sobota, 5 lutego 2011

Nonatki z podróży niesłużbowej Asi i Aniety - Wenecja

28, 29 stycznia - Wenecja

(foto)





Co mogę powiedzieć o Wenecji? Czy rzeczywiście spełnia marzenie o niej? Staję na moście, biorę w płuca zimowy jej oddech, mówię sobie - tak, oto jestem w Wenecji, wewnątrz mojego marzenia i nie czuję zawodu. Można pomstować na tę Wenecję, za jej odór, za jej ludzkie, trzepoczące serce, za za jej kupiecką krzykliwość i mizdrzenie się do przechodniów, ale właśnie tę Wenecję, jak nieznośną, lecz zawsze bliską przyjaciółkę, muszę kochać, bo od pierwszego wejrzenia, zakochuję się na zabój.
Rzuca mnie na kolana oszałamiająca mnogość Tintorettów, Tycjanów, Veronezów, Tiepolich, całego tego świata zamkniętego w płaszczyźnie fresku, płótna. Nie, nie zamkniętego - to brama do czegoś, co jeszcze do tej pory nie znalazło właściwego nazwania w mojej głowie, a jest mieszanką świata ponad światem i świata wewnątrz. Wchodzimy z Anietą do kościołów, parada nazw: San Marco, Santa Maria Gloriosa Dei Frari, San Zaccaria, San Sebastiano, San Pantalon, San Nicolo..., dzień zdaje się pulsować jak harmonijka w złotym świetle malowideł. Czas rozciąga się i kurczy na przemian, już właściwie nie wiemy, która jest godzina, jaka to pora dnia i gdyby nie łączniki z przypisanym nam czasem - zegarki w telefonach komórkowych, możliwe, że zostałybyśmy uwięzione na zawsze w tej baśni z kamienia i barwy, gdzie nosi się skrzydła u ramion i pęka na nieregularne kawałki, a każdy z nich naznaczony innym wymiarem. Wyrwać się z zaklętego kręgu, w głowie wiruje korowód postaci, otumaniają fałdziste szaty aniołów i tronujących Marii, ściskają tłuste łapki dzieciątek. Na powietrze, ale i powietrze dźwięczy kostkami mozajek, pachnie farbą i myślami mistrzów. Wenecja przysyła nam wiatr, na ochłodzenie rozpalonych głów. To lodowaty, zimowy wiatr, który przypomina, że owo miasto nie jest zabawką dla turystów, że żyje sobie tylko znanym rytmem, potrafi być surowe i dumne, albo kapryśne, jak ladacznica, która nagle, z niewiadomych powodów, traci zainteresowanie. Wiatr przyciska nas do ścian, murów, gdzie wpasowujemy się w obrysy przyciskanych tak samo, wieki temu, Giovann, Luigich, czy Marków. Więc znowu szuka się schronienia w osłonach galerii - Scuola Grande di San Rocco, Palazzo Ducale, Gallerie dell'Academia, Palazzo Grimani - powietrze wygładza się i tężeje. Mój boże, myślę, patrząc na "ucztę w domu Leviego", jakim straszliwym błędem byłoby żyć i nie widzieć tego obrazu na żywo. Ach, wejść pod veronezowski stół, razem z psami nasłuchiwać stukotu naczyń i gwaru. Płótno jest ogromne, jest wielkie jak planeta. Z jego harmidru wyrywa za chwilę ślepy Homer Prettiego wycisza łomot serca i pozwala zajrzeć do niego "Staruszce" Giorgiona. Twarze świętych, twarze ludzi sprzed wieków, Znowu korowody nazwisk, Mistrzów, deska i płótno, faktura i barwa, gesty proste, oszczędne i gesty wyraziste, patetyczne, oblicza pełne słodyczy, oblicza bolesne, dumne i twarze zuchwałe, figlarne, puszczające oko do przechodzących... Choć nasze nogi przez cały dzień zmuszane są do morderczego chodu, głowa siada na stopniach Carpaccia, tuż obok starszej pani, która z dystansem przygląda się scenie Przybycia ambasadorów , mając przy okazji (niczym kustosz) baczenie na wystawową salę. I dalej, dalej, bo czy można się oprzeć czułości zwierząt, tak pięknie towarzyszących Narodzinom Bastianiego? Czy można nie zadrżeć przy cudzie relikwii św Krzyża Ruscomiego? Kręgosłup wygina się w skomplikowany pałąk i ciągnie do środka ziemi, nogi odmawiają współpracy, znużenie, fale krwi w skroniach, karuzela wizji i widziadeł i ciągle dalej.

Cichy, onieśmielony światłem poranek w dzielnicy żebraków i robotników Dorsoduro, wiedzie mnie w to przepiękne poczucie, którego szukałam, poczucie Brodskiego. Jest sobota, pojedynczy przechodnie z chlebem pod pachą, z pizzą na wynos, śpieszą na swoje weneckie śniadania z ciepłymi kochankami w łóżkach. Kanały połyskują lodowatą zielenią, mury odrzucają tapetę tynku, grzejąc surowe cegły w zimowym słońcu. Dzwony przebijają to drżące, radosne powietrze, jakoś tak czule, po matczynemu ogarniając najmniejszy nawet kamień, najdrobniejszą łódkę przytuloną wstydliwie do nadbrzeża. Siadamy na ławce pod kościołem San Nicolo, kościołem o mrocznym wnętrzu, które przywodzi na myśl posępną muzykę i wycie wiatru. Kościół opiera się światłu, woli trwać w zadumie i tęsknocie za średnimi wiekami,, za śpiewnym głosem modłów i spracowanymi duszami wiernych.
Nadbrzeże jest radośniejsze, mewy nabijają się z nas, ale to nam nie wadzi, morze przesyła swoje włoskie pocałunki, zgodnie z naturą tutejszych zalotników, a my chodzimy, chodzimy, oślepione Wenecją, upite światłem, które dźwięczy w powietrzu jeszcze nocą.

*









i wiem, ze na zdjęciach się kiwa, no kiwa się po prostu. Wenecja jest w moim poczuciu miastem piękna, nie zaś miastem elegancji. Piękno Wenecji nie ma nic wspólnego z elegancją, jest jak tęga przekupka z rumianymi policzkami i rękami jak bochenki chleba, w najstrojniejszych swoich sukniach i wykrochmalonym fartuchu układa na straganie, z wielką pieczołowitością jabłka i ryby, odczuwając głębokie zadowolenie ze swojej pracy. Ma poczucie sztuki tej pracy, tego bycia, tego dnia.




**

Nie mogłabym też nie wspomnieć o Boschu, jakkolwiek w ograniczonej ilości kilku obrazów, za to niezmiennie magicznych. Przed jednym malowidłem Mistrza Hieronima, można spędzić czas równoznaczny radiacji ewolucyjnej

13 komentarzy:

  1. Ostatnie zdjęcie i ja od razu wiem, że to Wenecja. Tylko tam mają takie mury!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, ale tak między Bogiem a prawdą, fajna ta ściana...

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsza w całej Wenecji! (między Bogiem, a prawdą ;) )

    :]

    OdpowiedzUsuń
  4. O, zdjęcie "pozdrowienia z Wenecji". :D

    OdpowiedzUsuń
  5. nooo, też poznałaś tę ścianę?

    :D

    OdpowiedzUsuń
  6. och, napisałaś tak slicznie, że muszę koniecznie odwiedzić to miasto kiedyś. i koniecznie zdjęcie na tle tej ściany zrobić, choćby przejazdem :>

    OdpowiedzUsuń
  7. aparatem zrób!

    no, wiesz, po Twoim daniu popisowym z oliwką a la pejzaż toskański, to się pisze jak złoto ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. trzymam Cię za język więc :>

    OdpowiedzUsuń
  9. Aś, ukłon w Twoją stronę - pięknie to opisałaś, co już raz rzekłam przy fotkach :)

    OdpowiedzUsuń
  10. dziękuję, ogromnie się cieszę :))

    OdpowiedzUsuń
  11. zakochałam się w Wenecji od pierwszego wejrzenia, a teraz lepiej rozumiem dlaczego ;)
    niez-wykła

    OdpowiedzUsuń