niedziela, 4 stycznia 2015

dzień nowego roku, który nie jest pierwszy

Siedzimy z Jakubem w barze pizzabar pełni okołosylwestrowego jeszcze piwa i pomimo ewidentnego zapełnienia naszych możliwości, odruchowo zamawiamy - ja Tyskie, on Książęce. To pierwszy rok, który od pierwszego naszego spotkania powiedział nam o sobie coś ważkiego, chyba był już czas. Tak, to chyba był czas przejść na kolejny etap i zwierzyć się sobie bardziej, zawierzyć, że istota po drugiej stronie (a nie, przepraszam nawet po tej samej) stołu nie wyskoczy nagle i nie ucieknie z wrzaskiem, albo się nie zatrzaśnie na amen na siedem spustów i cztery sześciocyfrowe hasła, jak litość, głupio albo jeszcze gorsze. Tak sobie po prostu rozmawiamy o naszych planach, które nie wyszły o lękach, obawach, które z mniejszym lub większym skutkiem pokonaliśmy albo nadal hodujemy. Na stół wjeżdża pizza pół na pół. Jedno pół jest ostre i  należy do Jakuba, drugie pół jest słodkie i jest dla mnie (później Jakub dostanie jeszcze zupełnie inne kawałki pizzy należącej do dwóch naszych przyjaciółek). Jest paskudny dzień nowego roku, na oko 3 stycznia, ale wyjątkowo nie czepiamy się dat, istotna jest tylko godzina odjazdu Jakuba i tej trzeba pilnować, bo choć na Warmii ludzie są sympatyczni i mówią na zdrowie z sąsiedniego stolika, to pociągi jak wszędzie są maszynami nie okiełznanymi żadnym logicznym systemem. Jest więc ten dzień nowego roku ponury ze względu na kolejne pożegnania i deszcz i wszelaką paskudną pogodę i to zmęczenie bebechów, które prawdopodobnie nie wynika wcale z ilości alkoholu, którą standardowo określa się - może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz