piątek, 16 marca 2012

sacré bleu sturnus vulgaris i turdus merula!, czyli do czego prowadzi odludzie

o 4 rano obudziłam się zlana zimnym potem. myśl mię ogarła, że ja bilet do Tbilisi mam w kieszeni, a paszport nieważny. pierwszy odruch - lecieć, szafę bebeszyć, sprawdzać! aleee... myślę sobie, aleee... matka moja rodzona jedyna, upiecze mnie żywcem podlewając, na rożnie, że ją stracham po ćmoku.
leżę więc i rozmyślam, uspokajam się, tłumaczę, że przecież czas jeszcze, ze na spokojnie zdążę złożyć wniosek, głaszczę się uspakajająco po dłoni, poklepuję po ramieniu, plecki obejmuję, przy czym myślę równolegle do kiedy ja ważny paszport mam
i nagle przychodzi do mnie myśl - paszport wyrabiałam w 2003, to jest ważny do 2013. zaraz zaraz, niedowierzam sobie - skąd ja niby wiem, pamiętam, kiedy ja paszport wyrabiałam? znowu niepokój. bo przecież ja nie pamiętam żadnych dat, liczb, cyfr, nic.
o moralniejszej porze, godziny 6, szusuję, nurkuję, wyławiam i... HA! ważny do 2013roku!

zaprawdę powiadam wam, zło się zakradło do domostwa mego
jeśli zacznę pamiętać swój nip, pesel i numer telefonu, bez wahania wbijajcie mi kołek osinowy w serce!

:]


a rano wyśpiewuje mi i tu nie jestem pewna, bo wciąż targają mną wątpliwości - szpak, czyliż kos? :)
żurawie tyż morderują i Rembrandt, to inna sprawka
:D

miłego poranka



a na ps: ostatnio zaskoczyłam Rembrandta, bo uruchomiłam kurnik, a kury zaspały. w drodze do łózka gonił mnie rozpaczliwy kukuryl Rembrandta, który chciał zatuszować i nadrobić fopę. jeszcze w łóżku leżąc słyszałam, jak się gimnastykuje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz