poniedziałek, 7 kwietnia 2014

gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, czyli nie zostanę kowalem

Przyznaję się z perwersyjną rozkoszą, że pożarłam właśnie książeczkę G.R.R. Martina "Rycerz z Siedmiu Królestw" i wzięłam się do przypomnienia Ziemiomorza Ursuli Le Guin i strasznie mi z tym dobrze.
Nie powiem, że Anais Nin przegrywa, bo to innego typu pisanie jest, ale fantasy zawsze daje mi odpoczynek od głupoty świata tego, ponieważ zawiera jedną jedyną i ostateczną nadzieję - magię, czego niestety w naszym świecie coraz bardziej brakuje.
Dziś w  rozmowie z Janurzem wysnułam sobie na potrzeby mojego wkurwionego jestestwa taką hipotezę, że ludzie pochodzą od małp na tyle głupich, ze się nie potrafiły utrzymać na drzewie, zaś te, które spadły jako pierwsze, prędziutko zajęły sobie miejsca władcze, ot co.

Na łikendzie zabawialiśmy się rodzinnie w robienie drewna i tu od razu hamuję zapędy korektorskie, gdyż skoro da się robić kiełbasę ze świni, to również daje się zrobić drewno (opałowe) z drzewa, ha! Lubię drewno, jednak podczas pracy skutecznie wybiłam sobie z głowy realizację marzenia - ach być kowalem (również własnego losu), jeśli wymaga to napierdalania ciężkim młotem cały boży dzionek. Po pierwsze muszę obnażyć fakt, że moje pierwsze próby rozszczepiania pieńków klinem i młotem wprawiały resztę teamu w spazmatyczny stan skutecznie utrudniając im czynności drwala. Z przyborem wprawy (to oczywiście tylko sugestia, to słowo - wprawa), wykrzykując nazwy znienawidzonych przeze mnie instytucji i nazwiska facetów, których istnienie uważam za szczytowy akt terroryzmu, udawało mi się rozdzielić wzmiankowane wyżej klocki na klocki mniejsze, a nawet pomniejsze i przyjemnym mi jak muzyka Monteverdiego, był dźwięk cichutko pękających włókien drzewniannych.

Jeśli mnie zapytacie, czemu nie użyłam dużej normalnej siekiery, odpowiem, że oczyma duszy oglądałam, jak wbijam sobie tę siekierą w plecy, lub pociągnięta rozmachem (zakładając że dałabym radę ją unieść), przelatuję nad trzonkiem i lot swój kończę głową w drzwiach obórki. Zatem dużej siekiery anim tknęła skupiając się na zdobyciu mistrzostwa (silny eufemizm) w posługiwaniu się klinem, com okupiła nadgarstkiem zginalnym tylko jakieś 20 stopni (dziś już wzrosło do 30)

Kiedy w  niedzielę zepsuła się piła motorowa (jakby interwencja boska, czy cuś), jakoś tak niby ojej, niby szkoda, ale wszyscy dziarsko się uśmiechnęli, otrzepali ręce i prędziutko pobiegli do domu bez wyrzutów sumienia w sercu. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze - część pni nadal straszy na podwórzu i w niedługim zasie przyndzie kryska na matyska.




*

Dziś miałam sny pełne seksu (hurra!)  i zmarłych (tu  entuzjazm słabnie, przy czym od razu nadmieniam, że seks nie dotyczył zmarłych, żeby nie było), dziwne sny, w których część  żywych i zmarłych była pijana w sztok. Obudziło mnie łupanie do drzwi mojego pokoju, ale kiedym wstała, nikogo oczywiście nie było, więc to łupanie musiało ze snu pochodzić.

*

Aha i jeszcze obejrzałam film  Gainsbourg- La vie Heroique. Baaarzo świetny film i proszę, piosenka, którą lubimy, czyż nie?


7 komentarzy:

  1. Zepsuta piła motorowa to słuszna kara za rąbanie drzewa w niedzielę. U nas się piły nawet na próbę nie włącza, żeby nikt nie pomyślał, że w niedzielę robisz. Pogaństwo, Jaćwież, bobry i poety!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na następny raz dej znać. Lubię rąbać i, wnioskując z liczby posiadanych palców i nóg, umim:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko loko, jak będziesz w Piszu (a to niedaleko) u nas part 4 ; P

      Usuń

  3. Dobry drwal to co najmniu dwoch palców nima.

    OdpowiedzUsuń