niedziela, 3 stycznia 2010

cięte językiem

"...w lecie nie, w lecie pełno ludzi. Siedzą, chodzą, biegają, koczują. W lecie raz tylko moja ławka była wolna. Usiadłem i siedzę, i nic nie robię z wrażenia, ze siedzę na niej sam. Ale już wyrzuty, że nic nie robię, więc wyjmuję zeszyt i zaczynam pisać.
Dzień wcześniej mi się nie udało, może teraz. Dzień wcześniej, z zeszytem pod pachą, nie miałem gdzie usiąść, trawa brudzi, to usiadłem na zeszycie, bo na czym? W związku z tym nie napisałem niczego. Siłą rzeczy"

*

"To, że milczę, nie znaczy, żem umilkł. Idzie mi tylko wolniej. Alfabet ma dwadzieścia cztery litery. Kiedyś myślałem, że to dużo.
Byłem na Targach, wiecie, my po raz pierwszy w roli głównej. Dziesięć dni czytania tego, com sam napisał. Jak długo oblizywać można dawno już urodzone cielę? Język mi od tego zdrętwiał"

(Janusz Rudnicki "Mój Wermacht")

*

książka zgrabna w języku, rozłamana na dwie części. zewnętrzna część i wewnętrzna. pierwsza jest jak błyskotliwa obserwacja z komentarzem wujka Staśka, mistrza ciętej riposty, druga jak poezja ze zmąconym łbem. albo ja miałam łeb nazbyt zmącony podczas czytania, zresztą nie ważne, kto gdzie mącił. ważne, ze jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz