu swojej mamy, czyli babci Natalii. Zbulwersowały się wielce, gdyż dostały dokument obcej osoby. Nazwisko niby to samo, ale imię jakieś nieteges. Co się okazało? Babcia była urzędowo dopiero w drugiej kolejności Natalią, w pierwszej zaś - Filomeną, o czym nawet własne jej córki nie wiedziały (ciekawe czy dziadek ;) )
A ciocia Janka wcale się nie powinna temu dziwić, zwłaszcza, kiedy ma na imię Teresa.
Moja siostra Lala to wiadome, że tak naprawdę jest Elżbietą Barbarą, a ja nie mam wyrzutów sumienia, że moja Beata leży w szufladzie, zaś po świecie rozbija się drugoplanowa Joanna.
Ps: gdybym nie posiadała drugiego imienia, skoczyłabym do studni, zabierając ze sobą Beatę. Kto w ogóle wymyślił mi to imię i dlaczego nikt w domu go po owym wymyśleniu ani razu nie użył?


foto: Marta

czwartek, 19 maja 2011

z głowy

wu: nudzę się

głos z głowy (nosowym głosem): ludzie inteligentni się nie nudzą

wu: nudzę sięęęę!!!

środa, 18 maja 2011

kule śniegowe

Kule śnieżne - internetowy sklep z "pamiątkami z Polski".
Czytać należy ze stosowną powagą i grobowym głosem


Kula śniegowa, wewnątrz której, znajduje się orzeł Polskich Sił Zbrojnych. Na obwodzie podstawy, kolorowy pejzaż Polski.

Kula śniegowa, wewnątrz której znajduje się pomnij Fryderyka Chopina z Warszawskich Łazienek.

Kula śniegowa, wewnątrz której znajduje się Warszawska Syrenka ze starówki. Spód kuli wykonany jest w postaci warszawskiego barbakanu.

Kula śniegowa, wewnątrz której znajduje się Neptun z fontanny na Gdańskiej starówce.

Kula śniegowa, wewnątrz której znajduje kościół Mariacki. Na zewnątrz zaś starówka Krakowska z Sukiennicami.

Kula śniegowa z Lublina. Wewnątrz znajduje się Koziołek...

*

Przyrzekam, przy koziołku, zaczęłam płakać ze śmiechu

**

a tak poza tym, uwielbiam kule śnieżne. to ich niesamowite brzydactwo zmieszane z dziecięcym wspomnieniem zachwytu i magią przenikającą z książek, w których te kule się pojawiają.
uczuć mieszanka wybuchowa.

link do kulu-arów

wtorek, 17 maja 2011

dzień w namiocie z koca

Jest fujnie i pogoda przypomina środowisko kałamarnicy. W związku z oceanicznym zagłębiem, zimnym tuszem i sprawami o różnym ciężarze właściwym i wyporności, przywołuję śliczny wiersz Jacka Podsiadły


DZIEŃ NR 68

Pękło narzędzie, było delikatne.
Wysypała się ciemna zawartość głowy. Okrutny zbrodniarz
ranek. Nic nie można. Milczę jak warowny zamek.
Czas wykonuje wyrok za wyrokiem, na kwiatach, na postanowieniach poprawy,
na operowych ariach. Nagle na nas spada
ostre napomnienie gilotyny, nagle.
Zmiata nas podmuch wspomnienia albo uderzeniowa
fala Czułości. I ziemia ucieka spod nóg jak jaszczurka.
I wieżowce balansują na swoich wąskich stopach.

Nie wrócą do gniazda mojej głowy myśli ciężkie i czarne.
Nie wrócą do mnie godziny przyjazne i ciepłe,
choć na peryferiach miasta widuje się jeszcze ogień,
ludzi przy ogniu.




poniedziałek, 16 maja 2011

sprawki dreamteamowe

Sezon 2011 oficjalnie uznaje się za otwarty. Dziękujemy członkom polskiego i francuskiego Dream Teamu, że w sporym składzie stawili się na zebraniu organizacyjnym.
Jako sekretarz Dream Teamu, podrzucę kilka refleksji/sugestii:

1. Dokupić rekwizytów imprezowych, bo choć wachlarzy jest sporo, kapeluszy nie starcza dla wszystkich
2. Zanotowano wyraźną potrzebę posiadania peruk
3. Koniecznie piłki do żonglerki, gdyż nie mogę znaleźć jednej pandy-skarpetki
4. Podłogę umyć po, nie ma naprawdę sensu myć jej przed
5. Reklamówki z zakupami należy oznakować inaczej niż te z suchym chlebem
6. Zina na jednej z fotek, wygląda jak wycięty z mangi
7. A już na drugiej wcale nie ;D
8. Jestem padnięta, ale było super! :D
9. No i już tęsknię :]
10 aha i zdaje mi się, że jesteśmy coraz starsi, ale nie mniej durnowaci



wspomnienie 1:

wusz: tu na cmentarzu w tej zarośniętej części są stare groby, po których zostały tylko piękne kute krzyże
Alis (tłumaczenie angielskie)
Marta (z namysłem) Eeee Ala, chyba powiedziałaś, że zostały po nich tylko krzyżówki



wspomnienie 2:

wusz wchodzi do kuchni. w drzwiach stoi Aniet i po angielsku klaruje coś mamie Danusi i Joli

wusz: Aniet, możesz mówić po polsku, one rozumieją

(ryk)

*

choler, najważniejsze

Marta i Thomas obchodzili w sobotę t.j. 14 maja swoje ...te urodziny!!!!
Bon anniversaire
!


*

Newsletter: Członkom Dream Teamu przypominamy, że plany na przyszłość rozpoczynają się w kierunku Armenia/Gruzja/Azerbejdżan,zamiennie- Wąchock ;]










i Jeremiaszowe











i Zinkowe
















i na koniec leżąco o żonglowaniu pandami/żabami

czwartek, 12 maja 2011

czerwone buciki

Schody na strych od dzieciństwa miały dla mnie moc magiczną. Były strome, prowadziły wysoko i bez końca, kręcąc biegnącą nimi drogą. Nosiły zapach kurzu i drewna oraz wędzarni znajdującej się na górze, zaraz za maglem. I właśnie tą ścieżką, już na zawsze związaną z poczuciem tych schodów, pobiegł i do dzisiaj biegnie mój umysł, kiedy baumowska Dorotka, pierwszy raz wspięła się na wzgórze.

"Mniej więcej po godzinie większość bandy Kolarzy potoczyła się z powrotem do lasu, zostawiwszy trzech spośród siebie na straży. Ci zwinęli się w kłębek na pisaku jak wielkie psy i udawali, że śpią. Ale ani Dorota, ani żółta kura nie dały się oszukać tą sztuczką i siedziały spokojnie na skałach, nie zwracając najmniejszej uwagi na czyhających na nie wrogów. Wreszcie kura znudzona tą sytuacją podfrunąwszy nieco wyżej wykrzyknęła: - Przecież tu jest ścieżka! Dorota natychmiast wspięła się na miejsce, gdzie przysiadła Billina, i rzeczywiście ujrzała wąską ścieżkę przecinającą kamienisty stok od wierzchołka do stóp wzgórza. Ścieżka wiła się na kształt korkociągu tędy i owędy wśród nierównych głazów"

(L. Frank Baum. Dorotka u króla gnomów)

no i ta magia czerwonych bucików. andersenowska Gerda podarowała rzece swoje czerwone pantofelki za informację o Kaju.
zawsze, kiedy wkładam czerwone człapki, składam ukłon krainie Oz, mojemu jej wspomnieniu i tej niesamowitej magii, którą poznaczyła moją głowę.




a jeśli książeczki o Oz, to prawem imprintingu - ilustracje Witolda Rychlickiego



*

Powinnam sprzątać, bo jutro spodziewamy się francuskiego DreamTeamu, jak ja nie lubię sprzątać!

**

i fragment, który uwielbiam

"(...)
- Straszliwie głodny - odrzekł Tygrys zamykając gwałtownie paszczę aż zęby zadzwoniły.
- To dlaczego pan czegoś nie zje? - zdziwiła się Dorota.
- To nic nie pomoże - westchnął Tygrys. - Próbowałem jeść, ale natychmiast po jedzeniu jestem znów okropnie głodny.
- Zupełnie tak jak ja! - wykrzyknęła Dorota. - Stale coś jem i zawsze mam apetyt.
- Ale twój apetyt jest nieszkodliwy, ja zaś jestem dziką bestią i chciałbym pożerać maleńkie niewinne stworzonka począwszy od wiewiórek, a skończywszy na tłuściutkich dzieciaczkach.
- Co za okropność! - wykrzyknęła Dorota.
- Zgadzam się z tobą zupełnie - odrzekł Głodny Tygrys, oblizując wargi długim, czerwonym językiem. - Tłuściutkie dzieciaczki, czy nie brzmi smakowicie? Ale nigdy nie zjadłem żadnego dziecka, ponieważ sumienie mi mówi, że tego się nie powinno robić, że byłby to zły uczynek. Gdybym nie miał sumienia, prawdopodobnie pożerałbym dzieci, a potem cierpiałbym znów głód. W ten sposób wszystko byłoby na nic i niepotrzebnie poświęciłbym biedne maleństwa. Mówi się trudno: urodziłem się głodny i głodny umrę. Ale przynajmniej mam czyste sumienie, nie obciążone złymi uczynkami.
- Dobry z ciebie tygrys - stwierdziła Dorota, głaszcząc wielką głowę zwierzęcia.
Mylisz się moja droga. Może i niezłe ze mnie zwierzę, ale bardzo marny tygrys. Tygrys bowiem powinien być dziki i okrutny, a ja rezygnując z pożerania żyjjących istot postępuję inaczej niż wszystkie przyzwoite, prawdziwe tygrysy. Dlatego opuściłem więc puszczę i towarzyszę memu przyjacielowi, Tchórzliwemu Lwu."

(Frank Baum. Dorotka u króla gnomów)

poniedziałek, 9 maja 2011

żurawina

Właśnie zakończyłam ostatni etap żurawinówki. Dwukrotnie filtrowana, należycie leżakowana, z zadowalającym mnie dobrze zważonymi smakiem i mocą. jestem kontenta
butelki tym razem nieautorskie, ale to dlatego, że wczoraj tak długo myślałam, że powinnam przygotować butelki, że aż nie przygotowałam z tego wszystkiego. nie szkodzi, rżnięta karafka jest na żurawinę idealna .