niedziela, 23 grudnia 2018

Z rozmów rodzinnych - Świąteczna opowieść

Nasz kurnik otwarty ściąga od lat rzesze dodatkowych beneficjentów w postaci wróbli, mazurków, synogarlic, srok i jeszcze innego tałatajstwa. Wszystko byłoby dobrze, nawet to, że wspólnie spożywają 2 razy więcej ziarna, niż same kury, gdyby nie fakt, że na kurniku jest antena satki, a satka to bożyszcze mamci. Siadające na antenie synogarlice zaburzają sygnał nie dając mamci oglądać tivi.
W związku z tym mamcia ma na oknie kij na ptactwo i co jakiś czas się z tego okna wychyla i gromko krzycząc  łupie kijem w parapet, podejrzewam ku zachwycie sąsiadów.

Niedawno umyśliła sobie nabyć atrapę drapieżcy i umieścić ją na kurniku w celu odstraszania potencjalnych gangsterów.  Drapieżca został zamówiony w internecie przez siostrę i wczoraj został dowieziony przez mojego brata do żegot. Tym sposobem weszłyśmy w posiadania sokoła.
Sokół od wczoraj budzi wielką uciechę wśród gołębiej gawiedzi. Zdaje się, że całe populacje przybywają z okolicznych wsi, by go podziwiać, tudzież się z niego nabijać, bo ptactwa na podwórzu jakby przybyło.
Stałyśmy się zatem posiadaczkami bardzo brzydkiego krasnala ogrodowego w wersji awifaunicznej, obecnie tkwiącego na naszej drabinie jako atrakcja turystyczna. Coś a la Chrystus ze świebodzina dla ptaków, że  chodźcie, może polecimy na łikend do lewandoskich zobaczyć... 
Sokół Millenium, allez!

brat (ornitolog): To sokół, tu nie ma sokołów, one go nie znają.
ja (filozoficznie): Może powinniśmy najpierw w nie nim trochę porzucać, żeby poznały jak to jest oberwać sokołem
brat: To chyba najbardziej by pomogło...  one się bardziej boja mnie, niż tego sokoła
Zuz (bratanica): To może damy duże zdjęcie taty?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz