czwartek, 24 czerwca 2010

kubrańko

marzyło mi się sari, no więc kupiłam sari. pełnowymiarowe. owinęłam krzesło, mało, domotałam biurko, lepiej, ale mało. zawinęłam się od stóp do głów, jakby jeszcze przydługie. spróbowałam zebrać na czubku głowy w kitkę - nie plącze się pod nogami, ale zasłania oczy. odwinęłam, położyłam na podłodze, ja na nim, chwyciłam brzeg zębami i zium - zawinęłam się w precel. jest dobrze, tylko nie idzie ruszać rękami. odwinęłam się, znowu brzeg w zęby, tym razem ręce do góry - zium, zawijam się. jest dobrze, tylko nie idzie rąk opuścić. zawinęłam się na krzyż - krzyżak, w poprzek - zawodnik sumo, zebrałam wokół szyi- zorro. świetna zabawa.

4 komentarze:

  1. mam nadzieję, że nie zabierzesz tego cuda na wyjazd - moglibyśmy mieć kłopoty
    aha, i żadnych islamskich chustek, pamiętaj ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no jakżeż! jakżeż bez chustki!

    :D

    łej ta, to takie rejony gdzie sari jest niczym zając na łace :]

    OdpowiedzUsuń
  3. rejony docelowe, to i może, ale te tranzytowe, to nie byłabym taka pewna :D

    wiesz, że do zająca czasami strzelają ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. i jak nie strzeli w mordę!

    ;D

    OdpowiedzUsuń