środa, 27 stycznia 2010

cyrk

o tu, o tu

tak, dołączył się do miejsca w mózgu, gdzie powstaje wiersz

niedziela, 24 stycznia 2010

sobota, 23 stycznia 2010

poniedziałek, 18 stycznia 2010

masa atomowa czyli nudy na puby

ile gramów baru
mieści się w barytonie?

wszystko w płynie

do rzeki można wejść nagim i bosym,
może być z młodszym, panie Eugeniuszu Dycki,
pod warunkiem, że się wychodzi
nie bardziej nagim i nie mniej bosym.

niedziela, 17 stycznia 2010

po gruszki

lubię klapsy i konferencje

aco :]

Skomplikowane operacje mózgowe i poczucie czasu

"Rumbury to dziwne miejsce zamieszkania dla starej panny, która uczy gry na harfie. A Januaria Lestrange była prawdziwą starą panną w dawnym stylu - chodziła bardzo wolno, stawiając małe odmierzone kroczki i nosiła długie sukienne spódnice zakrywające wysokie, spiczaste, zawsze wyglansowane trzewiki z guzikami, które obciskały cholewkę na nodze. To, ze taki strój stał się znowu krzykiem mody, było czystym zbiegiem okoliczności..."

(Opowiadanie "Promyk"z "Pokoju pełnego liści" Joan Aiken)j

o staropanieństwie najlepiej myśli się przy ścieleniu łóżka. chociaż właściwie nie wiem, czy stare panny ścielą, czy nie ścielą, hmmm..

ciekawe, czy poczucie, że się ma trzydzieści lat, zostanie na całe życie, czy zacznie się powoli, acz nieubłaganie oddalać, zamieniając kolejne milimetry ciała w tęsknotę albo co gorsza żal, albo nie wiem, co gorsze.

piątek, 15 stycznia 2010

orogeneza celulozowa

żesz kurew mać. rysuję tę rebekę u studni, pardon, u pompy, a rośnie góra

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Gerard Dou

Stara kobieta czytająca Biblię

Stara kobieta, to prawdopodobnie matka Rembrandta, zresztą jest obraz Rembrandta ("Prorokini Anna"), bardzo podobny, choć nie tak wycyzelowany, jak obrazy Dou. ta drobiazgowość i umiłowanie dziubania w detalu, były przyczyną chichotu, jaki dotykał Dou ze strony mistrza, ale nie o tym chciałam napisać. Tę matkę przyniosłam sobie dla opaski na włosach i pięknej nagości twarzy. O ile Rembrandt pokazywał portret psychologiczny, Dou obnaża specyficznie fizykalność ciała. Ale nie nadaje mu zimnej brzydoty, nie daje mu również ciepłej brzydoty, ani urody mu nie daje. On w jakiś sposób oddziera warstwę fizyczną, jakby robił to poza swoją świadomością. Sądzę, że to też forma talentu - rozwarstwić aż do niemożliwości ludzkiego dotknięcia. Trochę kojarzy mi się z Arcimboldo, ale tam to jasne - rośliny są tą przestrzenią izolacyjną między warstwami


tu 'Czytanie Biblii'

Jest piękna rzecz w owym obrazie Biblię czyta nie tylko dwoje ludzi, ale gałązka wpadająca przez okno. właściwie nawet nie czytają, a zaglądają do Biblii, jak do kuchennego przepisu. Jakby gotowali i zastanawiali się, co teraz dodać do tej codzienności. Zaciekawiona gałązka wyciąga się i patrzy na swój gałązkowy sposób. trochę to czarownicze, przychodzą mi na myśl baśniowe wiedźmy, małżeństwa, którym z ziarna fasolki urośnie mały Tomcio i znów nierealne...

Książka, która na zawsze wygięła mój umysł

Nie tylko, jako baśń, ale jako książka w rzeczy samej. Format, zapach zetlałego, possanego myszą papieru, kartki o niskiej zawartości celulozy w celulozie, żółty kolor stron, opitolone rogi i krawędzie, przełóżki z gazety z zasuszonymi kwiatkami. No i ilustracje. Szancer - piękne, A4, strony obrazów i niekolorowane rysunki na niemal każdej ze stron. I zawsze już będę szukała tego żar ptaka we wszystkich żar ptakach świata. jeśli go nie znajdę, żar ptak jest nieprawdziwy




M.Szancer ( ilustracja do "Konika Garbuska" P.P. Jerszowa)

o Lali i Ceratowym


Autor: Maff

http://maffins.digart.pl/

niedziela, 10 stycznia 2010

pejzaż wewnętrzny

"...nie liczenie się z faktem, że wielu jest ludzi, lecz niewielu ludzkich, że wielu ma wszystko prócz talentu..."

(J.Cepik "Samotny o zmierzchu")

ładne zdanie, co prawda jego kontekst jest szerszy i dodatkowo bardzo specyficzny, jeśli idzie o Rembrandta, niemniej sam skrawek tego zdania, budzi we mnie różne wiry i wirusy. o ludziejstwie, o splątanych nitkach powiązań implikujących autoportret, znaczeniach w głowie, barierze porozumienia.
o swobodnym i nieswobodnym istnieniu

*

i ładnie, malarsko napisany fragment:

"Rembrandt idzie z Weddsteg do młyna. Jest wiosna, wczesna zieleń pokrywa łąki, a szare żagle łodzi płynących kanałami wyglądają jak rybie płetwy przecinające równinną zieleń. Parobcy krzątają się przy załadunku mąki na czekające wozy.
Rembrandt siedzi z boku na kamieniu, szkicuje ludzi, konie i wozy, lekkimi pociągnięciami ręki zaznacza równinę z wstęgą Renu. Jest to pierwszy pejzaż Rembrandta van Rijn, pejzaż bez daty"

jasak

danina w naturze, często w postaci futer

:]

czwartek, 7 stycznia 2010

o porównywaniu mas

a ponieważ przed chwilą przypomniała mi się baśń to przytoczę inną.
pochodzi z Danii.

Chłop w domu

W małej wiosce, wiele lat temu,mieszkali sobie mąż i żona. Oboje byli wiecznie niezadowoleni, bo mężowi się zdawało, że żona ma łatwiejszą pracę, żonie zaś, że mąż ma łatwiejszą. Pewnego dnia postanowili, ze spróbują się zamienić. Ona miała iść w pole, on zaś miał zostać w domu i dopilnować tego, co należy, ubić masło, ugotować kaszę i wyprowadzić krowę na pastwisko.
Poszła zatem żona na pole, a mąż zabrał się do ubijania masła. Wkrótce jednak poczuł pragnienie i zszedł do piwnicy się napić. Ledwo odszpuntował beczkę z piwem, kiedy usłyszał straszliwy hałas dochodzący z kuchni. Pobiegł zatem na górę, żeby zobaczyć, co się stało. W pośpiechu zapomniał ponownie zaczopować beczkę i całe piwo wypłynęło na podłogę.
Kiedy wrócił do kuchni, okazało się, że wlazła maciora i wywróciła maślnicę, wylewając śmietanę na podłogę. Trzeba było zebrać nową śmietanę, a potem zabrać się do ubijania masła od początku. Kiedy trochę poubijał, przypomniał sobie, że niedługo południe i trzeba by zacząć gotować kaszę.
Bał się jednak zostawić maślnicę w kuchni, kiedy będzie szedł po wodę na kaszę. Przywiązał sobie zatem maślnicę na plecach i poszedł po wodę. Kiedy jednak pochylił się nad studnią, żeby wyciągnąć wiadro, śmietana wylała mu się na głowę i spłynęła do studni i w ten sposób został bez śmietany.
Wróciwszy i postawiwszy kaszę do gotowania, przypomniał sobie, że wcale jeszcze nie wypuścił krowy. Pobiegł tedy do obory i wyprowadził krowę, lecz nie bardzo wiedział, gdzie ją puścić na wypas. Odkrył, ze na dachu rośnie trochę trawy i zaciągnął tam krowę. Przyszło mu jednak do głowy, że krowa łatwo może spaść. Rzucił wobec tego koniec sznura do komina i pobiegł do kuchni, gdzie przywiązał go sobie do nogi. Teraz gdyby krowa spadła, musiałby to poczuć.
Następnie jął mieszać w garnku kaszę. Po niedługiej chwili krowa spadła z dachu,a on został wciągnięty do komina.
Teraz chłop wisiał w kominie, a krowa wisiała nad ziemią i żadne z nich nie mogło ruszyć się z miejsca.
Kiedy żona wróciła z pola na obiad i zobaczyła wiszącą krowę, podbiegła i odcięła postronek, nie wiedząc, że mąż wisi na jego drugim końcu. Kiedy postronek puścił, mąż wpadł głową do garnka i umarł.
Żona bardzo się zmartwiła i od tego dnia nie zamieniali się już więcej.

(wybór. i opr. P.Ravn i R.Stiller)


*

kilka refleksji
1. bardzo podoba mi się beznamiętny ton tej baśni
2. doskonała logiczna pointa
3. wątpliwość, dlaczego krowa ze swoją masą, nie przeciągnęła chłopa przez komin i nie bęcnęła na ziemię,w dalszym dociekaniu, wychodzi mi, ze to była bardzo chuda krowa, zatem żona też niezupełnie obowiązek swój spełniała należycie
4. no właśnie, co z żoną? czyżby robotą męża było 'pójście sobie gdzieś i nicnierobienie'?
5. szkoda piwa
6. śmietany w zapasach starcza tylko na dwa razy
7. wpadanie głową w garnek grozi śmiercią
8

bum cyk cyk

przyglądam się zdjęciom sprzed i po granicy. jest różnica, pierdolić technikę, te starsze zdjęcia mają w sobie coś, co mi się ostatnio w fotografii zgubiło, sądzę, że to życie
gdzieś się zapędzam za mocno, w szukaniu linii, płaszczyzn, uwliekaniu się kompozycją, łamaniu i kadrze i łamaniu tego kadru, w złotym podziale i pilnym dokręcaniu czasów, apertur, oblizywaniu ISO; zdjęcia mi zmarniały.
i czułam ten nieteges, czułam ową martwotę, to nieożywienie rzeczy, ale dopiero dziś, kiedy kicałam po zdjęciach z podróży, nieeleganckich, nieułożonych, niefrasobliwych technicznie, z radośnie wykonaną kichą i przechyłem, uświadomiłam sobie, że czas zgubić staranność. tym razem premedytacyjnie, tym razem na innym stając krześle.
choć, jak sądzę, to będzie tradycyjne już miotłanie się, w poczuciu chcenia tego, owego, unego.
dziwna jest fotografia. mocno dzieje się w głowie jednak, jak wszystko zresztą, kurważesz jego mać
a jednocześnie dzieje się poza głową, a i w skrzynce się dzieje, oj dzieje się,.
konkluzja - nie kupię tego aparatu za cholerę . masakra i maszkarony! do stu tysięcy śledzi.
ale za to jadę na Syberię, co jest
a) wytłumaczeniem
b) znakomicie mnie pociesza

jo ho ho
i butelka rumu!


inny wniosek

* a jednak wiem już w miarę blisko, jakie zdjęcia chcę robić,
teraz tylko pozostaje się przytrzymać za mordę i złapać właściwy wiatr w chustkę.

a na marginesie

przypomniała mi się baśń z wiatrami w roli

środa, 6 stycznia 2010

zapach truskawek, zapach jagód

to jest wpis o zabarwieniu metafizycznym.

*

otóż nalewka truskawkowa, ma według Religijnej Joli, smak, cytuję:
"Jakbyśmy się siedziały w piwnicy na workach od ziemniaków", przy czym w dalszym objaśnieniu stoi, że jest przepyszna i nie rzecz w tym, że ziemniaki mają zapach paskudny, czy też piwnica wonieje stęchlizną, bo nalewka jest pyszna i pachnie truskawkowym latem. rzecz w jej aurze - to jest nalewka, która jest w głowie Joli, łukowato sklepioną, starą, winiarską piwnicą, zastawioną workami i zasypaną ziemniakami.
przy kieliszku jagodowej, Jola poprawia zdanie:
"o, to to jest dopiero worek od ziemniaków!"

*

miejsce na wnioski

...

wtorek, 5 stycznia 2010

z przejęcia

Od jakiegoś czasu przychodzi do mnie taka myśl, a właściwie pytanie, dlaczego w moim wewnętrznym i szczerym poczuciu, bardziej cierpię nad losem zwierząt niż ludzi. bardziej przejmuję się poczuciami zwierząt niż ludzi, mocniej mną szarpią, wywołują więcej smutku, takiego aż po samo dno.
dziś ścieląc łóżko, znalazłam odpowiedź. przynajmniej na tę chwilę, na ten czas ją znalazłam. ja po prostu bardziej rozumiem uczucia ludzi, dlatego mniej się nimi przejmuję. boli mnie to, czego nie znam i nie rozumiem. jakież to proste.

balustrady

dziś śniły mi się korytarze, balustrady, sale pełne luster, balkony i złoczyństwo. z kajdankami i pościgiem. fabuła nadto zamotana, by ją rozplątywać.
sen był pełen tajemnic. oczywiście była też woda, jestem skazana na sny pełne wody.

znaczenie snu

*

wczoraj powiesiłam dywanik na balustradzie klatki schodowej. sądzę, ze to dlatego. złoczyństwo i pościgi, są tylko dodatkiem.
a może mam wyrzuty sumienia, ze powiesiłam zamiast pójść i złożyć go ładnie na miejsce?
w każdym razie dziś też wisi, a ja za każdym razem przechodząc obok, mam taką myśl, że powinnam go położyć.

niedziela, 3 stycznia 2010

Zabaweczki

zastanawiam się właśnie, jak u licha łączyłam ten zestaw zabawek więzami krwi!
no, gwoli ścisłości, muszę przyznać, że niektórzy z nich zostali do rodziny przyjęci - np Miko (z choinką) i Krakowiaczek, który zakochał się w należącej do rodziny (a przecież najbardziej do niego podobnej Krakowiance);
ale taki na przykład Kacik - małe, purpurowe niewiadomoco z dziurą w d... na ołówek(?) i babuszka.
dziad z muppetów był kochanym Dziadkiem.

może tolerancja ludzi zaczyna się od tolerancji różnic w zabawkach?

cięte językiem

"...w lecie nie, w lecie pełno ludzi. Siedzą, chodzą, biegają, koczują. W lecie raz tylko moja ławka była wolna. Usiadłem i siedzę, i nic nie robię z wrażenia, ze siedzę na niej sam. Ale już wyrzuty, że nic nie robię, więc wyjmuję zeszyt i zaczynam pisać.
Dzień wcześniej mi się nie udało, może teraz. Dzień wcześniej, z zeszytem pod pachą, nie miałem gdzie usiąść, trawa brudzi, to usiadłem na zeszycie, bo na czym? W związku z tym nie napisałem niczego. Siłą rzeczy"

*

"To, że milczę, nie znaczy, żem umilkł. Idzie mi tylko wolniej. Alfabet ma dwadzieścia cztery litery. Kiedyś myślałem, że to dużo.
Byłem na Targach, wiecie, my po raz pierwszy w roli głównej. Dziesięć dni czytania tego, com sam napisał. Jak długo oblizywać można dawno już urodzone cielę? Język mi od tego zdrętwiał"

(Janusz Rudnicki "Mój Wermacht")

*

książka zgrabna w języku, rozłamana na dwie części. zewnętrzna część i wewnętrzna. pierwsza jest jak błyskotliwa obserwacja z komentarzem wujka Staśka, mistrza ciętej riposty, druga jak poezja ze zmąconym łbem. albo ja miałam łeb nazbyt zmącony podczas czytania, zresztą nie ważne, kto gdzie mącił. ważne, ze jest.

sen podróżniczy

dziś jechałam na motorze (boję się na motorze) do Laosu do jakiejś świątyni buddyjskiej (nie ciągnie mnie do buddystów, jako takich) z moim byłym narzeczonym (mam dystans do mojego byłego narzeczonego).
po drodze zgubiłam torbę z dokumentami (boję się zgubić torbę z dokumentami w obcym kraju) i miałam nieprzyjemnych sąsiadów obok materaca, na którym spaliśmy (nie lubię nieprzyjemnych sąsiadów)

o czym więc był ten sen?

- że podróże kształcą

:]

porządki

daję słowo, chciałam ułożyć książki w porządku alfabetycznym, a teraz mam w pokoju rozpierdol.
i już się zmęczyłam

ślimak ślimak pokaż rogi

sądzę, ze tu tkwi fajny pisak :)

sobota, 2 stycznia 2010

Ślady

Każdy człowiek, którego spotykamy, zostawia w nas ślad. Zatem kiedy następuje zadeptanie pierwszego 'mnie'?

Słonecznik

dostałam w prezencie, założony w wielkim kartonowym pudle, ogród. Był tam ogromny słonecznik, rosnący w płyciutkiej małej miseczce (korzenie) oraz skalne kwiaty, głównie białe. Pudło rozdarło się i musiałam gdzieś ten ogród przenieść. Przeniosłam go więc do płytkiej kamiennej misy podzielonej na mniejsze części, i z rozmieszczonymi na różnych poziomach kwadratowymi płytkami (wszystko w małej skali)
tylko nie umiałam poradzić sobie z wysokością słonecznika, który wciąż się przewracał. Musiałam w związku z tym, umieścić płytkie, długie pudełko pionowo z tyłu i przywiązać do niego słonecznik drucikiem. W misie było też źródło - mała fontanna, spływająca po kolejnych piętrach i rozlewająca się szeroko i spokojnie po płytkach misy.

*

płytka miska dla słonecznika i ogród w pudle. możliwe, że rzeczy są zbyt duże, by je więzić w naczyniu naszego umysłu

*

z sennika
słonecznik - wesołe usposobienie
pielęgnować ogród - zadowolenie z siebie i z życia
salaterka,czara,misa -ogólnie symbol wypoczynku, źródło pokrzepienia utrudzonych; widzieć przeznaczoną do napojów; wróży wypoczynek po ciężkim dniu

*

ta ostatnia symbolika w zasadzie mnie zadowala
pozostaje mi napisać
- rotfl

Piosenka o Łubinie

Dennis Moore, Dennis Moore
galopuje nocną porą.
Wkrótce cały łubin
trafi do jego wora.
Bogatym go zabiera
by biednych ludzi wspierać.
Pan Moore, pan Moore.

Dennis Moore, Dennis Moore,
dum, dum, dum, nocną porą.
Dennis Moore,
dum, dum, dum, dum wora.
Dum, dum, dum i tra la la la la.

"Chwilunia... Kurcze blade!
Ta redystrybucja dóbr jest bardziej zdradziecka niż myślałem!"



(wykonanie - Mazur z Podkarpacia wespół z ekipą Montyo Pythona)

Pierwsza - Tomeknowak

wiersz kruchy


*

z takich, które lubię wewnętrz

'Grozy'

Bywają lęki, tak głębokie lęki,
które pozwalają nam
na tyle dobrze poznać samego siebie,
by uwolnić nas od naszej historii.
Uwalniają nas od naszego imienia.
Ta dzisiejsza samotność
przywodzi nas ku samotności pierwotnej,
a samotność pierwotna,
samotność dzieciństwa,
pozostawiają w świadomości niektórych
trwałe ślady.
Przez całe życie stają się podatni
na poetyckie fantazje,
fantazje, które mają swoją cenę
- samotność

(z filmu "Juleńka". (reż. Aleksandr Strizhenov)