poniedziałek, 25 lipca 2011

z zapisków fioletowym atramentem - Norwegia 4

16 lipca (sobota) - Park Dovrefjell

fotki tu

Co mówi wielki wół piżmowy, swojemu maleńkiemu podopiecznemu drzemiącemu beztrosko w zaroślach wierzby lapońskiej? Delikatność dotknięcia pyska rosłego samca, który budzi śpiące cielę nie ma sobie równych.
Tundra Dovrefjell, woły, których mogło nie być, a są, które wystają zza rogów krajobrazu. Ostrożnie zmieniamy perspektywę, każde wejście na wzniesienie przynosi zwykle zwieszony za nim rogaty łeb, czujnie śledzący intruzów.
Dystans, nauczyć się właściwego dystansu. Uczymy się języka, który pozwoli nam podejść jak najbliżej, nie czyniąc szkody sobie i innym. Uczymy się nie gapić, nie lecieć na łeb, na szyję, uczymy się cofać ostrożnie, przypatrywać, patrzeć. Nie tylko na te piękne zwierzęta, również na siebie.
Białe porosty, płachty zielonkawych traw, miniaturowe goryczki, karłowata brzoza, wierzba polarna, goździki, budują pod stopami poduszkowe światy. Na takich poduszkach śnią swoje tysiące lat wielkie, wełniste ssaki. Gdy biegną, faluje im sierść, gdy biegną w twoją stronę, odruchowo szukasz wysokiego drzewa, którego nie ma.

W oddali Snohetta, czyli Śnieżka, tak mówi nasz pilot, Marcin. Snohetta po macierzyńsku przechwytuje horyzont i zmiękcza go chmurami. Przysłuchuję się i patrzę. Być może powinno się zobaczyć tylko jedną rzecz i pozostać czas jakiś w tym jednym tylko zachwycie? Włókno niebezpiecznie się napręża, zaczyna wiązać supły, momentami obawiam się, czy dam radę je później rozplątać, zapisuję więc skwapliwie wyrywane kęsy krajobrazu. Kocham otwartą przestrzeń, jestem u siebie.

Położenie się na ziemi, niesie ze sobą ryzyko przyklejenia się do kopyta wołu, a tak bardzo mnie kusi wtulenie w widnokrąg.
Myślę też o pasji, jak pozwala być samemu nawet wśród hałasu. Wyłączyć się i pobyć ze sobą. Pretekst do oddalenia i skupienia. Tylko przebóg, nie gapić się! nie gapić!













Podjęte, ochocze próby władowania się na woły piżmowe:
- Jacek i Krzysztof w pogoni za najlepszym i najbliższym ujęciem
- ja i Marcin pod tytułem "A cho, wejdźmy na to wzniesienie"
- Beata i ja z powodu wielce zajmującej rozmowy o chrobotku reniferowym

Ponadto odkleiła mi się podeszwa w prawym bucie, co, jak się okaże, nie pozostanie bez wpływu na dalsze wypadki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz