czwartek, 5 maja 2011

O tym, jak spotkałam D.

1 maja 2011 (niedziela)

Praga, Most Karola, snujemy się z Biń poglądając na ulicznych portrecistów, lalkarzy, sprzedawców woli i fasoli. Pod nami płynie Wełtawa, nad nami chmury. Brązową, drewnianą walizę pilotują przypięte gumowymi pasami, gliniane miśki. Jeden z nich, mała pokraczka, podnosi lewą nóżkę. odruchowo mu ją prostuję i idziemy dalej.
W połowie mostu cicho zaczynam miauczeć. Widziałaś? Czy ty to widziałaś? Dopytuję Bińki, ta ryczy ze śmiechu, ale ja już jestem pewna, że kocham tę pokraczkę upchniętą w ubocze pudła. Dochodzimy do pomnika Jana Nepomucena, przesąd nakazuje dotknąć płaskorzeźb u jego podstawy, by zapewnić sobie pomyślność oraz rychły powrót w to miejsce. Kupią go, jęczę Bińce, wywuołując w niej coraz głośniejsze salwy smiechu. Pośpiesznie przecieram dłonią brązowe, wyświecone ciało psa i niemal ciągnę Bińkę za ubranie. A jesli go kupią? Jeśli ktoś już go ma? Kłusuję po moście drżąc z obawy, a Biń, zamiast mnie pocieszać, ryje wniebogłosy.
Dobiegamy. Jest! Najmniej udany ze wszystkich misiów. Najpiękniejszy na świecie, ach!











D. potrafi zrobić arabesque, jaskółkę, szpagacik, potrafi wszystko i jest najpiękniejszą zabawką "dokieszeni" ze wszystkich, które mam. Przepraszam cię Osiołku, przepraszam cię Koniku Farenheicie.







Ps:

a otóż nadbiegli fotki zrobione przez Biń


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz