Dziś w godzinach popołudniowych wracałyśmy z koleżanką z udanego pod względem towarzyskim i kulturalnym (wizyta w księgarni) wyjazdu do pobliskiego Las Wegas. Stałyśmy na przystanku cierpliwie czekając na bus, ględząc leniwie o tym i owym, obok nas zaś stał młodzieniec w wieku dorosłym, jakaś para ludzi doroślejszych i ktoś jeszcze i w czeluści wiaty drzemał osobnik w wieku dojrzałym plus.
I wszystko jest poprawnie, jak to w małym miasteczku, bus przyjeżdża, my zastanawiamy się nasz, czy nienasz, jednak nienasz, przepuszczamy.
Zaspany osobnik z czeluści wiaty znienacka rozbudzon, dostrzega grozę sytuacji, zrywa się i wygrażając nam pięścią używa rosyjskich, a ponadczasowych słów, z których w miarę zrozumiałe w bełkocie jest „bladź”. Rzeczony obywatel szoruje ku nam wygrażając pięścią i sadząc coraz to soczystsze inwektywy. Przyznaję, przeszło mi przez myśl, czy z troski o nas nie obstawia nas po ojcowsku, że nie wsiadłyśmy do właściwego busa, jednak myśl tę szybko porzucam, gdyż pięści są coraz bliżej, a i język obywatela zwinniejszy.
Zatem i ja uruchamiając wewnętrznego lingwistę, odpowiadam mu z zachowaniem wszelkich rewerencji po rosyjsku, który to język najbardziej pasuje do zachwianego w wymowie interlokutora. Odzywam się starając o właściwy akcent (pochwal mnie Jakubku) i bogate, literackie słownictwo. Mężczyzna używa słownika z coraz większą energią, dystans skracany jest coraz bardziej, można już bezwzględnie uznać, że podąża za nami, pięści wyraźnie sugerują, że chętnie poprą słowa gestykulacją kontaktową. Towarzystwo na przystanku Nawe nie drgnie, nie zajmuje stanowiska, nie rusza ani ręką ni nogą, może ktoś nagrywa na tik toka?
Gadzi mózg przejmuje kontrolę więc wywalam z siebie wiązankę rosyjskich rymów, trochę z Oniegienina, trochę cytatów z Wiśniowego Sadu, ale i to nie pomaga.
Koleś od tego momentu wyraźnie skupia się na mnie, kumpela się wycofuje, a mężczyźni przystankowi ani drgną, jakby to się nie działo. Facet nie daje się uspokoić ani groźbą policji, ani cichym głosem, ani odsuwaniem się.
No i w końcu leci na byka, więc jaka jest ostatnia myśl intelektualisty? Wszystkie odpowiedzi, moi państwo znajdziecie w książkach. Mając tę myśl pomiędzy uszami, rozbujałam moi drodzy siatę z pięcioma tomami w twardych oprawach, rozkręciłam nią młynka i mówię, no podejdź pan (po rosyjsku wszakże z zachowaniem wszelkiego konwenansu towarzyskiego), no k.. podejdź!
Pozna swój swego, intelektualista intelektualistę, człowiek z szacunkiem dla kultury wycofuje się i prawda, próbuje zadzwonić na policję z zapalniczki, ale wtedy my już wsiadamy do naszego busa. Kultura górą! Zainteresowani tytułami obronnymi piszcie na priv
PS: Dziękuję wszystkim bliskim świadkom tego zajścia za możliwość udowodnienia, że kultura zawsze obroni człowieka. Wierzę, że wy nie mieliście książek w swoich torbach i dlatego nie mogliście interweniować.
Historia opowiedziana wspaniale, morał budujący, ale kontekst jednak przerażający...
OdpowiedzUsuńtak, sama nie wierzyłam że to robię, pedagog z 25 letnim doświadczeniem, poetka, osoba którą miałam za kulturalną i pokojową, zrobiłam to wywijałam publicznie siatą z książkami! Nadmienię, że siata była gobelinowa z motywem z Łempickiej, to mam na swoje usprawiedliwienie. Niejako nie była to chęć przywalenia, a zachęta do odbioru dzieł sztuki synkretycznie, i malarstwo, i gobelin, i literatura w jednym, jakby nie patrzył. Porzucając żart, tak, przesmutne jest to, ze żaden z ludzi nie stanął w obronie, nie pomógł choćby telefonem na policję na przykład, koleś był ewidentnie agresywny.
Usuń