piątek, 31 grudnia 2010

Przelotka

Pługi śnieżne są tej zimy najczęściej widywanym tu gatunkiem ptactwa. Wprawiają w drżenie otoczenie i jeśli nie przestanie padać, w końcu padnie mi dom.

*

W oczekiwaniu na rok o rozmiarze MMXI, czyli podwójny uśredniony z obfitą końcówką w wersji minimalnej, życzym wszystkim czego tam.
życzenia się najczęściej nie spełniają, a kiedy się spełniają, jest jeszcze gorzej, więc niech będzie po prostu najpiękniej jak potrafi i nie gorzej niż jest !

*

dziś imieniny obchodzi Tworzysław

**

reminiscencja

i cóż, że po świętach, ale wstawię tu sobie jeszcze zdjęcie choinki, która jest trawą, ponieważ jest taka mała

Tato (przychodzi i tonem sprawiedliwego zagaja) Obsadziłem choinkę

Ja; (znając rozmiar choinki robię płaczliwą minę)

Tato: (obwieszcza radośnie) Postawiłem na stoliku, bo nie było jej widać spod stołu



i zdjęcie zaspy w której gdzieś jest podwórko
:]

czwartek, 30 grudnia 2010

z rozmów bez prokuratora - Do siego roku

Biń: idzie nowe

ja: e tam nowe
to jest zawsze stare tylko przychodzi z nową liczbą w nazwie :]

Biń: no jak e tam

ja: juz ja znam te cwaniactwo rokowe
rockowe

Biń: do starego się nie przywiążesz

ja: a niby coś sie tak pozmieniało w tem nowym?
to jakie to nowe
ten sam stary świat
ino o jeden odcinek dalej

Biń: ahahahahah

Biń: jaka mądra

ja: kurwa pieprzony tasiemiec brazylijski
"moda na sukces" oglądasz po 10 latach i nadal wiadomo kto zabił bruk
czy tam nie wiem kogo

Biń: Isaura

ja: albo bruk nie wyszła nadal za ridża choć od trzech lat są już przygotowania do ślubu
z takim "nowym" to człowiek zdąży pójść na kawę, wykąpać się, przeczytać książkę, włosy wysuszyć, ogród wypielić
drzewo wyhodować i nadal jeszcze tramwaj nie przyjechał

Biń: i nastawić nalewek

ja: z takim "nowym" to się wszystko zdąży

Biń: :D

środa, 29 grudnia 2010

mury z papieru

Na malutkim klepisku świata, żyjemy sobie w domach z resztek, używamy paru zużytych już raz drobiazgów, łączymy je wytrwale według jakiejś wizji, w coś, co kształtem przypomina najzwyklejsze serce. O tym jest dla mnie pełen ciepła film Dodes'ka-den, A. Kurosawy. Z tęczą uczuć, ze smutkiem pod smutkiem, z czułością pod nieczułością, z uśmiechem krzywym i nie, z dobrocią i głupotą, pochowaną pod niedobrocią. z obrazkami tramwaju, który codziennie wyrusza w trasę dookoła głowy. Piękny

Opowiastka

Oto opowieść, która przydarzyła się mi i Radzie w niedzielę spóźnionym wieczorem

o drobnych przyjemnościach które się składają na radosność


Z Piernikiem to jest tak, że jest najprawdziwszym Piernikiem Świątecznym, to oznacza, że zwykle wie, kiedy ma się pojawić. Tradycyjnie pojawił się w sytuacji, w której śnieg padał więcej niż musi, a nawet więcej niż może, kiedy wiatr wiał dogłębniej, a świata zza oka nie było widać.
Pojawił się i mówi - poślę ci coś
No i dostałam dziś poświątecznego karpia z rzeczą, która mnie ucieszyła aż po same pięty, a której nie sądziłam jeszcze oglądać. Otóż brzegi tej poświątecznej kartki, obtoczone są w najprawdziwszej na świecie, tłuczonej bombce! Szast, prast, przeniosłam się do pierwszej klasy, kiedy na pracę technikę, szczytem elegancji było posiadanie bombki tłuczonej. Mama musiała tedy szczodrą ręką poświęcić jeden albo i ze dwa egzemplarze, nadgryzionych zębem (czasem palcem) czasu cacek, tato zawijał je w gazetę i wałkiem do ciasta zaciekle wałkował aż do powstania świątecznego tłucznia. I już nazajutrz, ze szczęściem w oczach, niosło się toto w kopertce z gazety na zajęcia, by pieczołowicie okleić wydmuszkowanemu mikołajowi, waciane sobole.




Inna sprawa, ze dziś natychmiast po dwukrotnym umyciu podłogi, mam bombkowe merykristmasy wszędzie. wszędzieeeee!

*



A wczoraj na półce wydarzyła się taka oto opowieść ze świątecznym kotem.





Trochę przypomina mi kota, który zawsze chadzał własnymi drogami. Kipplingowskie "Takie sobie bajeczki" to też moje silne wspomnienie z dzieciństwa. Uwielbiałam je. Najbardziej tę o kocie i o tym, jak został napisany pierwszy list. To były dwie moje ukochane, jeszcze z takich zeszytowych, pojedynczych wydań. Nadal zresztą uwielbiam ten zbiór powiastek, drogie słoniątko ;)

wtorek, 28 grudnia 2010

Dom pani zimy

Świat stanął w lodzie. Nie w szadzi, śniegu, czy lodowych sopelkach, został zatopiony w gładkiej powłoce lodu. Każda gałąź, każde wystające spod śniegu źdźbło, każdy baldachim krwawnika stał się inkluzją. Pierwszy raz widziałam to zjawisko w takiej skali. W powietrzu unosił się dźwięk dzwonków, dochodził z każdego miejsca (nawet z ziemi) i wypełniał przestrzeń jakąś niesamowitą piosneczką. Nieostrożne potrącenie gałązki uruchamiało kolejne tony, przy tym należało uważać, by nie zniszczyć samej gałęzi - przerażająca kruchość konstrukcji. Lód sprawił, że gałęzie łamały się pod najmniejszym nawet naporem. Popatrz, powiedziałam do idącej ze mną Rady, podniosłyśmy głowy - korony drzew dotknięte przez przesuwające się za nimi białe słońce, rozbłysły czystym srebrem.


niedziela, 26 grudnia 2010

sklejenie

język, ten gadzi narząd, przytwierdzony jednym końcem do mnie, a drugim do świata

wtorek, 21 grudnia 2010

Z rozmów z tropicielem łosi

Domber: na łące rośnie mięta i pokrzywa, ale nikt z własnej woli nie siada dupą w pokrzywę

Ja: Ale nie każdy jest taki zaraz ho ho biolog, i czasem wydaje się, że to jasnota różowa

Domber: Rzekłaś..



Ps:
łatwiej wstać na budzik niż na dźwięk budzika

środa, 15 grudnia 2010

Lola

Ach! :D

gadacze

Kiedy po środku nocy otwieram okno, a do ciepłego środka wpełza zimne jęzor powietrza, sprzęty zaczynają trzeszczeć i zagadaywać. Trzask, trzask - lampa, telewizor, etażerka. Futryna, szafa, wiklinowy kosz, nogi krzesła, kartki papieru, drzwi, zaczynają rozmawiać. Na tę krótką, czarowną chwilę, niespokojny duch zimy, wyrywa je z głębokiej medytacji, a wtedy czym prędzej wymieniają poglądy. Rzucają pośpieszne słówka, twierdzenia, upewniają się, czy wszystko nadal stoi w porządku, narzekają, plotkują, zmieniają punkt widzenia. Całe to dobrodziejstwo, szanowne państwo codziennej użyteczności.

*

zapisałam sobie ten szkic przedwczorajszej nocy. ołówkiem. na wewnętrznej stronie okładki "Haruna i morza opowieści" (S.Rushdi). wyrwana z magii tej książki, wpadłam wprost w urok tej pogawędki mebli, która fizykalnie jest termiczną zmianą objętości.
dziś odkryłam, że mój kosz wiklinowy tak się zagadał, że aż mu ucho trzasło. widocznie musiał usłyszeć coś takiego, co go zbiło z pałąkowatego pantałyku.
a propos pantałyku, Biń twierdzi, że to coś pod nogami być musi, ja z kolei, zawsze wyobrażałam sobie pantałyk, jako coś w rodzaju ogona :|

**

a od wczoraj mamy do kompletu szadź. i jest baśniowo.


15.12.10. Czubek Jana w Oleju

wtorek, 14 grudnia 2010

Tam, gdzie zawracają pługi śnieżne

Jak nie wyjrzę za okno, nie będzie więcej śniegu, jak nie wyjrzę za okno, nie dopada, jak nie wyjrzę za okno...

wyjrzałam.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

wyimki z nieistniejącego świata

"Czy robienie zapasów nie byłoby równoznaczne z nieufnością wobec przymierza łączącego człowieka ze zwierzęciem? Przygotowywać znaczne zapasy to tyle, co zakładać, że łowy będą niepomyślne, a więc, że przymierze ulegnie zakłóceniu. Jeżeli nastaje głód, winny temu zaradzić zabiegi natury religijnej.
Robienie zapasów jest jednym ze sposobów opanowania przyszłości, jest dążeniem do zapanowania nad przyszłością, a to może zakrawać na zbyt wielką pewność siebie i zbyt wielką nieostrożność wobec sił regulujących bieg świata.

*

"O ile Ammasalimiuci lękają się umarłych i śmiertelnych, zawsze możliwych i nieprzewidzianych niebezpieczeństw, jakie mogą grozić ze strony ludzi praktykujących czary, o tyle nie czują lęku przed powszednimi niebezpieczeństwami, wykazują się wyjątkową wytrzymałością i odwagą wobec przeciwności losu. Spokojnie i w pogodzie ducha stawiają czoło śmierci: akceptowanie śmierci jako życiowej konieczności wydaję się im czymś tak naturalnym, ze często sami wychodzą jej naprzeciw, zwłaszcza z powodu podeszłego wieku, chociaż również, mimo że dużo rzadziej, pod wpływem przeżyć natury uczuciowej. Samobójstwo uważa sie za akt, który mieści się w pojęciu wolności osobistej i który należy uszanować.
"Czy mało się nażyłem? Czy synowie nie przywożą pod dostatkiem fok?" - głośno zastanawia się pewnego dnia w kręgu swoich bliskich, pod dachem domu lub w namiocie, stary myśliwy, który doszedł do przekonania, ze już zrobił w życiu wszystko, co miał zrobić. Nie ma wątpliwości, dlaczego o tym mówi. Zapragnął odejść... Czasami będzie mówił długo, bez zbytniego pośpiechu, o swoim życiu, co w nim zdziałał dobrego, co złego, po czym wsiądzie do kajaka, nieraz z pomocą syna, odbije od brzegu i płynąc odwróci się nagle do góry dnem, by tak już pozostać. Kobieta,w podobnych okolicznościach, rzuci się z wysokiej skały.
Morze, które jest dla Ammasalimiutów źródłem wszelkiego dobra, dobrze przyjmuje ich w śmierci; to najkrótsza droga do miejsc lepszego bytu w zaświatach"

*

""Bywa, że angakok, choćby i najpotężniejszy, nie zdoła uśmierzyć gniewu matki morskich zwierząt. Nastaje głód, zapasy się kończą - o tyle szybciej, że goście byli niedawno w odwiedzinach. Przechowywane pod ipekiem zwoje ammassatów zostały już zjedzone. Długi połeć białego rekiniego mięsa, trzymanego dla psów, zawieszono na belce; nawet po ususzeniu, kiedy już utraciło swoje trujące właściwości, tak mocno czuć je amoniakiem, że chcąc zjeść choćby kawałek, trzeba umieć opanować mdłości. Dzień w dzień myśliwi całymi godzinami czatują na lodzie, a po powrocie do domu siadają bez słowa. Nadchodzi głód, lecz ich zachowanie jak gdyby niczym tego nie zdradza... Wstaje któryś z mężczyzn, nawilża skórę bębenka i śpiewa, a wszyscy chóralnie podejmują refren. To nic innego, tylko optymistyczna postawa wobec upersonifikowanych mocy, od których zależy cykliczny bieg zjawisk. Może tak minąć osiem, dziesięć, piętnaście dni. Je się algi, długo gotuje się skóry, żeby móc je przeżuć... Wreszcie któregoś wieczoru wraca myśliwy, rozbiera się, rozwiesza odzież, żeby wyschła, nie inaczej niż każdego dnia, po czym mówi do matki lub żony: "Foka leży przed domem". W znacznej części zostaje zjedzona na surowo"

*

"Zdarza się jednak, że któryś z myśliwych nie wraca - odzież wszystkich innych już od dłuższego czasu suszy się nad lampą,a jego wciąż nie widać. Jeżeli ta nieobecność przedłuża się, jedna i ta sama myśl narzuca się wszystkim: "Nie wróci". Nikt jednak się z tym nie zdradzi. Ani słowem, ani gestem. Jeżeli nie wracający żyje, obraziłoby się go, wyruszając mu na pomoc, bo znaczyłoby to, że uważa się go za niedojdę.
Jeżeli nie żyje, pod żadnym pozorem nie należy wymawiać jego imienia, już bezcielesnego, gdyż znaczyłoby to, że się przyzywa je,a przecież bez potrzeby, skoro nie ma w domu noworodka,w którego ciele mogłoby zamieszkać.

*

"Kiedy indziej znów wielki dom aż kipi uciechą. Oto są goście - nieraz z daleka, po całodziennej jeździe na saniach lądem i ściętym przez lód morzem, przybyli w odwiedziny mężczyźni i kobiety.
Gościnność jest najpierwszym i niepodważalnym obowiązkiem, niezależnie od sympatii czy wrogości do goszczonych. Przyjmuje się ich z całą szczodrością, niczego nie szczędząc, i jeszcze w chwili pożegnania obdarowując wiktuałami dla ich krewnych, którzy nie przyjechali. Niezawodny sposób, aby znikły nawet największe zasoby żywności, a stan posiadania ich właścicieli spadł do ogólnego poziomu. Największym specyjałem na takich biesiadach jest kritsia: foka, która musiała kilka miesięcy przeleżeć w zmarzlinie, aby jej mięso, z mocnym zapaszkiem, mogło być uznane za godne podniebienia (...) Kritsię spożywa się na surowo - jest to mięso o miękkawej konsystencji, jego ściekająca krew zdradza początki procesu gnilnego; zawiera toksyny, które wprawiają biesiadników w stan podniecenia wyładowującego się w hałaśliwym śmiechu. (...) Je się ją aż do ostatecznych granic sytości. "Język stanął mi w gębie" - określają tę sytuację Eskimosi, tak zaznaczając również, ze już pora przejść do innych uciech. Jeden z mężczyzn sięga po szeroki, zaopatrzony w uchwyt bębenek; gra..."

*

"Ani po pierwszym kontakcie z Europejczykami, ani nawet później, Eskimosi nie przyzwyczaili się do podniesionego tonu i hałaśliwości głosów zachodnich przybyszów; bywało, ze zatykali sobie uszy ze słowami "Chyba ktoś tu tak mówi, jakby wpadł w złość?" Dzieci bawią się według uznania, idą spać kiedy im się spać zechce, jedzą lub sięgają do piersi, kiedy mają na to chęć. Matka nigdy ich nie upomina, nie karci, nie łaje ani nawet nie traktuje surowiej, aby im narzucić taki czy inny sposób bycia. Uważa, ze w małym ciałku niemowlęcia próbuje wyrazić się inna osoba, która odradza się w nim wraz ze swymi cechami człowieka dorosłego czy nawet mądra mądrością starca. Matka zważa, by czymś nieopatrznie nie przeszkodzić temu dążeniu bogatemu doświadczeniami z innych reinkarnacji"

(z książki Roberta Gessaina "Ammasalik")

ipek - w domu patriarchalnym, wspólny podest służący do spania i prac, poprzedzielany przegrodami ze skór, które wyznaczały miejsca poszczególnych par
angakok - kapłan
ammasaty - małe rybki nanizane na sznury




**

jest coś bardzo pięknego w surowości tej zagubionej już kultury. silne biologicznie prawa pozwalają podeprzeć drzwi, na które z drugiej strony napiera bezlitosna przyroda.. pozwalają je podeprzeć w takim stopniu, ze drzwi przestają być potrzebne - przyroda i Inuita, opierają się o siebie barkami, w swoistych zapasach, które można by nazwać trwaniem w spleceniu (nie wrogim, a pełnym szacunku).





***
i podrzucę jeszcze legendę Eskimosów grenlandzkich, którą bardzo lubię


O PODZIALE ŚWIATA

Bardzo stara legenda powiada, że w owym czasie, bardzo dawno temu żył sobie człowiek. Powiadają, że ziemia wtedy dzieliła się na części. Człowieka widzącego ziemię podzieloną na części ogarnął wielki strach.



i jeszcze jedną z wyraźnym morałem


O SZTORMOWEJ POGODZIE

Ponieważ dawniej była bez przerwy piękna pogoda, pewien stary człowiek rzekł w końcu:
- Wydaje się, że będzie burza!
I wtedy pogoda zaczęła się odmieniać. A kiedy tak się stało, człowiek rzekł:
- Pogoda staje się burzliwa, a to, co przynosi ze sobą sztorm, jest nie do pozazdroszczenia. Nie należy się nudzić dobrą pogodą.
I odtąd nie nudził się więcej z powodu dobrej pogody.



("Ognista kula - legendy, baśnie i bajki eskimoskie", zebrał i opracował Jacek Machowski)

niedziela, 12 grudnia 2010

Sopor Aeternus

1. do słuchu
2. do słuchu
3. do słuchu

*

dziwna. pociągająca

Cieciorka

Będąc wyjątkowo młodym porankiem, obudził mię był Domber odpisując mi smsem, że mu padła bateria w komórce, co i tak sama z siebie wiedziałam, gdyż dnia poprzedniego rozmowa urwała się w pół i już nie wróciła. Za oknem była sobie zima i jakżeż przenikliwie była ona, bo zaspy przyszły połasić się aż do domu.
Rade dziewczę, nie rade zsunęło swoje aksamitne zwłoki z łoża i w zamieć poszło, bo w misce noc całą namakała ciecierzyca, przyjaźniej cieciorką zwana, a ozory domowników powiewały niby chorągwie.

otóż w sklepie dziewczę kupiło
- wino białe wytrawne marki "ludowa madrość", czyli "sophia"
- groszek zielony konserwowy
(i parę innych rzeczy w tym dwa piwa, ale one akurat nie przydają się do zupy)

w domu se miałam
namoczoną ciecierzycę
cebulę 1
czosnek w zębach
suszony tymianek
nać selera suszoną
pietruszkę suszoną w naciach
pieprz
chili
sól
bulion

*

zupa z ciecierzycy i groszku

  • ciecierzycę uprzednio na całą noc namoczyć i ugotować
  • na oliwie podsmażyć posiekaną sporą cebulę i ze dwa zęby czosnkowe, takoż rozniesione w drobiazgi
  • przy samym końcu winem białym, wytrawnym, obficie podlać i wsypać w to seler suszony kurwa nać! niech z minutkę pobulga i się zwinie
  • wlewamy na tenże zaczyn przygotowany bulion, dorzucamy cieciorkę, dorzucamy groszek i gotujemy
  • pieprzymy się do smaku czili solą w oko
  • zupę pozbawiamy przedstawicieli ziarna, resztę zaś miksujemy, a kiedy już jest po wszystkim, ziarno wracamy macierzystemu garowi, żeby się ukąpać i uwyglądać mogło
  • teraz czas na przeprawę z tymiankiem i pietruchą
  • bulg bulg bulg, voila! gotowe
  • należy pamiętać o stałym gotowaniu w zupie, tradycyjnej, dębowej łyżki!




Żegoty 12 grudnia.2010

sobota, 11 grudnia 2010

Apciuch!

z tivi: "Mistrzostwa Świata w Katarze"

piątek, 10 grudnia 2010

boli

uwięzienie umysłu w ciele i świecie
nierówność
niespójność
tego wszystkiego

*
jak?

wtorek, 7 grudnia 2010

Paniusia wzywa na pomoc zegarmistrza

Kiedy weszłam, tak już leżała. Próbowałam coś zrobić, masaż klatki, sztuczne oddychanie, ale nic, nic, nic! Paniusia wraz z siwowłosym panem, pochylają się nad kukułką. Zegarmistrz bierze w dwa palce skrzydełko, unosi je, opuszcza, jeszcze raz unosi, znowu opuszcza, osłuchuje plecy budki, mierzy wskazówki - Jesteśmy spóźnieni. Mówi zwieszając głowę.

oniemyśleniu

istnieje cała masa rzeczy do oniemyślenia. jak się tak przyglądam swojemu zbiorowi, to rośnie

*

dziś śniło mi się, że schłam sobie słonecznie leżąc na katafalku na naszym cmentarzu. uprzednio zaś wykąpałam się w jeziorze, tamże. następnie spakowałam plecak (dalej na tym samym cmentarzu) i pojechałam do siostry do Moskwy. Moskwa znajdowała się już normalnie, w Moskwie.

7 grudnia - dzień grzecznych wuuszek

Mama pogląda spod zmarszczonej brwi na paczkę i z niechęcią zerka na rachunek do zapłaty

Mama: (podejrzliwie) Co to jest?

Ja: (buzia w ciup) Prezencik.

Mama: (marszczy czoło) Od kogo?

Ja: (ciszej) od św. Mikołaja

Mama: (podejrzliwie) Dla kogo?

Ja: (nieśmiało) Dla mnie

Mama (groźnie): Co tam jest?

Ja: (cichutko) książeczki

sobota, 4 grudnia 2010

карандаш

Są rzeczy, o których myślisz, ze to nagroda, a to była po prostu kara. Obudziłam się dziś z taką myślą w głowie.

być może w związku z takimi rzeczami, w dzisiejszym śniku złamano moją szczotkę do włosów. A to paskudna sprawa, bo szczotkę porządną ciężko mi znaleźć i kiedy już mam, to traktuję jak skarb. strasznie mi smutno się zrobiło w tym śnie, bo nie chciałam się wściec i poczułam wówczas taką bezsilność wobec wydarzającego się.

*

Na jawie, natomiast, siedzę i popatruję z niekłamaną przyjemnością, na gruby trójkanciasty ołówek stolarski o pięknej ciemnozielonej, metalizowanej oprawce z czarnym końcem i twardości 6B, leżący przede mną na biurku. Weszłam w jego posiadanie wczoraj, drogą kupna. Kusiło mnie zakupić całe pudełko, bo razem tworzyły cudny trójkątny graniastosłup. Ach

środa, 1 grudnia 2010

ptaszęco

biolodzy to taki fajny półświatek, w którym, kiedy się element spotka z elementem, jakaś wykwita życzliwość, i porozumienie, i rozmowy uśmiechnięte - a to o wydrze, co to się wydziera, a to o bocianisku, który nie odleciał, a to o zjeżonym jeżu. no i pamięta, że człowieka nie zastało w domu, kiedy trzeba było ściągać bociana z gniazda, i że człowiek w tym czasie bezczelnie grawitował w okolicach bajkału. biolodzy to taki światek, który ma o wciąż energię, by o tym mówić, i mówić, i mówić. jestem więc po poruszeniu tematu kondycji bocianów, woliery dla dzikusów, dokarmiania oraz innych, rzeczy guzikowych.
nabyłam drogą licytacji i fajną fotografię Ryszarda Czerwińskieg z wydrapanną, to na ośrodek rehabilitacji dzikusów, no a moja podopieczna z koła plastycznego zwinęła pierwszą nagrodę w konkursie "ptasie sprawy", a tak zastanawiałyśmy się obie, na którą z dwóch zrobionych prac postawić. juhu, jestem głodna i musżę. ułożyć klasówkę dla szóstaków.

*

na podwórzu mrrrróz jak sto czegoś tam czegoś

**
a w nagrodę zapakuję się pod kołdrę z książką o Ammassalimmiutach.

A jak będzie pięknie, to pewnie coś o niej popiskam