poniedziałek, 25 lipca 2011

z zapisków fioletowym atramentem - Norwegia 3

fotki


14 lipca (czwartek) - Runde, ptasia wyspa

Chłodne, cięte powietrze, ostre słońce. Ptasia wyspa kwitnie barwami, ale ma pod skórą surowość. Wiem i czuję, jak prosto istnieje, widzę barwy, czuję ciała nagrzewających się skał, a myślę o listopadowym wichrze, falach rozbijających wargi o brzegowe zęby. Pamięć zapisana w materii. Wiecznotrwała tkanka. A tymczasem feeria koloru, po którą wystarczy schylić głowę, zawciągi różowieją w załomach głazów, wrzosy, naparstnice, astry czepiają się występów, oleiście lśnią tłustosze. I wszędzie wełnianki z rozwianymi, roztrzepanymi na wietrze brodami. I wszędzie gąbka torfowca, porosty.
Ptasia wyspa nie bez powodu ciągnie miłośników ornitologii,już od rana buszują w brzegowym rumoszu ostrygojady, jeden z nich wytrwale patroluje teren z dachu przystanku autobusowego, inne załatwiają swoje sprawki, sprawunki, grzebiąc w wodorostach. Nad nami rozwydrzone mewy, trójpalczaste, śmieszki i wcale niezmewione wydrzyki, bieliki oraz malowane głuptaki, obsiadające klify.
I jeszcze to, na co wszyscy czekamy z wypiekami na twarzy- maskonury.
Podobno są, podobno siądą, podobno obsiądą klif, sterczymy więc na skałach kilka dobrych godzin. Pomimo późnej, według zegarka, pory, nadal oblewani słońcem, bo przecież noc jest biała. Smaga nas wiatr i podtapia wilgoć wszechobecnych, nawet tu, na górze, torfowisk. Są! Najpierw zrywają się pierwsze, te niecierpliwe, a może już najedzone do rozpuku, siadają na występach skalnych. Wszystkie, jak na komendę, lufy obiektywów wycelowane w widowisko rozbawiają mnie do łez, zaczyna chichotać we mnie chichadło, zwłaszcza, że dołącza do tego taniec skalny maskonurów. Te fantastyczne ptaki, są jednym z zabawniejszych widoków świata, niewiarygodne łapki, które zdają się wręcz niemożliwe do stworzenia, ruch ciała, ubarwienie głowy, oczka pomalowane, jak u mimów.
I każdy maskonur stroi miny, każdy drepcze, chowa się, pokazuje, popycha kolegów albo skacze ze skały. Błogosławione zrządzenie losu, że Bożenka nie chce opuścić stanowiska, zanim nie zrobi fotki swoim aparacikiem, bo dzięki temu docieramy do momentu, kiedy maskonury obsiadają skały, siadają po 5, po 6, całymi gromadkami, oczom nie wierzę! Źrenice otwierają mi się szeroko, tak szeroko, że lada chwila mogłyby tam wkłusować stada ptaków i ułożyć się do snu. Zapominam, że moje mięśnie już dawno zamieniły się w zlodowaciałe grudy, że mam mokre buty, a ząb zachodzi mi na ząb, istne szaleństwo, aparaty strzelają jak ckm-y, a ptaki nic sobie z tego nie robią, zaczynają nawet przechodzić pod nogami ludzi. Krzyczy, co ja mówię, wrzeszczy we mnie ze szczęścia.



wrzos



mój brat, który udaje skały



wrzosiec



ostrygojad, który zgubił jeden dzień





w oczekiwaniu na maskonury










*


15 lipca (piątek) - Fiord Geiranger

Jeszcze poranne pożegnanie z Runde i jedziemy nad fiord Geiranger. Na poziom wody zjeżdżamy Drogą Orłów, co pozwala cieszyć się tą, podobno najpiękniejszą, zatoką Norwegii. Ścieżką biegnącą przez kolejne torfowisko wędrujemy do punktu widokowego. Po drodze rosiczki, moroszka, borowiki, kurki, bażyna, której jest tu zatrzęsienie no i storczyki.







Dalej jedziemy podcieniem szczytów. Krajobraz zasnuwa się chmurami, szczyty oblepia śnieg, ściekający wolniutko do lodowatych jezior. Poskręcane, krzepkie sosny, zielone potoki, surowość. Porażająca surowość. Mam ochotę uciec z autokaru i iść przez ten buro-biały krajobraz. Iść i iść











Kolejna świątynia słupowa (klepkowa - od pokrycia dachu), tym razem w Lom (zbyt marne światło, jak na mój biedaszyb, według którego 400 ISO, to materiał wyjściowy do robienia puzzli) I nocleg na zimnym campingu z pechowo nabytym brakiem prądu w domku i ciepłej wody w myjni







*

Ps: Podczas ciągnących się (ciężko powiedzieć czy do nocy, bo tej nie uświadczysz) śmichów chichów w naszej podgrupie biologickiej, dowiadujemy się, kto jest ekscytaczem maskonurów, a kto nie jest, a także podejmujemy kroki, by nie odwodnić się na wiór.
Na Runde nawet śpi się ptasio, bo w dziuplach

2 komentarze:

  1. maskonur! pół-pingwin, pół-kaczka! i te łapy z gumoplastiku! i dziób kreatywny!(nie wiem! skąd u mnie! tyle! wykrzykników!):))) (na ostatnim zdjęciu jeden w takiej pozie, że trudno wyczuć, czy toto leci, czy rzuca się ze skały)

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem przekonana, ze rzuca się :D
    kiedy na nie patrzyłam, byłam jednym wielkim wykrzyknikiem :D

    a dziś w polach przyglądałam się, jak źrebak z ADHD, gania po łące zniechęconego tym faktem bociana. siadłam na ziemi i ryłam. kurcze, ze też nie wzięłam aparatu!

    OdpowiedzUsuń