niedziela, 30 maja 2010

i otrzymałeś znak ciała

trzeci raz w ciągu tych dwóch dni, oglądam "The fiddle and the drum" - balet stworzony przez Jeana Grand-Maitre i Joni Mitchell, inspirowany jej muzyką, jej osobowością, jej obrazami.
neoklasyczny taniec w przepięknym wydaniu, oszczędna scenografia, za którą wystarcza okrąg ekranu z pojawiającymi się na nim fragmentami obrazów Mitchell, elementy przy których wstrzymywałam oddech.
Pierwszy raz obejrzałam z premedytacją nie sięgając do zamysłu projektu i bardzo cieszę się z tego wyboru, bo dzięki temu mogłam patrzeć swobodnie, czyściej, nie istniało niebezpieczeństwo, ze wiedza w pewien sposób ograniczy percepcję.
co zobaczyłam?
zobaczyłam światło. bardzo schowane, ale obecne, niepostrzeżenie istniejące światło, które wyjmuje z ciemności świat budowany gestem, ruchem, linią ciała.
ciało-ideogram, chiński znak zapisujący elementy, emocję, znak złożony, wiecznie żywy, morficzny. znaki mówiły o miłości, pięknie, o rzeczach, które nie mają we mnie jeszcze nazwy, ale już wiem, że są, jakie są.
ochrowe światło wymalowało mi w głowie greckie talerze, etruskie wazy, wazy snuły opowieści, obracając się leniwie dokoła, talerze, niby tarcze, wirowały dostojnie w pieśni mitu.
ciało-rzeźba, myśliciel, chrystus ukrzyżowany, galatea, dziesiatki zastygłych w chwili ludzkich uniesień, rozczarowań; krążenie idei i jej wykrzywianie.
została otoczona, owładnięta strzępami czasu, historii, jak widmowymi sztandarami, które nota bene, jako jeden z nielicznych rekwizytów, ucieleśniły się w tańcu.
w mumyśle, jedno po drugim, wyodrębniane ze splotu, krystalizowały się szlaki nerwowe, utrwalane archetypicznie, poznaniowo, wynurzały się w jasną, wyraźną osnowę tego, jak wiem

a taniec? cóż mogę powiedzieć o tańcu. tego się nie da powiedzieć.

*

The Fiddle and the drum

Alberta Ballet Company
08.02.2007 Calgary

Choreografia: Jean Grand-Maitre
Scenografia: Joni Mitchell
Muzyka: Joni Mitchell
Teksty: Joni Mitchell (+ jeden na podstawie "The second coming" Yeatsa i jeden Kipplinga, zresztą należący domoich ukochanych wierszy - "If")

**

Jeżeli

(R.Kippling)

Jeżeli spokój zachowasz, choćby go stracili
Ubodzy duchem, ciebie oskarżając;
Jeżeli wierzysz w siebie, gdy inni zwątpili,
Na ich niepewność jednak pozwalając.
Jeżeli czekać zdołasz, nie czując zmęczenia,
Samemu nie kłamiesz, chociaż fałsz panuje,
Lub nienawiścią otoczony, nie dasz jej wstąpienia,
Lecz mędrca świętego pozy nie przyjmujesz.

Jeżeli masz marzenia, nie czyniąc ich panem,
Jeżeli myśląc, celem nie czynisz myślenia,
Jeżeli triumf i porażkę w życiu napotkane
Jednako przyjmujesz oba te złudzenia.
Jeżeli zniesiesz, aby z twoich ust
Dla głupców pułapkę łotrzy tworzyli,
Lub gmach swego życia, co runął w nów,
Bez słowa skargi wznieść będziesz miał siły.

Jeżeli zbierzesz, coś w życiu swym zdobył,
I na jedną kartę wszystko to postawisz,
I przegrasz, i zaczniesz wieść żywot nowy,
A żal po tej stracie nie będzie cię trawić.
Jeżeli zmusisz, choć ich już nie stanie,
Serce, hart ducha, aby ci służyły,
A gdy się wypalisz, Wola twa zostanie
I Wola ta powie ci: "Wstań! Zbierz siły!"

Jeżeli pokory zniszczyć nie zdoła tłumu obecność,
Pychy nie czujesz, z królem rozmawiając,
Jeżeli nie zrani cię wrogów ni przyjaciół niecność,
I ludzi cenisz, żadnego nie wyróżniając.
Jeżeli zdołasz każdą chwilę istnienia
Wypełnić życiem, jakby była wiekiem,
Twoja jest ziemia i wszystkie jej stworzenia
I - mój synu - będziesz prawdziwym człowiekiem!

***

ach, i głos Joni, jest piękniejszy, niż w czasach, kiedy była młoda. dojrzały, bardziej stonowany, o przepięknej, przybrudzonej barwie

****

o i znalazłam ciągotkę, włala klik
i tu klik

środa, 26 maja 2010

korespondent bez ogródek

donaszam, że bociany zwiedziały się o mnóstwie żarcia i są.
donaszam, że bieliki zwiedziały się, że bociany się zwiedziały i teraz bieliki wykradają bocianie pisklęta z gniazd, co jest mnóstwem żarcia tylko dla orłów.
marzę o własnych ogrodowych drozdach, żeby zeżarły jebane ślimaki!

pokusa kaktusa

kiedy jestem zła, albo smutna, albo cokolwiek obok bądź, idę sobie popatrzeć na epifiilum, w tym roku kwitnie przyzwoicie
szkoda tylko, że w lipcu nie zobaczę mojego biało-różowego echinopsisa , zatem tym razem zakwitnie beze mnie.





Epiphyllum sp.


*

a starając się uklepać podły nastrój, przeglądam antologię poezji wczesnochrześcijańskiej i średniowiecznej,
i znalazłam sobie ciekawy wiersz:



Życie poety
(Alkuin)

Chcesz coś wiedzieć, przechodniu, o poety pośmiertnym losie?
To, co ty czytasz teraz, ja mówię - i głos mój brzmi w twym głosie


(Tłum. Mieczysław Bednarz )

* *

a szukając wspomnień echinopsisowych, a ło:




się dziad ułamał oknem przeciągnięty
i patrzyliśmy z Jakubem i dziewczynkami,
jak się rozwija i umiera, bo kwitnie tylko parę godzin
czas spożytkowaliśmy na 3-5-8 ihaa!




Echinopsis sp.

***

a dziś imieniny mają Beda i Więcemił

wtorek, 25 maja 2010

zakładka

z nudów i nadmiaru rukoli w ogrodzie prezentam Państwu załatkie
(rodzina żyje)


poniedziałek, 24 maja 2010

mararstwo

lubię patrzeć na te obrazy, lubię to, jak korzysta z malarstwa w swoich pracach (lynk lynk lynk)

laboga!

pada, kurwa pada plac glac i leje, psiamać leje na łeb na szyję, pluska czasem plim plam, ale to rzadziej, częściej łomocze łubu du du bląg bląg po rynnach i dachówkach, wlewa się do okien zapominalskim dziewuchom, a z okna już na kaloryfer, z kaloryfera na podłogę, zalewa książki, zeszyty, zalewa puchate kapcie, znów pada grzmoci o szyby łomot, rapatatam, robi paskudne głębokie kałuże, zaczaja się w koronach drzew by w najmniej odpowiednim momencie zlecieć na łeb nieostrożnym Jerzym, i za chwilę siąpi ciap ciap wsiąka w serdak powolnych Danusiek, i niczym, naprawdę niczym, nie idzie tego wywabić!

niedziela, 23 maja 2010

"pasja, szczerość i umiejętności"*

"Zebrało się trzech muzyków by rozmawiać o gitarze elektrycznej" takimi słowami zaczynia się film "Będzie głośno", Davisa Guggenheima , czy muszę dodawać, że świetny film?

no więc: The Edge, Jimmy Page, i Jack White z trzema otwierającymi stanowiskami:
The Edge, który mówi "lubię efekty, dzięki nim muzyka się rozwija. Doprowadzam siebie i innych do szaleństwa próbując odtworzyć dźwięk, który słyszę w głowie"
White ze swoim "Technika niszczy emocje i prawdę"
i Page "Poprzez wzmocnienie dźwięku słychać cechy charakterystyczne kazdego gitarzysty. Ludzie próbują wymyślać nowe techniki, wciąż powstaje coś nowego. Trzeba traktować to poważnie"
tak zaczyna się opowieść gitary elektrycznej

że muzyka świetna, także nie muszę mówić, ale muszę koniecznie powiedzieć o tym, jak pięknie jest patrzeć na ich twarze; jak się zmieniają, jak nabierają do siebie ufności, kiedy grają razem. muszę powiedzieć też o tym, jak niesamowicie patrzy Jack na twarz Page'a, kiedy ten opowiada, jak ślicznie przeobraża się Page, kiedy słucha nagrania w swoim pokoju i najpierw jest zawstydzony kamerą, a za chwilę wchodzi w alternatywny świat, jak radosne i zarazem intymne jest roześmianie Edge'a odsłuchującego starą kasetę-demówkę

i dla mnie najcudowniejszy moment w całym filmie, kiedy Jimmy Page ,mówi o swojej gitarze "fantastyczna" i mówi to zarazem nieśmiało, ze wzruszeniem i marzeniem w głosie, z fascynacją i szacunkiem. jest w tym jednym słowie zawarta cała ulotna aura tego filmu, tego spotkania, przestrzeni przeplecionych osobowości tych trzech ludzi. to jedno słowo wypowiedziane cicho jakby z głębi siebie, jest jak natchnienie. zbiera w sobie cały kosmos.

*

z takich smaczków jeszcze bardzo fajnych dla mnie, (których jest zbyt wiele by je wyjmować nielotkowo, więc gros zachowuję na żywą rozmowę )
wyjmę esce to śliczne odwrócenie elementów w formule : "Częścią tego kim jestem, jest gra na gitarze elektrycznej" (J.Page)

piękny film


**

tytularne * słowa J. Page'a

sobota, 22 maja 2010

wydarte strumieniowi czasu

Se siedzę jak zwykle w swoim świętym czasie poranka, w którym prawa dostępu nie ma do mnie, ni car, ni szatan (no może jaki szatyn, to esce) i czytam.

to poranek:

(głowa koziołka z chmur, po prawej, odlatuje :D)

*
a to czytam:

"Chłopcy - przyszli muzyczni wirtuozi - rozumują podobnie jak nieco starsza od nich Zoja. Kiedy mówię o potrzebie pielęgnacji rąk muzyka, Wiktor śmieje się. "Ręce najlepiej się pielęgnuje, nie wyjmując ich z kieszeni, ale cóż to za ręce!" "

(Józef Lenart "Portret z diamentów")

**
i jest w tym kawałeczku tekstu bardzo ładna formuła myśli, bo nie tylko rzecz w pracowaniu lub nie, działaniu lub nie, ale jest w tym ważenie lekkości i ciężaru. jest w tym trochę biblijnego zważono cię i okazałeś się zbyt lekki', a trochę równowagi. no i ładna jest ta pierwsza, prosta licówka onego fragmentu.


***
No to esce eden, który buduje mi śliczny, baśniowy obraz, chociaż dotyczy najzupełniej realnej Syberii nad Bajkałem

"W góry też chodzimy, tam jest taka terma w intruzji lawy, zaczarowane źródło, strzeżone przez jadowite żmije. Woda gorąca paruje, ma wiele właściwości leczniczych, a one siedzą w porach lawy i tylko płaskie łby im widać.
Kiedy ukąsi taka, śmierć człowiek ma lekką, bo krótką, kilka sekund to trwa, ale póki nie nastąpisz, albo nie uderzysz kijem, jesteś bezpieczny. Buriaci z doliny uznają te żmije za święte i nietykalne, ale nie broniące dostępu do źródeł. Leczą się tą wodą. Żmijom to nie przeszkadza - im chodzi tylko o ciepło..."

(J.Lenart "Portret z diamentów")

****

( a teraz czas ugotować rodzinnym głodomorom spagetti i upiec chleb z rukolą i oliwkami, zatem ręce z kieszeni i do garów.)

piątek, 21 maja 2010

szczerzenie

powiedzieć jak bardzo mi się nie chce?
proszę bardzo

środa, 19 maja 2010

a dzie czułość?

moi rodzice odkryli nową zabawę wynikającą z lakonicznego zapisu informacji, zatem od paru dni zastaję na stole krótkie notki-znaczniki życia codziennego.


wczoraj



a dzisiaj


zwariuję ja z nimi! :D

*

imieniny dziś mają:
Augustyn, Celestyn, Iwo, Mikołaj, Pękosław, Piotr, Potencjana

wtorek, 18 maja 2010

"chcę wrócić do domu"

O filmie "Księżyc", przypomniałam sobie w związku z napomkniętą już "Możliwością wyspy"

"Pierwsze prawo Pierce'a utożsamia osobowość z pamięcią. Nie ma w osobowości niczego poza tym, co utrwalone przez pamięć (czy będzie to pamięć kognitywna, proceduralna, czy afektywna); to dzięki pamięci, na przykład sen nie likwiduje poczucia tożsamości.
Według prawa Pierce'a nośnikiem pamięci kognitywnej jest język.
Trzecie prawo Pierce'a definiuje uwarunkowanie języka niekazuistycznego."
(M.Houellebecq)

*

W filmie Duncana Jonesa, podobnie jak w woodyallenowym 'śnie Kasandry', zajęło mnie mocno kontekstowe zdanie "chcę wrócić do domu". Z chwilą wypowiedzenia tego zdania, natychmiast zamknęły mi się obwody i ruszyła maszyna analizująca dane i możliwości. Jak ma się to zdanie, jeśli wypowiada je enty klon człowieka; klon, który posiada pamięć matrycy i osobowość. gdzie jest jego dom (biorąc tę pamięć i poczucia pod uwagę) i czy ma, jako żywa jednostka/kopia, prawo do "pamiętanego" miejsca-kolebki?
Poza tym w filmie bardzo fajnie zbudowana jest aura, udaje się złapać w pętlę pułapki, to przyzwyczajeniowe oczekiwanie na grozę, że coś musi się zdarzyć.
i zdarza się, ale nie po uformowanych szlakach nerwowych. ja tam stawiam mu piętkę za ocenę

poniedziałek, 17 maja 2010

Wybór

Będąc młodym popołudniem, zastałam dziś na stole taki oto wybór:




no ba!
:D

sobota, 15 maja 2010

Przyjeżdża orkiestra

Reżyseria i scenariusz- Eran Kolirin

co mnie w nim urzeka? rozmieszczenie ciepła w przestrzeni pustynnej, jego rozpraszanie bez trwonienia. przepiękne twarze ludzi. oszczędność słów i ogromny świat stojący za nimi.
zastosowanie swoistej bariery porozumienia, jaką jest konieczność używania obcego języka przez obie strony, czarodziejsko wyjęło powoli, nienachalnie, nieostentacyjnie o ludziach więcej, niż skomplikowany dialog.
pojawia się też coś, co Borges określił w jednym ze swych wykładów następująco: "(...)jak powiedziałem, znaczenie jest nieważne: ważna jest muzyka poezji i sposób wypowiedzi. "
no i muzyka. jestem uradowana. dobranoc :)


Skruszony powrót

trzeba pozbyć się z siebie tego miękkiego demona, wyczyścić konstrukt do chłodnej, a stabilnej tkanki. to oczywiście "mnie" zabije, jako "mnie" w widzeniu świata", ale też "mnie", jako "mnie" od tegoż świata ocali.
owa demoniczna miękkość/piękność przyciąga świat, ale jednocześnie pozwala mu się bezkarnie we "mnie" panoszyć. nie budować, nie łączyć się, ale najzwyczajniej, kurwa, panoszyć. możliwością jest zamiana panoszenia się świata, na "zwiedzanie" - dlatego potrzeba chłodnej katedry z kamienia, a najlepiej to chyba będzie jakiś lekki, trwały metal epoki kosmicznej. widzę to jako rurki. rurki są dobre, pozbawiając je, oczywiście, symboliki erotycznej.


trafiłam na rzecz, która znów mi tę myśl przypomniała

alors

"(...) Mówiła spokojnie, ale nie wiedziałem, jak interpretować ten spokój, było jednak coś niezwykłego w tonie jej głosu, poza wszystkim nie miałem żadnego doświadczenia w takich sytuacjach, nigdy nie byłem zakochany przed Isabelle i podobnie żadna kobieta nigdy nie była
zakochana we mnie, z wyjątkiem Wielkiego Tyłka, ale to była zupełnie inna historia, miała przynajmniej pięćdziesiąt lat, kiedy ją spotkałem, w kazdym razie tak wtedy sądziłem, mogła być moją matką, jak mi się wydawało, z mojej strony nie było cienia miłości, taka myśl nawet nie przeszła mi przez głowę, a miłość nieodwzajemniona jest zupełnie czymś innym, czymś bardzo przykrym, trzeba przyznać, co nigdy nie rodzi prawdziwej bliskości, i owego szczególnego uwrażliwienia na intonację głosu drugiej osoby, nawet u tego, kto kocha beznadziejnie, jest bowiem zbyt pogrążony w nerwowym i próżnym oczekiwaniu, żeby zachować minimum jasności umysłu i właściwie zinterpretować jakikolwiek znak; reasumując, znajdowałem się w sytuacji, która nie miała w moim życiu precedensu.
Nikt nie sięga wzrokiem ponad własny poziom, napisał Schopenhauer, by wyjaśnić niemożliwość wymiany myśli między dwiema jednostkami o zbyt różnym poziomie intelektualnym. W tej chwili w sposób oczywisty Isabelle sięgała wzrokiem ponad mój własny poziom; byłem na tyle rozsądny, żeby się zamknąć. W końcu, powiedziałem sobie, mogłem równie dobrze nie spotkać żadnej dziewczyny, zważywszy na moje ograniczone kontakty; było to nawet jak najbardziej prawdopodobne.
Isabelle nadal kupowała francuskie gazety, chociaż niezbyt często, nie częściej niż raz na tydzień, i od czasu do czasu wyciągała jakiś artykuł w moją stronę, pogardliwie prychając. Było to mniej więcej wtedy, kiedy media francuskie wszczęły wielką kampanię na rzecz przyjaźni, prawdopodobnie wylansowaną przez "Nouvel Observateur".
"Miłość może się skończyć; przyjaźń nigdy"; taki był mniej więcej sens artykułów. Nie rozumiałem, jaki jest cel wciskania podobnych głupot; Isabelle wyjaśniła mi, że to sezonowa klisza, doroczna wariacja na temat "Nasze drogi się rozchodzą, ale zostajemy dobrymi przyjaciółmi". Jej zdaniem potrwa to jakieś cztery, do pięciu lat, zanim będziemy mogli przyznać, ze przejście od miłości do przyjaźni, to znaczy od uczucia silnego do uczucia słabszego, jest w sposób oczywisty zapowiedzią zaniku wszelkich uczuć - na planie historycznym, ma się rozumieć, gdyż na planie indywidualnym obojętność, przypatrując się z dystansu, była sytuacją jak najbardziej korzystną: to zazwyczaj nie w obojętność- jeszcze mniej w przyjaźń - ale w nienawiść przechodziła miłość, raz zniszczona. (...)"

(Michel Houellebecq "Możliwość wyspy")

*

wiem, dlaczego nie mogłam ongi przeczytać tej książki; byłam, choć zabrzmi to dziwnie, po prostu na nią za młoda. teraz jestem w odpowiednim wieku i to mnie, przy okazji, ugruntowuje w myśli, że proces starzenia się postępuje skokowo, myk i w przestrzeni tygodnia, już jesteś dorośnięty do słowa. ha!

**

Ha! jakże się cieszę, że zapomniałam oddać tę książkę, o matuszku, a tylko tydzień dzieli dwa zdarzenia!
błogosławione zrządzenia i przypadkowość losu :]

***

A jeśli o czasie już, to eszcze eden:

"(...) Ceremonia była cicha, trochę smutna, Isabelle właśnie skończyła czterdzieści lat. Dziś wydaje mi się oczywiste, że te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane, chciałem przez ten dowód uczucia zminimalizować szok czterdziestki. Nie żeby objawiała go przez skargi, jakiś widoczny lęk, cokolwiek dającego sie jasno określić; to było bardziej ulotne i zarazem bardziej przejmujące. Czasami - zwłaszcza w Hiszpanii, kiedy szykowaliśmy się na plażę i wkładała kostium - w chwili, gdy spoczęło na niej moje spojrzenie, czułem, jak osuwa się lekko, jakby dostała cios między łopatki. Grymas cierpienia szybko powściągany, deformował wspaniałe rysy - piękno jej delikatnej, zmysłowej twarzy było z tego gatunku, który opiera się czasowi; ale ciało, pomimo pływania, pomimo tańca klasycznego, zaczynało ulegać pierwszym zniszczeniom niesionym przez czas, zniszczeniom, które, wiedziała to aż za dobrze, zaczną się rozszerzać, aż doprowadzą do zupełnego rozpadu. Nie wiedziałem, co działo się w takich chwilach z moją twarzą i przysparzało Isabelle tyle cierpienia; dałbym dużo, żeby tego uniknąć, gdyż powtarzam, kochałem ją: ale najwyraźniej nie było to możliwe. Nie potrafiłem nadal jej mówić, że jest takj samo pociągająca i piękna, nie byłem zdolny, jakkolwiek niewiele to wymagało, by ją okłamywać. Znałem na pamięć spojrzenie, którym mi odpowiadała: upokorzone i smutne spojrzenie chorego zwierzęcia, które oddala się od sfory, opiera głowę na na łapach, ciężko wzdycha, ponieważ wie, że jest dotknięte chorobą i nie może oczekiwać od swych braci litości.

("Możliwość wyspy" M.Houellebecq)


*

Retesce,
na cześć naszych bardzo zawikłanych i porozgałęzianych rozmów ponocnych, a także w podzięce, że znosi poranne ataki moich myśli, znienackowe nawroty tematów dyskusji na pozór zakończonych, popołudniowy cynizm, wieczorną ironię i moją ogólną "dziwność", jak to nazywa (przy czym sama wolę termin -ekscentryzm)

ów post poświęcam


:D

środa, 12 maja 2010

wizyty nieulubione

Fotograf: No niechże pani się chociaż trochę uśmiechnie

Ja: O boże, nie!

poniedziałek, 10 maja 2010

Jeden z moich ukochanych wierszy



Cała ty


Delikatne masz piersi pod bluzką,
mówisz: „nieład i kłamstwo
zła myśl, którą ukrócę”
tak mówisz… a ja w to wierzyć muszę

delikatne masz piersi pod bluzką
mówisz: „nie dzisiaj, a jutro
jutro ponownie wrócę”
tak mówisz… a ja w to wierzyć muszę



(Michał Krzywak)

Zawieszenie (broni?)

Tekturę naprawiono, przywracając Jej Moralność do pionu.
teraz na dachu kościoła siedzą "na sępa" 4 bociany, każdy przygotowany, każdy z patykiem w dziobie.

siedzą i cedzą zza patyka półgębkiem- ej ty, krzaczasty! budujesz się czy nie!?

środa, 5 maja 2010

Natura vs Tektura

no i dziś rano bociany się wkurwły i spuściły łomot tekturze. a było ich milijon.
czyli sześć.
czyli zdaje się, nasz samiec też uczestniczył.
teraz jedna para stoi na tekturze i pilnuje miejsca, druga siedzi na dachu nawy bocznej i czeka, kiedy tej pierwszej się znudzi, albo zasłabnie, albo zabraknie kanapek.



Natura 1:0 Tektura








Kochanie, gdzie zapakowałaś moje kapcie?




zastanawiam się, kto u licha namalował Tekturu takie brewy!?
byłżeby to ornitolog artysta histeryk jaki?

*

w tym roku, w promieniu 200 metrów wokół domu, mam 7 gniazd bocianich i zdaje się, szykują się nowe :|

wtorek, 4 maja 2010

portret artystyczny

ja w jadalni

(ja w jadłospisie)

a jakby tak klucz bokiem włożyć?

mizogin jaki czy co?

właśnie wpadło mi w ócz moich szkiełka, to hasło tkwiące u podstaw społecznego logowania
"czy jesteś już członkiem?"
nie, nie jestem, odpowiadam zawstydzona i loguję się do kąta

wypowiedzieć świat

w momencie Wielkiego Bum, czy jak kto woli - Początku, zostało wypowiedziane wszystko.
i od tamtej pory szukamy sposobu na skondensowanie świata, do tego jednego - Słowa

poniedziałek, 3 maja 2010

mayófka

Majówka, psiamać! Się ja się pytam zapytowywuję, jakiż to zepsuj własnę Warmię kala!? Ta część, majówki, która polegała na pieczeniu chleba, gotowaniu zupy szpinakowej i innych wmurowanych pracach kulinarnych, była słoneczna, ta która winna być zwieńczeniem, ukoronowaniem i glorią pierwszej połowy była padaka. Ale i tak byłoo fajosko, zresztą jak zwykle. Parasoli zabrakło, nie zabrakło natomiast obowiązkowego brydżyka i równie obowiązkowych tańców, ha!








a dziś dochodzę do życia i znalazłam sobie piękny czterowiersz kończący kasydę Katrana z Tabryzu

"(...)
Rady na tę rozłąkę
nie widzę, i nic w tym dziwnego -
na to, w co sam się uwikłał,
nie znajdzie nikt mądrej rady."

Myśl o autorstwie swojej własnej katastrofy i trudności wyjścia poza płaszczyznę tego, co tkwi w nas, zatem jest w jakiś sposób poznane na tyle, ze jednocześnie wiąże ręce. pomiędzy oswojeniem, a uwikłaniem rzeczą