sobota, 7 listopada 2009

W.Kandyński. Wieczór (tłum)

lampa z zielonym abażurem mówi czekaj
cholera czekaj - dlaczego mam, a ona
mi zielone i mówi - nadzieję miej - nadziej się
z daleka przez drzwiowe szczeliny, twarde drewno i sta-
ły kamień wchodzą we mnie dźwięki. w pokój. są tu rozmawiają
do mnie. mówią obsesyjnie uparcie.
czasami słyszę jasno - czystość.
zwykła wąska szarozielona twarz z uciążliwie długim nosem już
dawno przede mną. patrzy na mnie (nawet jeśli ja nie patrzę)
biało-szarym okiem.
przez podłogę (płeć) od spodu chce się do mnie dobrać, wtargnąć głuchy drzew-
niany śmiech zwierząt. co pół minuty stuka w podłogę
złości się- nie może wejść.
dźwigam się bliżej tej twarzy - ona się uśmiecha a oczy bez sen sow
nie mętne senne.
trochę się boję. a jednak zmuszam (to zakład pod zastaw) prosto w spoj
rzenia które (całkiem możliwe) mętnieją - wszystkie.
wchodzą dźwięki, potykają się i przewracają
dzwonne padają jak tłuste pro
stackie nachalne ja. na dole wszyscy jeszcze się śmieją moi sąsiedzio-ludy.
dlaczego tobie wczoraj powiedziano właśnie to słowo

*

znalazłam swoje tłumaczenie w czeluści szuflady. ale nie mam już tego oryginału rosyjskiego , kurcze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz