niedziela, 21 sierpnia 2016

Trening nie czyni harcmistrza

Chciałabym napisać coś mądrego o miłości, czy też o niemiłości, ale wszystko psiamać, zrobiła za mnie Osiecka. Zresztą choćby nawet nie, to i tak nie napisałabym nigdy jak Osiecka, niechbym nawet pisała zadnią łapą kręcąc młynek modlitewny, bo to się albo umi, albo się nie umi. Zastanawiam się wszakże, czy oprócz nieumienia pisania o miłości, ja w ogóle umiem kochać. Oczywiście, wiadome, każdy umi, ale pytanie jest, czy to umienie to takie porządne hohoho umienie, czy zwykły fristajl, z którego wyrastają później potargane włosy, wykwitają plamy oleju napędowego i spod kół sypią się trociny oraz inne dziwaczne opiłki. No i tłukąc się dziś jak ćma po bezsenności, rachowałam sobie sumienie, choć wolałabym kości, bo kości jest ilość skończona, a sumienie mozna rachować poczynając od najbliższej palmy wpizdu. I mi w tej bezsenności wyszło, że ja nie umiem chyba tak dobrze porządnie kochać. znaczy staram się jak cholera, karcę swoje narowy, regularnie trzepię skórę diabłu, który mnie smaga ogonem, zagryzam wargi, zaciskam niewyparzony pysk, trenuje ciepło i uśmiech i łagodność hoduję w ogrodzie, w inspektach, jak pambuk przykazał. Kocham pracowicie, a wychodzi z tego całe gówno. Owszem, ta moja miłość dość dobrą ma rynkową cenę, tylko tyle, że dla mnie samej wynika z niej niewiele, a jak już się ta miłość komuś przeje, to wynika dla mnie kolejna seria bezsennych nocy, szklanego powietrza i myśli-szkodników wygryzających dziury w moim dobrym nastroju albo w nastroju w ogóle. Można powiedzieć sobie - kochasz nieodpowiednie osoby, ale kto tam zrozumie, kto jest odpowiedni, sądzę, że to nie kwestia odpowiedniości osób tylko nieumiejętności kochania, no bo innym się przecież udaje niechtoszlag!

4 komentarze: