Pewien Chasyd wysłuchał kiedyś przekonywającej nauki o tym, jak żydowska mistyka kabalistyczna zaprzecza rzeczywistości. Wróciwszy do domu, podrapał się w głowę i mruknął:
- To prawda, tutaj nic nie ma.
Szukając po ciemku zapałek, żeby zapalić świeczkę, mocno uderzył się kolanem o kant pieca.
- Hm... ale piec jest.
(Daniel Lifschitz, O rabinach, oszustach i żebrakach, przeł. Barbara Durbajło, Anna Kowalewska)
*
Chyba wywołałam śnieżycę z hopsasu i właśnie zmienia nam krajobraz. Ale ja lubię. Poza tym Janurzowi umarła owca (żeby nie brzmiało dziwnie, to owca była przyjaciółką konia) nie lubię (umierania owiec, nie koni, koni się tylko boję), pogryzłam się nieco z kapitanem Sparrowem, nie lubię, ale trudno się mówi i idzie do swych jakże ważkich zajęć, jak oglądanie Przyjaciół w tivisie i unikanie uczniowskich sprawdzianów.
*
a książeczka ma ładną okładkę
http://ocdn.eu/images/skapiec/Zjg7MDA_/3b3c31ca6c89496cfef8fbccb26987ea.jpg
a skoro Emi (klik klak) , jedna z przyjaznych memu umysłu ałtorek blogowych nadmieniła rzecz o nalewkach, to dziś dam otototo. węgierska śliwka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz