poniedziałek, 13 grudnia 2010

wyimki z nieistniejącego świata

"Czy robienie zapasów nie byłoby równoznaczne z nieufnością wobec przymierza łączącego człowieka ze zwierzęciem? Przygotowywać znaczne zapasy to tyle, co zakładać, że łowy będą niepomyślne, a więc, że przymierze ulegnie zakłóceniu. Jeżeli nastaje głód, winny temu zaradzić zabiegi natury religijnej.
Robienie zapasów jest jednym ze sposobów opanowania przyszłości, jest dążeniem do zapanowania nad przyszłością, a to może zakrawać na zbyt wielką pewność siebie i zbyt wielką nieostrożność wobec sił regulujących bieg świata.

*

"O ile Ammasalimiuci lękają się umarłych i śmiertelnych, zawsze możliwych i nieprzewidzianych niebezpieczeństw, jakie mogą grozić ze strony ludzi praktykujących czary, o tyle nie czują lęku przed powszednimi niebezpieczeństwami, wykazują się wyjątkową wytrzymałością i odwagą wobec przeciwności losu. Spokojnie i w pogodzie ducha stawiają czoło śmierci: akceptowanie śmierci jako życiowej konieczności wydaję się im czymś tak naturalnym, ze często sami wychodzą jej naprzeciw, zwłaszcza z powodu podeszłego wieku, chociaż również, mimo że dużo rzadziej, pod wpływem przeżyć natury uczuciowej. Samobójstwo uważa sie za akt, który mieści się w pojęciu wolności osobistej i który należy uszanować.
"Czy mało się nażyłem? Czy synowie nie przywożą pod dostatkiem fok?" - głośno zastanawia się pewnego dnia w kręgu swoich bliskich, pod dachem domu lub w namiocie, stary myśliwy, który doszedł do przekonania, ze już zrobił w życiu wszystko, co miał zrobić. Nie ma wątpliwości, dlaczego o tym mówi. Zapragnął odejść... Czasami będzie mówił długo, bez zbytniego pośpiechu, o swoim życiu, co w nim zdziałał dobrego, co złego, po czym wsiądzie do kajaka, nieraz z pomocą syna, odbije od brzegu i płynąc odwróci się nagle do góry dnem, by tak już pozostać. Kobieta,w podobnych okolicznościach, rzuci się z wysokiej skały.
Morze, które jest dla Ammasalimiutów źródłem wszelkiego dobra, dobrze przyjmuje ich w śmierci; to najkrótsza droga do miejsc lepszego bytu w zaświatach"

*

""Bywa, że angakok, choćby i najpotężniejszy, nie zdoła uśmierzyć gniewu matki morskich zwierząt. Nastaje głód, zapasy się kończą - o tyle szybciej, że goście byli niedawno w odwiedzinach. Przechowywane pod ipekiem zwoje ammassatów zostały już zjedzone. Długi połeć białego rekiniego mięsa, trzymanego dla psów, zawieszono na belce; nawet po ususzeniu, kiedy już utraciło swoje trujące właściwości, tak mocno czuć je amoniakiem, że chcąc zjeść choćby kawałek, trzeba umieć opanować mdłości. Dzień w dzień myśliwi całymi godzinami czatują na lodzie, a po powrocie do domu siadają bez słowa. Nadchodzi głód, lecz ich zachowanie jak gdyby niczym tego nie zdradza... Wstaje któryś z mężczyzn, nawilża skórę bębenka i śpiewa, a wszyscy chóralnie podejmują refren. To nic innego, tylko optymistyczna postawa wobec upersonifikowanych mocy, od których zależy cykliczny bieg zjawisk. Może tak minąć osiem, dziesięć, piętnaście dni. Je się algi, długo gotuje się skóry, żeby móc je przeżuć... Wreszcie któregoś wieczoru wraca myśliwy, rozbiera się, rozwiesza odzież, żeby wyschła, nie inaczej niż każdego dnia, po czym mówi do matki lub żony: "Foka leży przed domem". W znacznej części zostaje zjedzona na surowo"

*

"Zdarza się jednak, że któryś z myśliwych nie wraca - odzież wszystkich innych już od dłuższego czasu suszy się nad lampą,a jego wciąż nie widać. Jeżeli ta nieobecność przedłuża się, jedna i ta sama myśl narzuca się wszystkim: "Nie wróci". Nikt jednak się z tym nie zdradzi. Ani słowem, ani gestem. Jeżeli nie wracający żyje, obraziłoby się go, wyruszając mu na pomoc, bo znaczyłoby to, że uważa się go za niedojdę.
Jeżeli nie żyje, pod żadnym pozorem nie należy wymawiać jego imienia, już bezcielesnego, gdyż znaczyłoby to, że się przyzywa je,a przecież bez potrzeby, skoro nie ma w domu noworodka,w którego ciele mogłoby zamieszkać.

