wtorek, 7 czerwca 2022

rżysko

 Zastanawiam się, czy wszechświat nie wymyślił sobie kociego hospicjum nowotworowego akurat u mnie, bo oto kolejny kot, który wprowadził się do domostwa  toczy się  z górki. Czasami marzę o maniu zdrowego, wesołego kota, który przeżyje ze mną sto lat, a później mnie zje, kiedy już odwalę kitę. Na razie marneszanse. Jutro znowu wet, znowu stres, a nie, ten właściwie jest codziennie, bo zawsze to jest smutek, kiedy nie możemy gruntownie pomóc i brodzi się w doraźnych i powierzchownych rozwiązaniach patrząc w te cierpliwie cierpiące kocie oczy. Kot nazywa się Globus, bo ma na ciele mapę świata.
Na drugim krańcu domostwa domaga się mojej obecności Pani Mama, która w tym miesiącu kończy 90 lat, w związku z czym trwają szeroko zakrojone przygotowania do wielkiej fety (wszakże nie takiego sera).
Kury pod wodzą cudownie uzdrowionego Floriana (czego to nie robi testosteron), buntują się i z wchujmegadrogiej śruty, na którą przeznaczam trzecią część pensji* wydziobują tylko nasionka zostawiając fazę zasadniczą, bogatą w mikro pikro i omikro, jako kompost, czego wynikiem jest zużywanie gargantuicznych ilości karmy na jeden kurzy posiłek.
Za oknem wisi burzowa chmura, więc zastanawiam się, jakich rozmiarów błąd popełniłam zostawiając sporą część roślin doniczkowych na podwórzu, ale tego dowiem się jutro.

*druga część pensji idzie na specjalnąfigofago karmę dla kotów, której koty nie lubią, a pierwsza na rachunki, których nie lubię ja

Właściwie to wpadłam napisać, że Jurija Andruchowycza Moscoviada. Powieść grozy w tłumaczeniu Przemysława Tomanka to jedno wielkie i świetne delirium, w którym nie mam pewności, czy bohater w ogóle wstał z łóżka, a jeśli wstał, to czy na pewno trafił na obecność windy w szybie. Andruchowycz jak zawsze umie przytrzymać człowieka w malignie i z tyłu głowy szeptać mu najgroźniejsze baśnie.


Jutro z powodu kota znów musze przełożyć lekcję z moimi ukraińskimi dziewczynami, zwłaszcza, że umówiłyśmy się na lekcję przy winie, który to pomysł wynikł był uprzednio z lekcji  o kulinariach. Kurczę ten świat galopuje i rży jak ugryzione przez gza źrebię, a przecież to jest całkiem stary świat i już jakby trochę mu nie przystoi. A ja ze wszystkich sił trzymam się grzywy i obtłukuję zadek, żeby nie spaść pod kopyta. Ha, ten koń to nieprzypadkowo mi przyszedł, strasznie narozrabiały mi w głowie te wiersze ukraińskie, które tłumaczyłam, a mówiłam - nie zbliżać się do cudzej poezji więcej, niż na odległość kartki, i co? I masz babo koń, co ci po rżysku hasa. A jak hasa, to zaraz przyciąga się Jesienin i już za chwilę mam w głowie wirujący korowód obrazów (z czego "W tumanie" obejmuje całość Malczewskim), a powinnam przygotować materiał na lekcję muzyki dla klasy siódmej. Ale może nie przyjdą...


A takie sobie, prosz państwa, grackie kalosze sprawiłam! Czyż nie szyk, cymes i tupotanie raciczek?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz