czwartek, 29 stycznia 2015

na półce z ksiązkami

Ostatnie okoliczności nie sprzyjały jakiemuś szczególnemu zajmowaniu się nielotą, ale o nich może kiedyś, nie teraz jeszcze.
dziś zdjęcie Maryjki z cudowną wodą z lurd, która to niebieska(sic!) Maria otrzymana w darze od Wielce Pobożnej Ciotki nareszcie znalazła lokum, a to za sprawą przypadku.
Od początku, Maria, której korona, proszę to zauważyć, ma skłonności do fosforyzowania (najudatniej w  ciemnościach) była skwapliwie wciskana wszystkim krewnym i znajomym królika pod różnymi pretekstami - a to na nową drogę życia, a to na urodziny, a to na zdany egzamin. Podobny proceder dotyczył plastikowego Jezuska ze świecącą aureolką ze smętnym wszakże skutkiem. I Maryjka i Jezusek nadal trwają krzepiąc mój dom. W sobotę ubiegłego tygodnia, nawiedził mnie Zina i aby nie bał się ciemności w biblioteczce gdzie spał, wcisnęłam mu Maryjkę (tak naprawdę chodziło o to, gdyby mu się woda podczas kaca skończyła w butelce) Rano, gdym przylazła pogadać, wespół oceniliśmy efekt, że Maryjka na półce z książkami znalazła miejsce idealne. A kiedym jeszcze ujrzała dziś w internetach zdjęcie Pani Tokarczuk z trzema Maryjkami w wyszukanej etiudzie kolorystycznej błękit-róż, to już zupełnie uważam, że jest wspaniale. I tak wcale nie chciałam tej Maryjki oddawać, przywykłam do niej, jak do pana żołędziaka, który ma nogę w ręce, a którego uratowałam przed Potwornymi Dziećmi, które dręczyły go w mojej szkole



ostatnio w czytaniu było tak:


Hotel du Nord, Eugene Dabit

Przyjemna staroświecka książka z posmakiem Paryża ukrytego w ścianach i ulicach nad brzegiem kanału Saint-Martin, poczuciem miasta o pięknej brzydocie z jego lekkim smrodkiem zastałej wody, potu i taniego pudru. Życie książki skupia się w tytułowym hotelu, który jako, że podrzędnej kategorii, instaluje w swym wnętrzu historie pracownic fabryk, wozaków, aktorek i pomywaczek, historie par małżeńskich i nielegalnych, Książka o trwaniu, pracy, miłościach, miłostkach, przyjaźniach, nadziejach i całej kruchej konstrukcji życia, która musi się w końcu rozsypać



Mała księga, Kazimierz Brandys

Wspomnieniowa książeczka z błyskotliwą ironią i rozbrajającą czułością. Książka, która zaskoczyła mnie swoją nienachalną bliskością z równolegle płynącym, pełnym szacunku dystansem. Młody autor przeżywa swoją historię, która jednocześnie (a bardzo subtelnie) splata się z historią państwa. Bohater patrzy w specyficzny sposób na świat, dziwuje mu się, sprzeciwia, akceptuje, cierpi i bawi się, a ja razem z nim.



Pakameria, C.S. Lewis i W.H. Lewis

Na początku zastanawiałam się, czy ją przeczytam, jakoś nudno mi się zaczynało, ale w miarę czytania wsiąkłam w ten dziecięcy, a kurewsko dorosły i wnikliwy świat młodych braci Lewis (zaczęli tworzyć Pakamerię w wieku 8 (Clive) i 11 (Warren) lat). Są rzeczy napisane bardzo rzutko, z dowcipem i śmiem stwierdzić biorąc pod uwagę ówczesny wiek twórców - gienijalnie. Pakameria to pierwowzór Narnii, zamieszkują ją zwierzęta w formule ludzkiej, ludzie i szachmaci (lud o formule figur szachowych bez własnego państwa, coś na kształt Żydów). Persony Pakamerii politykują, prowadzą wojny, używają życia, wywołują skandale i wpadają w tarapaty. Mało jest wątku miłosnego, który zdaje się młodym braciom jeszcze nie był  potrzebny, by dopełnić historii. Książka nie jest zaplanowaną całością, bracia pisali sobie opowiadania i studia spraw różnych tej krainy, mieszając geografię realną z fantastyczną i wytwarzając świat będący na pograniczu snu i jawy, taki, który czai się tuż pod powieką, kiedy przykładamy głowę do poduszki


wszystkie trzy polecam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz