poniedziałek, 16 października 2017

dzida

U mnie to jest tak, że rzeczywistość, którą ze wszystkich sił  staram oswoić, przejść do porządku dziennego nad wszystkimi tymi nierównościami gruntu, kolcami, torem przeszkód rodem z Kaer Morhen, a czasem tez pod, obok i na przestrzał, ta rzeczywistość truchtająca sobie tuż obok mnie, trącająca  zimnym nosem, dysząca mi w kark gorącym oddechem, ona czasami rozbiega się, dogania i bęca w  plecy, próbuje chwytać zębami za łydki. 
Właśnie teraz usiłuję ją oswoić pisząc sobie na blogu, chociaż powinnam przygotować się do pracy. Rzadko pozwalam sobie na ataki paniki, bo za dużo rzeczy i osób przyczepionych jest wraz ze mną do tej niestabilnej huśtawki, więc kiedy stracę równowagę, możliwe, że polecimy wszyscy, ale czasem ataki paniki są, takie,  że oddychanie sprawia trudność, przychodzi nieposkromiona chęć wydobycia się ze skóry i gnania w ucieczce na oślep, a się stoi w miejscu i robi dokładnie nic. No to właśnie mam atak paniki.




4 komentarze:

  1. jap, to są tylko takie momenty paniki. obezwładniające, krótkotrwałe paniczki :]

    OdpowiedzUsuń
  2. gut foto, "ciemna noc duszy", itd.

    OdpowiedzUsuń
  3. mroki naskórka jesieni, trudny wieczorny schyłek oraz czarne okna bojaźni! ;D

    OdpowiedzUsuń