środa, 26 marca 2014

skrzydła z papieru

1. we wczorajszym śniku opętał mnie szatan. w głównym pokoju walczyłam z nim, a on podniósł mnie pod sufit używając do tego rozłożonej gazety (którą trzymałam) jak paralotni. i tak unosiłam się pod sufitem czując strach i bezsiłę.

2. w dzisiejszym śniku byłam zwierzęciem, jakimś cudakiem, potworem z umysłem z wolframu i z bibułowymi skrzydłami rozpiętymi na drucianej ramie. tłukłam się po wysokim pomieszczeniu, wypełnionym książkami, jak piętrowa biblioteka o kamiennej podłodze.  ciężko było stamtąd startować i wycelować w otwarte okno. miałam ze sobą dwa kamienie - bursztynowy agat i zielony chalcedon. wiedźma, czy też wieszczka, która znajdowała się w śnie odczytywała te kamienie nacinając ich powietrze, wiem, że zawierały moją przyszłość. był tam z nią jeszcze staruszek, który mi pomagał.  potwory z mojego gatunku wyraźnie mnie nie lubiły i cały czas drwiły z tego mojego wolframowego mózgu. pamiętam, że wyleciałam na zewnątrz i było mi dobrze na tle nocnego ultramarynowego nieba, kiedy kołowałam nad wieżami jakiegoś miasta, że wreszcie jest spokój.

znowu zaczynam latać w snach, tylko skrzydła mi zdziadziały  w materiał nietrwały (albo właśnie trwały może)  : |

*

A poza tym, to straciłam w Trójmieście głos i wczoraj zmuszona byłam poprowadzić siedem lekcji szeptem. Przerwę ogarniałam używając gwizdka, a maluchy pukając w tablicę, żeby skupiły się na tym, co mówię, ha! Dziś wykonałam próbę techniczną i okazało się, że odzyskałam jakieś 40% tonów, czyli jest nieźle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz