niedziela, 25 września 2011

jesień w spiżarni wuszki

Chłodne słońce, pajęczyna rozpięta w oknie przez jednego z moich pracowitych koleżków-pająków (prawdopodobnie potomkowie Ambroża), tęskne krzyki żurawi, odloty gęsi, światło obrysowujące gałęzie drzew i czerwień biorąca w krótkie, acz intensywne władanie tę porę roku. Uwielbiam jesień.
Na jej cześć oprócz tradycyjnego salta i trzymania kredensu, wykonałam jeszcze nalewki, do czego to wszystkich zachęcam i dorzucam recepturę




Żurawinówka

Żurawinówkę skonstruowałam z dwóch kilogramów żurawiny i jednego litra wódki.
Owoce należy przemrozić (żurawina i jarzębina nadaje się do przetworów po przemrożeniu, żeby zamordować niecne w smaku składniki)

po rozmrożeniu owoc żurawiny idzie na przemiał w tradycyjnej ruskiej maszynce do mięsa. biorę tę zwykłą ręczną, bo zamordowałam elektryczną na owocach kaliny koralowej i teraz wolę na zimne dmuchać.

miąższ do słoja i zalewam litrem wódki na dwa tygodnie
* w nalewkach istotną sprawą jest ten konkretny czas leżakowania owoców w alkoholu. należy pilnować skrupulatnie terminu, ponieważ dłuższe leżaki, nabierają nieprzyjemnej nuty smakowo/zapachowej ze względu na zbyt dużą kondensację olejków eterycznych.

później filtruję. około szklanki przefiltrowanego płynu mieszam z 4 szklankami cukru. Ilość cukru można sobie dobrać wedle uznania.
*Ponieważ cukier się cholernie trudno rozpuszcza w alkoholu, podgrzewam nieco. Ewentualnie można sporządzić syrop z wodą, ale wtedy moc nalewki nieco spada, co może być plusem dla tych, którzy jak moja Mam, kwitują kieliszek okrzykiem "cholera, ale mocna!"

Wlać syrop do zlewu, dodać 1l spirytusu i odstawić na około pół roku.
pod słowem "zlew" rozumiem nie urządzenie sanitarne, a to, co zostało zlane uprzednio, czyli macerat

Z moich doświadczeń wynika, że po roku jest jeszcze pyszniejsza, zatem warto zrobić jej więcej, by móc przynajmniej jedną butelczynę zachować w tajemnicy piwnicy ;)





Nalewka z głogu wspomagająca leczenie zaburzeń układu krwionośnego, wzmacniająca serce i obniżająca ciśnienie

litr dojrzałych owoców głogu rozgniatam ręką i do słoja. nie wyjmuję pestek. zalewam syropem z 0,5l wody i około (na oko) 0,5kg cukru. Następnie do tego wędruje 0,5l spirytusu. Odstawka 10-dniowa.
Po 10 dniach macerat filtruję i przelewam do butelek. Leżakowanie minimum miesiąc.




a co na jesienność czyta się u wusz?

"Umbria! Nazwa ta określa jak gdyby krainę ulotnych cieni, które zaludniają doliny, snują się w starożytnych miastach na szczytach wzgórz i napełniają powietrze w głębokie, milczące noce. Mądry przypadek chyba sprawił, że dźwięk tych wyrazów jest tak podobny - nawet w najbardziej słoneczne dni Umbria nie przestaje być krainą cieni. Słońce świeci tu łagodnie przez niewidoczną zasłonę, a zwierciadlana powierzchnia rzek trwa nieruchomo. Umbria stanowi wyraz osobliwej skłonności duszy ludzkiej. Podróżni, gromadzący się każdej wiosny w Asyżu, szukają dawno utraconej niewinności, do której nie przestaje tęsknić duch człowieka. Dopóki, jak za dni Wergiliusza, białe woły będą piły wodę z Klitumnu, a w ciepłym powietrzu nad polami Bevagny będą, jak za czasów św. Franciszka, polatywały skowronki, dopóty świat będzie tu szukał skarbu czystości i szczęścia, aby nim okupić wiele swoich goryczy i klęsk. I dopóty Umbria Błogosławiona będzie radosnym schronieniem dla wszystkich strapionych i przygnębionych, wyspą ocalenia dla każdego, kto płynąc przez życie, wciągnął na maszt swojej łodzi sygnał nieszczęścia."

(P.Muratow, Obrazy Włoch. Toskania i Umbria,
tłum. P. Hertz
)


*

a przy okazji cienia przywołam pod łokieć jeszcze fragment znanej baśni

"(...) Pewnego wieczoru cudzoziemiec siedział na swym balkonie, w pokoju tuż za nim paliło się światło, było więc zupełnie naturalne, ze jego cień padał na ścianę przeciwległego domu i siedział tam naprzeciw niego wśród kwiatów na balkonie, a gdy uczony się poruszył, jego cień poruszał się także, jak to zwykle bywa.
- Zdaje mi się, że mój cień jest jedyną żywą istotą, którą się tam widzi - powiedział uczony. - Proszę patrzeć, jak mu dobrze wśród kwiatów, drzwi są ledwo przymknięte, gdyby mój cień był mądry, wszedłby do pokoju, rozejrzał się, a potem wrócił i opowiedział mi wszystko, co widział. Tak, przynajmniej przydałbyś się na coś - dorzucił żartem. - Bądź łaskaw i wejdź. No cóż, wejdziesz? - I kiwnął głową cieniowi, a cień odpowiedział mu tym samym gestem. - Więc idź, ale nie zapomnij wrócić. - I uczony podniósł się, a jego cień na przeciwległym balkonie podniósł się również; uczony odwrócił się i jego cień odwrócił się również; gdyby ktoś bacznie zwrócił na to uwagę, zobaczyłby wyraźnie, jak cień wszedł wprost przez wpółprzymknięte drzwi balkonowe przeciwległego domu w tej samej chwili, kiedy uczony wrócił do pokoju i zaciągnął za sobą długą firankę. (...)
A więc opowiadam - rzekł cień i postawił nogi w lakierkach z całej siły na rękawie nowego cienia, który niby pudel leżał u stóp uczonego. Uczynił tak może z wyniosłości, a może dlatego, aby nowy cień przywarł szczelnie; leżący cień zachowywał się bardzo cicho i spokojnie, pewnie dlatego, aby dobrze słyszeć, chciał także wiedzieć, jak to można wyzwolić i stać się panem samego siebie.
- Wie pan, kto mieszkał w tym domu naprzeciwko? - rzekł cień. - To było najpiękniejsze ze wszystkiego, to była Poezja. Mieszkałem tam trzy tygodnie i ten pobyt miał na mnie taki wpływ, jak gdybym żył trzy tysiące lat i przeczytał wszystko, co zostało napisane wierszem. Wiem, co mówię. Wszystko widziałem i wszystko wiem..."

(H.Ch. Andersen, Cień, tłum S.Beylin)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz