czwartek, 21 kwietnia 2011

rok szkolny 2010/2011

z zajebistych zajebistości , jakie z gracją motyla wylądowały mi na głowie, wisienką tortową jest ta, że moją wypieszczoną, wychuchaną, wieloletnią kolekcję hiacyntów trafił szlag. stało się to zapewne, kiedy chłopaki wkopywali foliakową folię [ foliaka zresztą tej zimy i tak trafił szlag]. no ja pierdole, popłakałam się dziś kiedy zobaczyłam rozchylający rachityczne kwiatki jeden jedyny, smętny szafirowy, który się nie wiedzieć jakim cudem uchował. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. mam dość

5 komentarzy:

  1. "ja pierdolę" "popłakałam się" szeroki wachlarz [szeroki wachlarz samochodów zaparkował przed budynkiem :)] , chlasz hasz!, emocji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ach, bo Panie Janie, czy wie Pan, co się czuje na widok ostatniego hiazinta?

    ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. poprzednio, równie serdecznie i długo płakałam, kiedy mi śrubka stawiła opór z powodu nierówno nawierconych otworów w powierzchniach, które ową śrubką miały być złączone. to jest taka formuła ziarnka grochu, bo można spać na całym worku, ale ni cholery nie daje się zdzierżyć jednego ziarnka pod materacem

    ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. w dupę, cholera z taką ludową mądrością!
    ;)

    OdpowiedzUsuń