*

"Kiedy indziej znów wielki dom aż kipi uciechą. Oto są goście - nieraz z daleka, po całodziennej jeździe na saniach lądem i ściętym przez lód morzem, przybyli w odwiedziny mężczyźni i kobiety.
Gościnność jest najpierwszym i niepodważalnym obowiązkiem, niezależnie od sympatii czy wrogości do goszczonych. Przyjmuje się ich z całą szczodrością, niczego nie szczędząc, i jeszcze w chwili pożegnania obdarowując wiktuałami dla ich krewnych, którzy nie przyjechali. Niezawodny sposób, aby znikły nawet największe zasoby żywności, a stan posiadania ich właścicieli spadł do ogólnego poziomu. Największym specyjałem na takich biesiadach jest kritsia: foka, która musiała kilka miesięcy przeleżeć w zmarzlinie, aby jej mięso, z mocnym zapaszkiem, mogło być uznane za godne podniebienia (...) Kritsię spożywa się na surowo - jest to mięso o miękkawej konsystencji, jego ściekająca krew zdradza początki procesu gnilnego; zawiera toksyny, które wprawiają biesiadników w stan podniecenia wyładowującego się w hałaśliwym śmiechu. (...) Je się ją aż do ostatecznych granic sytości. "Język stanął mi w gębie" - określają tę sytuację Eskimosi, tak zaznaczając również, ze już pora przejść do innych uciech. Jeden z mężczyzn sięga po szeroki, zaopatrzony w uchwyt bębenek; gra..."

*

"Ani po pierwszym kontakcie z Europejczykami, ani nawet później, Eskimosi nie przyzwyczaili się do podniesionego tonu i hałaśliwości głosów zachodnich przybyszów; bywało, ze zatykali sobie uszy ze słowami "Chyba ktoś tu tak mówi, jakby wpadł w złość?" Dzieci bawią się według uznania, idą spać kiedy im się spać zechce, jedzą lub sięgają do piersi, kiedy mają na to chęć. Matka nigdy ich nie upomina, nie karci, nie łaje ani nawet nie traktuje surowiej, aby im narzucić taki czy inny sposób bycia. Uważa, ze w małym ciałku niemowlęcia próbuje wyrazić się inna osoba, która odradza się w nim wraz ze swymi cechami człowieka dorosłego czy nawet mądra mądrością starca. Matka zważa, by czymś nieopatrznie nie przeszkodzić temu dążeniu bogatemu doświadczeniami z innych reinkarnacji"

(z książki Roberta Gessaina "Ammasalik")

ipek - w domu patriarchalnym, wspólny podest służący do spania i prac, poprzedzielany przegrodami ze skór, które wyznaczały miejsca poszczególnych par
angakok - kapłan
ammasaty - małe rybki nanizane na sznury




**

jest coś bardzo pięknego w surowości tej zagubionej już kultury. silne biologicznie prawa pozwalają podeprzeć drzwi, na które z drugiej strony napiera bezlitosna przyroda.. pozwalają je podeprzeć w takim stopniu, ze drzwi przestają być potrzebne - przyroda i Inuita, opierają się o siebie barkami, w swoistych zapasach, które można by nazwać trwaniem w spleceniu (nie wrogim, a pełnym szacunku).





***
i podrzucę jeszcze legendę Eskimosów grenlandzkich, którą bardzo lubię


O PODZIALE ŚWIATA

Bardzo stara legenda powiada, że w owym czasie, bardzo dawno temu żył sobie człowiek. Powiadają, że ziemia wtedy dzieliła się na części. Człowieka widzącego ziemię podzieloną na części ogarnął wielki strach.



i jeszcze jedną z wyraźnym morałem


O SZTORMOWEJ POGODZIE

Ponieważ dawniej była bez przerwy piękna pogoda, pewien stary człowiek rzekł w końcu:
- Wydaje się, że będzie burza!
I wtedy pogoda zaczęła się odmieniać. A kiedy tak się stało, człowiek rzekł:
- Pogoda staje się burzliwa, a to, co przynosi ze sobą sztorm, jest nie do pozazdroszczenia. Nie należy się nudzić dobrą pogodą.
I odtąd nie nudził się więcej z powodu dobrej pogody.



("Ognista kula - legendy, baśnie i bajki eskimoskie", zebrał i opracował Jacek Machowski)

4 komentarze:

  1. ojaaaaaaaaaaaaaaa!
    czyli są jeszcze książki do czytania na tym świecie!

    OdpowiedzUsuń
  2. są :) miliony :)
    ta, jest stara, akurat ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. a teraz wyobraź sobie małego eskimoska ktoremu mama mówi, żeby ubrał czapke bo odmrozi sobie uszy, a maly eskimosek na przekór nie zakłada sobie czapki i odmraża nie tylko uszy ale cały mózg na śmierć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. to niemożliwe, nie mógłby zrobić na złość, bo by mu mama pozwoliła, więc jakie "nazłość"? czyli sprawa sie rypsa, broń wytracona u samej formuły broni ;)

    OdpowiedzUsuń