śniło mi się 
 1. Zadzwonił do mnie Eddie Vedder i 1h14min rozmawiałam z nim po 
angielsku, strasznie piłując mój mózg bo bardzo szybko mówił, a Marta i 
Zuza (które były u nas) nie chciały mi pomóc. Nie znam angielskiego oprócz kilku popularnych formuł i zwrotów przydatnych, kiedy się człowiek stuknie w palec młotkiem
 2. Na podwórzu mieliśmy
 stado niedźwiedzi. Robiłam im zdjęcia. Gdy przyszłam do domu stwierdziłam, że nie ma mamy, 
która akurat wyszła na spacer godzinę wcześniej i Panny łaskotki, więc 
panikowałam, że kto w ogóle nie zjarzył, że na podwórzu są niedźwiedzie, a tandem "wiódł ślepy (głuchy raczej)  kulawego" został wypuszczony samopas. Później były jeszcze wilki, jakieś zachudzone kury, jakieś świnie, jakieś hordy tatarów, czy innych ludziów. i psy
 3. Ewaluacyjne spotkanie w (uwaga!) SPA Kiwity, na które leciałam w 
koszuli nocnej, bo się spóźniłam zgarniając po drodze, jakiś  
awangardowy zestaw ubrań, szukając mojej świni (świnia, choć może się to wydać dziwne, jest pendrakiem), materiałów i
 (uwaga!) jechałam jako kierowca autobusu
 
poza tym noc była pełna koszmarów i delirium, ogólnie mam w głowie zlasowany mózg i chyba coś mi się stało w jaźń, czyli jak w tytule...
mniej więcej tak:
na PSa urok Eddie Vedder zadzwonił do mnie, bo był smutny... : |
nasi drodzy zmarli
3 miesiące temu
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz