środa, 24 sierpnia 2016

nocne wyjce

łuhuhu, dzisiejszy śnik był iście baśniowy. byłam w nim szamanką i kochałam mężczyznę. tego samego mężczyznę kochała także inna kobieta i choć sytuacja senna była dość mglista, zdaje się to  ona z nim była, bo ja ni z gruchy ni z pietruchy znalazłam się na Alasce i mieszkałam w namiocie ze skór. dziewczyna przyszła do mnie prosić o pomoc, otóż chodziło o to, że mężczyzna stracił łączność ze swoim duchowym przewodnikiem i to właśnie ja miałam ją pomóc odzyskać. pamiętam,emocje i swoje i jej, pamiętam jak się wahała, pamiętam jej decyzję i moje uczucia - miłości także wahania, smutku i panicznej chęci ucieczki od nich obojga. zgodziłam się i wysłałam duszę owego człeka w zaświaty, żeby znalazł tam to, co zgubił, czy raczej co się zerwało i połączył się ze swoim zwierzęciem, poszedł tam z moim przewodnikiem, którym był wilk. przywoływałam mężczyznę z powrotem dziwną pieśnią, ale ostatni, kluczowy fragment, po którym jak po nitce miał wrócić do domu, oddałam dziewczynie. z początku była nieufna, sądziła, że zrobię im coś złego, ale koniec końców wyśpiewała go (chyba, tego już we śnie nie widziałam, bo odeszłam). obudziłam się płacząc jak bóbr, z poczuciem bezbrzeżnego mojego własnego smutku i utraty. sen cholernie ładny, filmowy wręcz, ale że Alaska? skąd Alaska! Aha, zwierzęcym duchowym przewodnikiem mężczyzny był tadaa! bocian! Na Alasce? : |


* może powinnam na Alaskę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz