poniedziałek, 3 maja 2010

mayófka

Majówka, psiamać! Się ja się pytam zapytowywuję, jakiż to zepsuj własnę Warmię kala!? Ta część, majówki, która polegała na pieczeniu chleba, gotowaniu zupy szpinakowej i innych wmurowanych pracach kulinarnych, była słoneczna, ta która winna być zwieńczeniem, ukoronowaniem i glorią pierwszej połowy była padaka. Ale i tak byłoo fajosko, zresztą jak zwykle. Parasoli zabrakło, nie zabrakło natomiast obowiązkowego brydżyka i równie obowiązkowych tańców, ha!








a dziś dochodzę do życia i znalazłam sobie piękny czterowiersz kończący kasydę Katrana z Tabryzu

"(...)
Rady na tę rozłąkę
nie widzę, i nic w tym dziwnego -
na to, w co sam się uwikłał,
nie znajdzie nikt mądrej rady."

Myśl o autorstwie swojej własnej katastrofy i trudności wyjścia poza płaszczyznę tego, co tkwi w nas, zatem jest w jakiś sposób poznane na tyle, ze jednocześnie wiąże ręce. pomiędzy oswojeniem, a uwikłaniem rzeczą

2 komentarze:

  1. świtna majówka, jakby czas stał w miejscu, jak patrzę na zdjęcia, wiem wszystko...
    a co do patrzenia katastrofalno-uwikłaniowego, to owszem jest ptrzyjemnei takie, ach ludzkie:)ale po co?
    Pozdrawiam z ciepła jaC

    OdpowiedzUsuń
  2. chodzi o to, że trudno jest przekroczyć własną płaszczyznę, to w kontekście myśli "jestem autorem własnej katastrofy i jedynym jej przedmiotem", nie chodzi o "katastroficzne" patrzenie, tylko o mechanizm. Jak sądzę, to właśnie mógł mieć Katran z Tabryzu na myśli, oczywiście cała kasyda, jest tradycyjnie i iście po persku o miłości, a jednak to temat tylko zewnętrzny. żeby zobaczyć wszystkie końce i sploty osnowy, trzeba by się wybić poza własną przestrzeń. wydaje mi się, ze my - zwykli (pardon) ludzie, dlatego własnie i po to, korzystamy z lustra innych ludzi, w jakiś sposób jest to namiastka takiego wyjścia poza. ale to tak sobie dywaguję w wolnym przedpracowniczym czasie

    Pozdrawiam
    as
    :)

    OdpowiedzUsuń