czwartek, 22 marca 2018

nie śpieszmy

 rozmawiamy smsowo z Zinkiem o prokrastynacji, ilości czasu, czytaniu i kontaktach z  ludźmi:

Zina: na szczęście dni jest więcej niż ludzi więc...
ja: czyli jak skończą się ludzie, to zostanie jeszcze sporo dni na czytanie?

Przede mną kolejny egzamin podyplomowy, tym razem komisja stwierdzi, czy mogę zostawać panią przedszkolanką, gdybym na ten przykład miała nią zostawać i jak zwykle spycham przygotowania nogą pod różne sprzęty domostwa, a to pod szafę, a to pod pralkę, nawet pod lodówkę udało mi się je wepchnąć, skąd następnie wywlokłam je uczepione mokrej szmaty. Dzielę czas na czworo, bo mus było skończyć książki pożyczone.

Sprzedawczyk, Paul Beatty, tłumaczenie Piotr Tarczyński. 
Najpierw trochę kręciłam nosem, ale może to z powodu emorozkojarzenia , bo kiedy weszłam pomiędzy kartki, to już barzo dobrze było i lepiej nawet. Przezacna, z doskonałym poczuciem humoru, książka o ważnej rzeczy, jaką jest poczucie tożsamości i jego roli w naszym świecie. Przy czym to poczucie tożsamości jest tu zironizowane, poobdzierane z wzniosłości i wysokich godności papierek po papierku. W skrócie tak - miasteczko Dickens znika z mapy z powodu swojej zaściankowości i znikomości istnienia. Jeden z mieszkańców, syn lokalnego (dość porąbanego) psychologa, usiłuje naprawić stan rzeczy w dość niekonwencjonalny sposób - otóż usiłuje przywrócić niewolnictwo.

A tutaj taki sobie wyimek, próbka pisania pana Beatty

"Nigdy wprawdzie nie rozumiałem koncepcji miasta partnerskiego, ale zawsze mnie ona fascynowała. Sposób, w jaki te bliźniacze, jak się je czasem nazywa, miasta wybierają się i zalecają do siebie, przypomina bardziej kazirodztwo niż adopcję. Niektóre związki, jak Tel Awiwu i Berlina, Paryża i Algieru, Honolulu i Hiroszimy, mają sygnalizować koniec wrogości oraz początek ery pokoju i dobrobytu. Są aranżowanymi małżeństwami, w których miasta z czasem uczą się kochać siebie nawzajem. Inne to małżeństwa z przymusu, bo wieki wcześniej, na pierwszej randce, która wymknęła się spod kontroli, jedno miasto (np. Atlanta) zapłodniło inne (np. Lagos). Niektóre miasta żenią się dla pieniędzy i prestiżu, inne po to, żeby wkurwić ojczyznę. Zgadnij kto przyjdzie na obiad? Kabul! Raz na jakiś czas dwa miasta spotykają się i zakochują w sobie z powodu wzajemnego szacunku i wspólnego zamiłowania do pieszych wycieczek, burz i klasycznego rock and rolla. Na przykład Amsterdam i Stambuł. Buenos Aires i Seul. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy przeciętne miasto jest zbyt zajęte bilansowaniem budżetu i dbaniem by infrastruktura nie rozsypała się w drobny mak, większość miast ma problemy ze znalezieniem bratniej duszy, więc zwracają się do organizacji Miasta Partnerskie Świata - międzynarodowej swatki, która szuka  wybranków serca samotnych miast. Choć dwa dni po imprezie urodzinowej Sorga wciąż miałem kaca (jak cała reszta Dickens), byłem wniebowzięty, więc odebrałem telefon od pani Susan Silverman, konsultantki miejskiej, która zadzwoniła w sprawie mojego wniosku.
- Dzień dobry. Dzwonię, żeby powiedzieć, że z przyjemnością zajęliśmy się pańskim zgłoszeniem do Międzynarodowego Bractwa Miast, ale mamy problem ze zlokalizowaniem Dickens na mapie. To gdzieś w pobliżu Los Angeles, prawda?
- Kiedyś byliśmy oficjalnym miastem, ale teraz jesteśmy raczej terytorium okupowanym. Jak Guam, Samoa Amerykańskie, czy Morze Spokoju.
- Więc jesteście państwo nad oceanem?
- Tak, oceanem smutku.
- No cóż, to nie szkodzi, że nie jesteście miastem uznawanym, MPŚ łączył już wcześniej takie organizmy. Na przykład nowojorski Harlem i włoska Florencja, z powodu swoich renesansów. Dickens nie miało renesansu, prawda?
- Nie, nie mieliśmy ani jednego dnia oświecenia.

(Sprzedawczyk, Paul Beatty, tłumaczenie Piotr Tarczyński)

*

Druga to Gormenghast, Meryng Peake, tłum Jadwiga Piatkowska. 
Napis na okładce głosi, że druga część trylogii, ale na razie jedyna przeczytana przeze mnie. początek Na początku zdał mi się mocno ambitnie potraktowany - mieszanka Kafki, Gombra i  Viana, w warstwie wizualnej Dudy-Gracza i Beksy i nawet niegłupio to wyszło, a później autor jakby odzyskał swój własny język w dłoni i przewiosłowałam już na jego własnej fali przez tom. Rzecz dzieje się w zamczysku Gormenghast, które to miejsce jest całym światem mieszkańców, posiada  własną, leniwą i starożytną osobowość, wolę, potrzeby realizowane i realizujące się poprzez cykle dziwacznych i absurdalnych rytuałów. jest młody panicz, dziedzic Gormenghastu , który przeciwko tej woli staje ze swym młodzieńczym buntem, jest też historia kryminalna, ale tę to już sobie sam, jak ktoś lubi literaturę fantastyczną.

"Tytus ma siedem lat. Jego granice wyznacza Gormenghast. Wykarmiły go cienie, odłączono od piersi niejako na sieci obrzędów, w uszach ma echa, w oczach kamienny labirynt, lecz mimo to w jego ciele jest coś innego - coś innego niż to cieniste dziedzictwo. Jest bowiem przede wszystkim dzieckiem."

 (Gormenghast, Meryng Peake, tłum Jadwiga Piatkowska. )

*

i na koniec
Bob Dylan, Tarantula, tłum. Filip Łobodziński. Nieeee wiem, zmęczyłam się nią, nie podzieliłam entuzjazmu pana Łobodzińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz