sobota, 19 lutego 2011

drzewko pomarańczowe

od dzieciństwa. pierwsze, kiedy jeszcze smak pomarańczy był świętością Bożego Narodzenia i zagranicznym zapachem Ciotki z Ameryki, wyhodowałam z pestki posadzonej w ogromnym asparagusie. zarówno asparagus, jak i moje wyrosłe z tej pestki drzewko są ze mną do dziś. asparagus panoszy się w gościnnym, drzewko stoi w mojej klasie. zapach pomarańczowego kwiatu znalazłam w perfumach, kolor i smak owocu, stanowią nieodłączny składnik mojego dnia. możliwe, że to z powodu pomarańczy poznałam Sonię, nosicielkę ducha Teresy.
kiedy widzę drzewka pomarańczowe w ogrodach Pallatinum, przenoszę się w świat, do którego, ani powietrze obecnego wieku, ani żadna z żyjacych osób, nie ma dostępu. znikają turyści, znika Anieta, z którą tu jestem; wchodzę w odczucie z topograficznej, starożytnej mapy ogrodu wymalowanej na ścianie grobowca Egipcjanina Nebumana.. poczucie tej mapy, światło słoneczne wielkiego Rzymu, szelesty tóg, przyciszone rozmowy w języku, którego nie znam, a rozumiem.



Rzym 1.02.11

1 komentarz: