środa, 8 stycznia 2020

"Wszystko, co istnieje, godne jest uwagi"*

*(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum. Paweł Hulka-Laskowski)


Dwie dobre książki. Ostatnie z przytarganych z lubelskiej knajpki Między słowami

Książka pierwsza

Emil Andreev, Łomskie opowieści, przełożyli: K.Fijołek, M.Kowalska, A.Król, M.Magdziorz, B.Rusin, M.Zuba

Każdy z nas, nawet jeśli nie pozostało mu nic innego, posiada przynajmniej swoją wieczną wioskę. Nie, nie tę, w której się urodził albo mieszka, lecz wieś własnych wspomnień i snów. Mieszkają tam zazwyczaj najróżniejsze obrazy i cienie, prześcigają się namiętności i pragnienia, zwierzęta i ludzie, roznoszą się melodie, a nawet zapachy. Czasem pojawiają się przypadkowe słowa, dzwonią nieznane znaki i dzwony, kłębią się takie energie, że człowiek długo nie może oprzytomnieć na jawie. A jeśli nie zdoła się powstrzymać - lub raczej będzie wolał swoją wieczną wioskę niż tę, w której się urodził albo mieszka - wtedy zmienia się w jawnie śniącego i podświadomie kieruje się w stronę nieba

(E.Andreev, Nazwy wiosek i ludzi (Łomskie opowieści), tłum M.Pytlak)

i to już właściwie wystarczy za słowo o tej książce bułgarskiego pisarza, garść opowiadań na poły realistycznych, naturalistycznych nawet, na poły onirycznych, a nawet mistycznych, związanych miejscem, miastem  Łom, związanych bohaterami silnie zindywidualizowanymi, kroczącymi przez życie nieoczywistymi drogami, śniącymi swoje historie i przezywającymi je każdą komórką ciała, naszymi komórkami nerwowymi.

*Dodać należy, że tłumaczom udało się świetnie utrzymać spójność całości. Dobre lepiszcze, piękna robota.

I garść ślicznych obrazów, chaotycznie być może, ale przecz nie robię tu studium, więc zezwalam sobie i wysypuję je z kieszeni po prostu

"Przed domem, wraz ze mną, dzień rósł i się zabawiał. Podobno był niewinny, ale potem i tak go przeklęto. Koń dziadka Wlasa męczył się odmierzaniem czasu ogonem, ale przeszkadzały mu muchy. Nie wiedział co go czeka, muchy też zresztą nie.


(E.Andreev, Zatonięcie Wenecji (Łomskie opowieści), tłum. M.Zuba)


"Oto jak w dni milczącej nędzy i w sekretne noce straszliwie przeklinał obywatel Kirczo Bojanow, wykorzystując swoje prawo do życia, jeśli to w ogóle można nazwać życiem. Dni uciekały jak karaluchy po podłodze jego życia, karaluchy w mieszkaniu w bloku mnożyły się jak dni jego życia, a on milcząco przeklinał nocą nie spodziewając się swojego zniknięcia"

(...)

"I Kirczo usnął jak zabity. Nie zdążył nawet odwzajemnić psich przytulań. Nie śnił o romansach. Spał głęboko i odpoczywał w pełni do trzeciej w nocy, kiedy to nagle został zbudzony przez wściekły szczek ulicznej psiarni. W przestrzeni między blokami stado kundli narobiło niezrozumiałej wrzawy. Był sam środek wiosny. Przyroda oczyszczała swą krew, gotowa sprzęgać się z czymkolwiek"

(E.Andreev, Zniknięcie obywatela Kircza Bojanowa (Łomskie opowieści), tłum. M.Bojarska)


*


Książka druga

Karel Čapek, Fabryka Absolutu, przełożył Paweł Hulka-Laskowski

"- Mogę pana zapewnić, że to naprawdę Absolut. Bóg. Ale powiem panu na ucho: jest zbyt wielki.
- Tak pan sądzi?
- A tak. Jest nieskończony. I w tym cała bieda. Każdy sobie z nigo odmierzy parę metrów i zdaje się mu, że ma całego Boga.
- Aha - powiedział kapitan. - I wścieka się na tych, co mają inny kawałek.
- Właśnie tak. I żeby samego siebie przekonać, że ma całą prawdę, musi pozabijać tych innych. Właśnie dlatego, że mu tak strasznie na tym zależy, żeby miał sam całego Boga i całą prawdę. Nie może tedy ścierpieć, żeby kto inny miał innego Boga i inną prawdę. Gdyby do tego dopuścił, to musiałby przyznać, że ma tylko parę nędznych metrów, galonów, czy worków bożej prawdy."

(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum. Paweł Hulka-Laskowski)


No i tu mam nazaginanych uszu, że starczyłoby dla stada osłów. A gdyby tak wyprodukować Boga? Uwolnić absolut tkwiący w materialnych elementach świata, to co by się stało? A gdyby tak zrobili to Czesi? No to już dalej przeczytać trzeba koniecznie, pozycja jest obowiązkowa na liście.



"- Zobaczymy - odpowiedział z westchnieniem biskup Linda. - Przekonacie się, panowie, że czcigodny konsystorz miał rację. Po prostu sami wstrzymacie produkcję Absolutu. Ale te szkody, te szkody, jakie tymczasem powstaną! Nie myślcie sobie, panowie, że Kościół sprowadza Boga na świat! Kościół jedynie umiejscawia go i reguluje. A wy, panowie bezbożnicy, rozpętacie Go niby powódź. (...)
W kilka dni po tych wydarzeniach pan G.H. Bondy błądził ulicami Pragi z cygarem w zębach i rozmyślał. Gdyby nań kto spojrzał, to pomyślałby, że pan Bondy patrzy na chodnik, ale pan Bondy patrzył w przyszłość. Mówił sobie w duchu, że Marek miał rację. A ten biskup Linda miał tej racji jeszcze więcej. Jednym słowem nie można przywieść Boga na świat bez sakramenckich następstw(...)
Ale ja - powiedział pan Bondy do siebie - jestem patriotą. Nie pozwolę rujnować naszej mateczki ojczyzny. Zresztą mamy tutaj swoje własne fabryki. Dobrze. Od dzisiaj nie będziemy przyjmować zamówień z Czech. Co się stało, to się stało, ale od tej chwili nie ustawimy w Czechach już ani jednego Karburatora. Zarzucimy nimi Niemcy i Francję, potem będziemy Absolutem bombardowali Anglię. Anglia jest konserwatywna, zamyka się przed naszymi karburatorami. Będziemy rzucać je tam z powietrza, niby wielkie bomby. Cały świat przemysłowy i finansowy zarazimy Bogiem i tylko u nas pozostawimy sobie taką kulturalną bezbogą wysepkę rzetelnej pracy. Jest to, że tak powiem, obowiązkiem patriotycznym..."
(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum.Paweł Hulka-Laskowski)


Książka jest przezacna,  mądra i z doskonałym poczuciem humoru

"- Hola, panno Elen - zaprotestował Bondy - pani czyta moje myśli. To nieuczciwe. Gdyby ludzie odczytywali swoje myśli, nie mogliby utrzymywać z sobą przyzwoitych stosunków"

"Rewolucję możesz sobie robić, gdzie chcesz, tylko nie w urzędach. Nawet gdyby miał być koniec świata, trzeba najpierw zniszczyć wszechświat, a dopiero potem urzędy"

(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum.Paweł Hulka-Laskowski)


i na koniec barzo adekwatne do obecnego czasu, ale i cała książka jest nadal aktualna, aż przerażająco

"jest to ugruntowane w naszej ludzkiej naturze, że gdy nam się przytrafia coś bardzo nieprzyjemnego, to specjalne zadowolenie znajdujemy w  tym, że owo nieprzyjemne, które nas spotkało, jest - jak świat światem - największym w swoim zakresie. Tak na przykład, gdy nas dręczą upały, gazety pocieszają nas od razu tym, że "jest to najwyższa temperatura, jaką zanotowano od roku 1881." 
I nie tylko, że nas to pociesza, ale jeszcze mamy trochę złości na ów rok 1881, że nam dorównał. Albo gdy sobie odmrozimy uszy tak setnie, że się po prostu łuszczą, to napełnia nas ogromną radością to, że "tak ostrego mrozu nie było od roku 1786".
(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum. Paweł Hulka-Laskowski)






"-Tego nikt nie wie. Pewno się tak zgadali wszyscy, wszyscy, z papieżem i z Żydami. To byli ci...ci...Kalburaci! - krzyknął dziadzio Blahousz wzburzony. - Już ja bym im w oczy powiedział, co i jak! Czy kto potrzebował jakiego nowego Pana Boga? Nam tu na wsi dobrze i z tym dawnym. Starczyło nam akurat. I dobry był, taki poczciwy i porządny.
I nikomu się nie pokazywał, i mieliśmy przynajmniej spokój."
(Karel Čapek, Fabryka Absolutu, tłum. Paweł Hulka-Laskowski)



2 komentarze:

  1. Uwielbiam tego bloga. LOVE WUSZKA.

    Podpisano: tajemnicza wielbicielka :D
    A lista książek mi rośnie, oooooj, jak szczypior na wiosnę!

    OdpowiedzUsuń
  2. och, moja też się nie kończy, psiakość! :D

    OdpowiedzUsuń