wtorek, 17 maja 2011

dzień w namiocie z koca

Jest fujnie i pogoda przypomina środowisko kałamarnicy. W związku z oceanicznym zagłębiem, zimnym tuszem i sprawami o różnym ciężarze właściwym i wyporności, przywołuję śliczny wiersz Jacka Podsiadły


DZIEŃ NR 68

Pękło narzędzie, było delikatne.
Wysypała się ciemna zawartość głowy. Okrutny zbrodniarz
ranek. Nic nie można. Milczę jak warowny zamek.
Czas wykonuje wyrok za wyrokiem, na kwiatach, na postanowieniach poprawy,
na operowych ariach. Nagle na nas spada
ostre napomnienie gilotyny, nagle.
Zmiata nas podmuch wspomnienia albo uderzeniowa
fala Czułości. I ziemia ucieka spod nóg jak jaszczurka.
I wieżowce balansują na swoich wąskich stopach.

Nie wrócą do gniazda mojej głowy myśli ciężkie i czarne.
Nie wrócą do mnie godziny przyjazne i ciepłe,
choć na peryferiach miasta widuje się jeszcze ogień,
ludzi przy ogniu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz