Źródło
(Konstandinos Kawafis
tłum. A.Libera)
Zakosztowali właśnie zakazanej rozkoszy.
Teraz wstają i szybko ubierają się w ciszy.
Wychodzą z domu osobno i tak, by nikt ich nie widział,
a potem, idąc ulicą, czują się jakoś nieswojo,
jakby coś ich zdradzało: że leżeli przed chwilą
na jednym łóżku i po co.
Ale artysta zyskał: jutro albo pojutrze,
albo i nawet po latach, powoła do życia wiersz,
którego siła wyrazu tu właśnie ma źródło.
*
wałkoniłam się dziś rano w poduszce z jedną z moich ścieżek czytania tego wiersza, która owego "artystę" ustawia jako wyrwanego z opowieści. bo artysta może równie dobrze uczestniczyć, jak i stać na jej skraju. dziś myślałam o tej ze skrajem.
mózg jest miękką, podatną masą, w której, jak pieczęcią, odciska się rzeczywistość, nawet ta dostrzegana kątem oka. jej część ujawnia się w snach, inna przeniesie przez palce, jakiś jej fragment opowiemy najbliżej siedzącej osobie.
postrzegam źródło jako naszą indywidualną interakcję ze strumienie, można by rzec-własne ujęcie /jak na jednym strumieniu własne stawiane cembrowiny/.
pojawia się wówczas wewnątrz mnie dziwne poczucie, że "ja" istnieje w tysiącach odbitek, zdradza nasze tajemnice tysiącom różnych oczu i serc, rękom ufnym i nieufnym, szczerym i zbrudzonym, wydaje nas na ich pastwę. poddaje tę swoistą nagość pochwyconego 'ja' pod różnorodny osąd, nawet jeśli to tylko "patrzenie".
patrzę na obrazy, posągi - uśmieszek w ustach Giocondy, ucho Rembrandta (Autoportret z zacienioną twarzą), wymiana spojrzeń służącej i jej pani ("List miłosny" Vermeera), umierający Gal, sroka na Brojglowskiej szubienicy i jego w tłumie chwytane postaci, malarstwo braci Limbourg, egipskie malowidła naścienne, te wszystkie rzeczy, którym żywa nasza materia, niepokoje, radości, niedostatecznie ukryte tajemnice, są źródłem
źródło zrywa pieczęć, pozwalając wodom na chwilę zatrzymanym, wyrwać się z ograniczenia kościanej puszki, w której na czas jakiś uwięzły i połączyć się z bezkresnym nurtem.
przez to też rozumiem, że "wielkie oko patrzy"
**
a wieczorem w głowie mi Lament Ariadny, jedyny, zdaje się, dochowany do dziś, fragment opery Monteverdiego "Ariadna"
(w wersji potrojonej, bo każda ma dla mnie coś, a wobec cosiów jestem bezsilna)
percepcja anioła
3 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz