wtorek, 28 grudnia 2010

Dom pani zimy

Świat stanął w lodzie. Nie w szadzi, śniegu, czy lodowych sopelkach, został zatopiony w gładkiej powłoce lodu. Każda gałąź, każde wystające spod śniegu źdźbło, każdy baldachim krwawnika stał się inkluzją. Pierwszy raz widziałam to zjawisko w takiej skali. W powietrzu unosił się dźwięk dzwonków, dochodził z każdego miejsca (nawet z ziemi) i wypełniał przestrzeń jakąś niesamowitą piosneczką. Nieostrożne potrącenie gałązki uruchamiało kolejne tony, przy tym należało uważać, by nie zniszczyć samej gałęzi - przerażająca kruchość konstrukcji. Lód sprawił, że gałęzie łamały się pod najmniejszym nawet naporem. Popatrz, powiedziałam do idącej ze mną Rady, podniosłyśmy głowy - korony drzew dotknięte przez przesuwające się za nimi białe słońce, rozbłysły czystym srebrem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz