sobota, 22 maja 2010

wydarte strumieniowi czasu

Se siedzę jak zwykle w swoim świętym czasie poranka, w którym prawa dostępu nie ma do mnie, ni car, ni szatan (no może jaki szatyn, to esce) i czytam.

to poranek:

(głowa koziołka z chmur, po prawej, odlatuje :D)

*
a to czytam:

"Chłopcy - przyszli muzyczni wirtuozi - rozumują podobnie jak nieco starsza od nich Zoja. Kiedy mówię o potrzebie pielęgnacji rąk muzyka, Wiktor śmieje się. "Ręce najlepiej się pielęgnuje, nie wyjmując ich z kieszeni, ale cóż to za ręce!" "

(Józef Lenart "Portret z diamentów")

**
i jest w tym kawałeczku tekstu bardzo ładna formuła myśli, bo nie tylko rzecz w pracowaniu lub nie, działaniu lub nie, ale jest w tym ważenie lekkości i ciężaru. jest w tym trochę biblijnego zważono cię i okazałeś się zbyt lekki', a trochę równowagi. no i ładna jest ta pierwsza, prosta licówka onego fragmentu.


***
No to esce eden, który buduje mi śliczny, baśniowy obraz, chociaż dotyczy najzupełniej realnej Syberii nad Bajkałem

"W góry też chodzimy, tam jest taka terma w intruzji lawy, zaczarowane źródło, strzeżone przez jadowite żmije. Woda gorąca paruje, ma wiele właściwości leczniczych, a one siedzą w porach lawy i tylko płaskie łby im widać.
Kiedy ukąsi taka, śmierć człowiek ma lekką, bo krótką, kilka sekund to trwa, ale póki nie nastąpisz, albo nie uderzysz kijem, jesteś bezpieczny. Buriaci z doliny uznają te żmije za święte i nietykalne, ale nie broniące dostępu do źródeł. Leczą się tą wodą. Żmijom to nie przeszkadza - im chodzi tylko o ciepło..."

(J.Lenart "Portret z diamentów")

****

( a teraz czas ugotować rodzinnym głodomorom spagetti i upiec chleb z rukolą i oliwkami, zatem ręce z kieszeni i do garów.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz