poniedziałek, 25 lipca 2011

z zapisków fioletowym atramentem - Norwegia 2

foto

13 lipca (środa) - Lodowiec Jostedal

Że zjawisko błękitnienia lodu występuje w naturze, to ja wiem, ale dlaczego nikt mi nie powiedział, że to jest naprawdę! Firn dosyć brudny ze względu na porę roku, nie daje rady ukryć lodowego ducha. Pod stopami sączy się błękitna poświata, wyłazi ze szczelin.
Są też miejsca błękitne w pełnej krasie, lodowe szramy, groty, ale najdziwniejsze wrażenie, porównywalne z umiejscowieniem się kulki w gardle, powoduje we mnie nikłe, błękitne światło, przeciskające się pomiędzy ziarnami śniegu. Łazimy po jęzorze Nigardsbreen, zbyt krótko, za mało. Pakt skały i lodu, odwieczna spółka wody, ziemi i światła kotłuje przestrzenią, w jakiś niesamowity sposób nadając jej stabilność w tym obłędnym młyńcu. Skały gładzone czule i cierpliwie, szare aż po granicę białości, lodowa woda, wiatr. Po jęzorze płyną niekończące się strużki, których muszę dotykać, nie umiem się przed tym powstrzymać. A u stóp, na przedpolu, jasnożółte światło, miękki mech

Od tego momentu zaczyna skręcać się we mnie cienkie i mocne włókno, czuję jak wzrasta coś, co może zalać mnie światłem albo, przy nieostrożnym poruszeniu, wybuchnąć w twarz
coś, co nazywam rozpaczą piękna, tylko jeszcze zwielokrotnione. Rośnie energia układu






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz