sacrebleu! nie cierpię zmian w strategii poruszania się po narzędziach i ja rozumiem, że pracownicy muszą się czymś wykazać, ale czy nie mogą oni dziergać czapek na drutach!? grah!
w drugim tomie Dzienników Osieckiej znalazłam ładne miejsce, które śpieszę okazać:
"Ziemia czeka. Jesień zrobiła już swoje - wyzłociła, upiększyła, przeleciała i zmiotła to, co sama stworzyła. Zaświstał wiatr, zawyła kuma-zawierucha, posypały się ostatnie brunatne liście w czarne listopadowe kałuże. A potem spadł jeszcze większy listopadowy deszcz i zmył całą krasę jesiennej ziemi. I teraz na próżno naga, biedna, szara ziemia czeka na zimową puchową pierzynkę. Na próżno...
W grudniowe noce, pod grudniowym lśniącym niebem, pod Mleczną Drogą, którą prosto, prościutko zejdzie za dziesięć dni Święty Mikołaj, leży naga, zmarznięta, listopadowa ziemia."
(Osiecka, Dzienniki 1951)
i drugi jeszcze
"I nie zmiatajcie zwiędłych liści,
Co spadają z drzew jesienią,
Bo sami kiedyś tak złociście
Spadniecie w otchłań nieistnienia."
(Osiecka, Dzienniki 1951)
ładne, a delikatną egzaltację kładę na karb lat piętnastu autorki, zresztą któż nie czuje pokusy ulegania egzaltacji...
Się chwalę się, że nabyłam w końcu Lód Dukaja, moiściewy, co to za tomiszcze! Nawet cisnąć tym nie sposób, chyba, żebym miała podręczną i w miarę poręczną katapultę! Gdyby mnie nie było do wielkiejnocy lub innego wielkiego dzwonu, to pewnie jeszcze czytam!