wtorek, 29 listopada 2011

patrzę sobie do hełma

czyli moje dwa ulubione zestawy







i jeszcze to, absurdalne, ze aż się spłakałam

Pas de deux

Ach ten odwieczny taniec, myślała Paniusia, przyglądając się z loży swojego okna, jak tancerka puentuje zrobioną przed chwilą scenę, na genitaliach partnera.

balet romantyczny w dwóch aktach

Albrecht nie mógł, Hilarion nie dostał, Giselle kopła w kalendarz. Nigdzie nie ma fajnie




Giselle, Adolphe Adam

poniedziałek, 28 listopada 2011

jesienne porządki

Dwa tygodnie temu ciocia i wujek w pocie czoła zgrabili i odmietli pięknie liście spod budynku.
Dzisiejszej nocy wiatr w odwecie posprzątał podwórze


czwartek, 24 listopada 2011

Jerzy i wilk

czyli dalszy ciąg opowieści








donosy z emiratu Buchary

"Niezbadane są labirynty dróg, jakimi krążą pomysły zrodzone pod czerepem wielkiego pana. Na stronicach Księgi Doświadczeń widnieje kanon: im wyżej zasiadł władca, tym trudniej uchwycić lot jego myśli. A emirat Buchary to fotel dostatecznie wysoki, by kaprysy pana życia i śmierci spędzały sen z powiek wszystkich sług jego.
Fanaberie dziwacznych pytań przeplatały się z pomysłami z "Tysiąca i jednej nocy", szatańskie zadania podążały za fantastycznymi wskazówkami, cudaczne polecenia deptały po pietach idiotycznym rozkazom. Tak oto ścieżki udręczeń, na których poddani emira trawili życie, przechodziły nieustannie jedna w drugą nie znajdując nigdy kresu"

(Zdzisław Nowak, Zagadkowa ucieczka Hodży Nasreddina - Opowieść 9)

*

Pierwszy raz z Hodżą zetknęłam się w dziecięctwie mym, na łamach Płomyczka i od razu się zakochałam. Jakaż była radość gdy zjadając metodycznie bibliotekę szkolną w podstawówce, natknęłam się na książkę Nowaka, a jeszcze większa całkiem niedawno, kiedy książkę wziętą z odpisu, czule do dom niosłam.
Prościutkie, a bardzo sympatyczne zagadki matematyczno-logiczne, co ważne z poczuciem Hodżowego ducha i ciepłym żartem. I zapadłe głęboko w pamięć i serce, ilustracje Jerzego Flisaka, oto łup!


środa, 23 listopada 2011

czwartek, 17 listopada 2011

z pieśni o sake,

Ponieważ zbliża się koniec tygodnia pracującego


Pieśń 343


Wolałbym raczej
by tylko nie być człekiem
w dzban się zamienić
na wino przeznaczony
i dać się zalać winem


ze Zbioru tysięcy liści, Manyoshu (VIIIw), tłum. W. Kotański


*


Pieśń 347

Z dróg do pociechy
ze znanych najpewniejszą
na naszym świecie
jest niewątpliwie dla nas -
po pijanemu płakać...


ze Zbioru tysięcy liści, Manyoshu (VIIIw), tłum W. Kotański

środa, 16 listopada 2011

"Kiedy ucho dobrze przyłożyć do nieba, a wysokie góry to potrafią, wtedy usłyszymy melodię sarajlijki i cichutką w środku lacrimosę..."

Proste s słowo może rozgniewać, ukoić, zranić, uleczyć, może zbudować i zniszczyć. Wywołuje tęsknotę i ożywia zgasłe uczucia. Może to wszystko, kiedy za tym słowem otwiera się przestrzeń szczerości, ufności, że prostota za swoją na pozór naiwną formułą, jest kluczem do serca.



Izet Sarajlić

(ze zbioru wierszy "Szukam ulicy dla mego imienia")


Kryzys poezji miłosnej

Z obawy,
żeby nie uznano ich za staromodnych,
młodzi już prawie wcale
nie piszą wierszy miłosnych.

I znowu się zdarzy,
że zamiast młodych,
będziemy zmuszeni je pisać
my, starzy.

Nie po raz pierwszy
będzie Cyrano
od Chrystiana szczerszy



(tłum. Marian Grześczak)



*

Kocham Bardzo

I znowu w Bileci służyć jako żołnierz!
Wyczekiwać cię na stacji kolejowej!
Pić z tobą kawę w cukierni "U Beli"!
U źródła Trebisznicy trzymać cię za rękę.
Dostawać twoje listy.

Wiersz ten byłby szczęśliwy
gdybym mógł ciebie widzieć
leżącą pod twoim rysunkiem z naszej Popovaczy,
kiedy lekarka pogotowia
ostatni już raz
mierzy ciśnienie i robi ci zastrzyk.

A może,
może osunęłaś się w śmierć
aby wierszom tobie poświęconym
oszczędzić coraz starszej starości?

Czyż moglibyśmy, ja i moje wiersze,
za lat dziesięć kochać ciebie mniej?


(tłum. Marian Grześczak)


*

Dla Vlady Dijaka

W porządku, Vlado, że leżysz sobie w grobie na Barach!

W Podlugovach i w Sarajewie
wszystkie bary są zamknięte.

W Bośni
droga do kieliszka rakii
jest o wiele trudniejsza
niż droga do własnej śmierci.



(tłum. Marian Grześczak)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Улетай на крыльях ветра

Był jakiś olsztyński poranek, jakiś czerwoniak na ulicy Grunwaldzkiej, jacyś ludzie kiwali się sennie nad poranionymi stronicami gazet. Było radio i zrodziła się miłość od pierwszego dźwięku




Tak, od hybrydy hip-hopowej recytatywy i zjawiskowego sopranowego fragmentu opery, zaczęło się moje trwałe uczucie do borodinowskiego Kniazia Igora; wysłuchiwanego przypadkiem, wyszarpywanego fragmentami, które udawało się skądś wygrzebać, w różnych wykonaniach, z nerwami, że wciąż bombarduje się pięknymi, a jakże, Tańcami Połowieckimi, a zapomina o cudownych partiach chóru, poruszających ariach Jarosławny. Nadal nie udało mi się zdobyć płyty z całą operą, nadal za nią tęsknię.

Zatem to oczywiste, że gdy tylko Biń zaproponowała mi bilet na wrocławski spektakl Kniazia Igora w reżyserii Laco Adamika,odpowiedziałam tak, zanim jeszcze wiadomość dotarła do świadomej części mojego mózgu i skonfrontowała się z informacją o 9-godzinnym tłuczeniu się pociągiem, o potrzebie wyjechania z domu już dzień wcześniej, bo przecież w święto Żegoty odcinają od gałęzi świata i porannym niedzielnym odwróceniu porządku jazdy

Widowisko wizualnie porywające, piękna scenografia nakreślona z precyzją i smakiem, niesamowite, baśniowe światło, kostiumy, że tylko się zakochać.
Od strony muzycznej? Mezzosopran Konczakówny piękny, ślicznie zaśpiewane partie chóru, szczególnie ulgnęło mi serce w chórze żeńskim.
Bardzo udatny motyw penelopowy w oczekiwaniu Jarosławny na kniazia. Wijąca się jak wąż, materia tkana przez kniahinię w jednej ze scen, powołuje do istnienia w scenie późniejszej, tkaniny odmierzające czas i smutek w paru chwilach. Dobra i ładnie skreślona symbolika

Co na nie? Trochę brakło mi dynamiki, najbardziej chyba tej dzikości Połowców, jakiegoś ogniska zapalnego, które naciągnęłoby sprężynę emocjonalną, bo chociaż z wielką przyjemnością wiązałam znaną sobie muzykę z pięknym obrazem, to nie krzyczało mi serce, tak, jak się tego wcześniej spodziewałam. Wszystko płynęło powoli, nazbyt dostojnie, czasami nawet sennie.
Co jeszcze na nie? Nie rzecz w jakiejś pruderii, ale nie jestem zwolenniczką gołych cycków na scenie tam, gdzie serce powinno zadrżeć poruszone dłonią stwórcy, również tego, którego ikoniczne oblicze zawisło nad scenicznym światem.

Jako całość? Bardzo się cieszę, że zobaczyłam ten spektakl, na pewno nie czuję zmarnowanego czasu, wręcz przeciwnie, ogromną przyjemność, wiec hip hip hura.

*

a tu jeszcze taka enigmowata hybryda Nataszy Morozowej, której mówię - czemu nie :)

wtorek, 8 listopada 2011

z rozmów o pogodzie

- "Aktualnie mgła" napisał i-Gugiel

- Widzę, rzekła grobowym głosem, wusz

"bo dotknęła twego ciała myślą swą"

Śliwkowa mgła, gęsta jak budyń, podpierana ścianami miedzianych liści. Jesień. Nucę cohenowską Zuzannę. Myślę o jej słowach, o odbiciu świata w oczach człowieka, bardzo specjalnego człowieka. Gdy Zuzanna trzyma lustro, wszystko jest takie samo i inne.
Są wśród nas ludzie, dzięki którym patrzymy na świat inaczej, jakby aura takiej osoby budowała nam magiczne szkło, przez które widać to, czego sami nie moglibyśmy dostrzec. Są jak kryształy, które jeśli stracimy, stracimy drzwi do śliwkowej mgły, do miejsca nad rzeką. Są poezją. Żywą.

"(...)I już chcesz z nią powędrować
Powędrować chcesz na oślep
Wiesz, że możesz jej zaufać
Bo dotknęła twego ciała
Myślą swą"

(L.Cohen, Zuzanna, tłum M.Zembaty)



linka do słów

środa, 2 listopada 2011