Dlaczego jestem zła na Jaskółkę? Ano dlatego. że dopiero niedawno w swoim wpisie wskazała mi jedyną i słuszną drogę dotyczącą szczotki akumulatorowej, a przecież mogła już jakieś dziesięć lat temu! Tak że ten!
Macie pojęcie, że ja dzisiejszy SOBOTNI poranek spędziłam z własnej i nieprzymuszonej woli szorując wszystkie drzwi w moim domostwie? Szczotką oną? Tak, śpiewają teraz jak humbaki!
Gdzie byłaś o akumulatorowa szczotko kiedy tyrałam zalewając się łzami, krwią i potem w świątecznych wojnach, służąc w kampaniach pod generałem Mamcią! w potyczkach z sierżantem Jolantą nad głową, gdzie byłaś o szczotko akumulatorowa!
No to jest jakieś kuriozum wielkie i rarytas, ta szczotka, mówię ja wam! Niby tylko kręci się w kółko, niby proste, a na myśl mi nie przyszło, że takie cuś ratuje świat! Dzięki Ci o Jaskółko, choć nie zapominajmy, że mam Ci za złe, iże dziesięć lat trzymałaś mnie w niewiedzy!
*
Muszę zrzucić z biurka górkę, co zalega czekając na napisanie, więc na szybkiego. To dla pani ta cisza, Mario Vargasa Llosy (tłum. Tomasz Pindel). Spotkaliście kiedyś ducha? Kogoś, kto pokazał się wam, spalił magnezjowym płomieniem i zniknął? Rozwiał się jak dym zostawiając szczątkowy ślad na łyżeczce? Taka jest historia czegoś, co się dzieje pod powierzchnią Limy, pod skórą kreolskich mieszkańców, pod podszewką muzyki. Jest szary, niemal samozwańczy krytyk muzyki, której oprócz niego raczej nikt nie recenzuje i jest Lalo Molfino, zjawisko jednej nocy. Ich historie splotą się tej nocy właśnie, na zawsze wplotą w nitkę kreolskiego walca, staną się snem, a może jawą. Czy Tonio Azpilcueta naprawdę prowadzi swoje muzyczne śledztwo, czy tylko lunatykuje?
Kiedy kupowałam tę książkę opisaną w internecie, jako ostatnią Llosy, nie spodziewałam się, ze za kilka dni okaże się, że jest naprawdę ostatnia
Tym razem wylosowałam cytat otwierając książkę na chybił/trafił i mówi ona do was tak:
"Szanowna Pani
wreszcie udało mi się Panią odnaleźć, choć łatwo nie było. Szukam Pani od prawie trzech tygodni. Nie chcę zamęczać Pani szczegółami, powiem tylko, że namierzyłem Panią dzięki Miguelowi Cuadrze, jednemu z pracowników pana Abanto z Callao, niegdysiejszego promotora muzyki i odkrywcy wirtuoza, którego tak Pani, jak i ja jesteśmy wielbicielami - nadzwyczajnego Lala Molfino"
(Mario Vargas Liosa, To dla pani ta cisza, przekład Tomasz Pindel)
*
Przeczytałam też pozostałe dwie części Uroczyska Colina Meloya i Carson Ellis (tłum. Bogumiła Kaniewska), a że o tej pozycji już pisałam, to tylko dorzucę, że rzecz świetna, narnijska w dobrym duchu literatury dziecięcej, która jest niegłupia i dobrze napisana oraz ślicznie wydana.
*
I Murakamiego wzięłam, żeby zobaczyć co się zmieniło i czy zmieniło się coś. A że pierwszą książką, którą przeczytałam jego był Koniec świata (wtedy nie wiedziałam, że to on i zagubiłam tę rzecz na parę lat, póki nie zaczął być wydawany całościowo), to nabyłam Miasto i jego nieuchwytny mur (przekład Anna Zielińska - Elliott). To jest równoległe dopełnienie tej myśli o Mieście otoczonym murem, rozwinięcie tezy cieni i chyba już więcej nie będę pisać, bo ani ze mnie recenzent, ani interpretator, zostawiam tylko tropy bo mogę. Ja z Murakamim mam części - część kocham na zabój, część mnie znudza. Tę kocham akurat, a, że jego pisanie jest tak we mnie obrazowe, że nie umiem chyba tego opisać literkami. Otworzę cytat na chybił/trafił także:
10 lat temu to ja byłam jeszcze w krótkich majteczkach:):):) Jednak… mea culpa…. mea culpa….
OdpowiedzUsuńSzczotkę odkryłam jakiś miesiąc temu:):) Sama w szoku zostałam. Jednak, mimo że dobra marka, bałam się, iż to taki słaby. Toteż podeszłam z wielką ostrożnością do rzeczonego i tylko wspomniałam, że coś takiego kupiłam.
Nie przypuszczałam, że Ci się spodoba, bo to maleństwo i obroty raczej wolniejsze. To nie gigant szus, ale do szybkiego przemycia nadaje się super. Jak coś zapuszczonego fest, to raczej nie da rady. Chociaż jak kilka razy się w tym samym miejscu przejedzie, kto wie?
Mam na oku sprzęcik wielofunkcyjny, ale obawiam się, że jak to jest z wielofunkcyjnymi, jedna rzecz wysiądzie i całość wtedy do kitu. No i ten robot do mycia okien. Kurcze, ciągle się waham.
A Ty kusisz książkami, oj kusisz, a u mnie półki się uginają i multum jeszcze nieprzeczytanych czeka.
Lipa, lipą, ale te boćki na lipie wymiatają.
najistotniejsze jest, że stawy nie dają w kość podczas szorowania i nie ucierpiała ani jedna kropla potu, a przeszorowałam sporo. Prędkość odpowiednia, szorowanie nigdy nie było czynnością błyskawiczną, tak więc chwała Ci! Boćki i na lipie i pod lipą i wszędzie są! :D
UsuńHej, hej, nie tak prędko! Mnie już wystarczy mojej biblioteki, której jeszcze ciągle nie przeczytałam (szybciej kupuję niż czytam), a gdzie jeszcze cała biblioteka córki? Nie mam tyle czasu, żeby przeczytać wszystkie fajne książki świata, a Ty mi tu jeszcze z nowymi wyjeżdżasz!
OdpowiedzUsuńO tak, drzewiej to było łatwiej jednak! :D
UsuńTak. W epoce kamienia łupanego zwłaszcza.
UsuńWtedy przede wszystkiem!
UsuńA ja się zastanawiam nad myjką do okien. Moja mama ma i sobie chwali, a ja jakoś z ostrożnością podchodzę do takich gadżetów bo szkoda mi wydać pieniądze na coś co będzie miało taki sam efekt jak ściereczka :P
OdpowiedzUsuńmam myjkę viledy, ale używam do mycia kafelków, okna jednak wymagają sroższego docierania. Niemniej do kafli jest ekstra i szybciej :D
UsuńTy weź jakiś link podrzuć do tego niebiańskiego sprzętu, ja dzięki Jaskółce mam akumulatorowy sekator i za każdym razem gdy go używam, to się do niej modlę z wdzięczności.
OdpowiedzUsuńAgniecha:):):) Cieszę się, że Ci służy. To naprawdę dobry sprzęt. Klepnij w wyszukiwarkę obrotowa szczotka akumulatorowa tej samej firmy i Ci wyskoczy.
Usuńo to to to!
Usuń