poniedziałek, 12 listopada 2018

zapiski znalezione pod głową rzymskiego legionisty

 Korzystając z trzech dni wolnego, zachorowałam, bo jak można lepiej wykorzystać czas, no przecież! Wczoraj przeleżałam plackiem, dziś nadrobię trochę zaległości.

Tydzień temu, gdy tylko hordy Hunów i złowrogich Wandalów opuściły przybytek mój, porzucając domostwo i gumno w stanie smętnego pobojowiska, trąciłam stopą dopalające się krokwie, ponuro dymiące zgliszcza i z dzikim okrzykiem juhu! pokłusowałam do legowiska między telewizorem a fotelem mamci, w którym to leżu sypiam od jakiegoś czasu, po czem  barykadując się nagromadzonymi tomami, z obłędem w oczach i pianą na ustach, tonąc w oparach kisnącej kapusty*, oddałam kompletnie aspołecznej czynności, jaką jest czytanie..

*kto kisił kapustę w domu, ten zrozumie czar

Najpierw przyjemna wyelce pozycja Richarda Feynmana (tego od wykładów z fizyki), Pan raczy żartować panie Feynman, opracowana przez Edwarda Hutchingsa, przełożona przez Tomasza Bieronia. Zbiór opowiastek, anegdotek i historyjek charakteryzujących znakomitego acz dość kontrowersyjnego fizyka. Sam autor tychże gawęd przedstawia nam się jako trefniś oraz szutnik zawołany, jednak wyłazi spod tego obraz człowieka ogarniętego potrzebą poznawania, niestrudzonego badacza stawiającego nieszablonowe pytania i pilnego poszukiwacza odpowiedzi. Niektóre opowiastki są pewnie mocno rozciągnięte, ale sam też Feynman z autoironią karci się co jakiś czas za egocentryzm, młodzieńczą butę i zarozumialstwo. Zastanawiałam się w trakcie czytania, jak to by było spotkać Richarda Feynmana, bo to, co wygląda świetnie i wesoło na kartach książki, z daleka, mogłoby się przecież okazać w życiu stuknięciem z rozpędzoną lokomotywą i to już wcale niekoniecznie zawsze jest do śmiechu, jeśli się nie jest masą równoważną, a i nawet jak się jest, to ten, też nie do śmiechu raczej. Zresztą i tak nie znam angielskiego, więc po kij rozważać, ale gdybym znała...
Miłośnicy fizyki znajdą w tej książce, podejrzewam, przyjemność. Moja kumpela niemiłosniczka poinformowała mnie, że ona w ogóle się nie śmiała, a ja z kolei chichotałam momentami w głos, a poczucie humoru mamy podobne, zatem to może o fizykę właśnie idzie.

"Kolację jadłem codziennie ubrany w akademicką togę. Pierwszego wieczoru byłem śmiertelnie przerażony, ponieważ nie znosiłem wszelkiej celebry. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że togi mają jedną wielką zaletę. Jeśli dopiero co grałeś w tenisa, mogłeś pobiec do pokoju, wziąć togę i włożyć ją na siebie jak leci. Nie musiałeś tracić czasu na przebieranie się czy prysznic. Togi skrywały nagie ramiona, podkoszulki, najgorsze łachmany. Ponadto istniał przepis, że tog się nie pierze, więc pierwszoroczniaka można było łatwo odróżnić od drugoroczniaka, od trzecioroczniaka, od kloszarda! Tog nie prało się i nie zaszywało w nich dziur, więc pierwszoroczniacy nosili ładne, stosunkowo czyste togi, lecz gdy dotrwałeś do trzeciego roku, wyglądało to, jakbyś miał na ramionach coś w rodzaju tektury, do której przyklejone są strzępy materiału."

Pan raczy żartować panie Feynman, Richard Feynman (tłum T.Bieroń)

*

Później poleciały Jakuba Zieliny Wierzenia prasłowian, które to dość zwarte opracowanie przyjaźnie i myślę, że  w miarę sensownie zgarnia wierzenia słowiańskie do kupy, systematyzuje je i nieboleśnie nam przybliża. Dobra rzecz, żeby nie zapiłować czytacza naukowym językiem, gmatwaniną wierzeń, mitów i rytów.
Coraz częściej widzę tę chęć badaczy mitologii słowiańskiej, żeby uczynić jakąś jedność z poszarpanych skrawków, to marzenie mania czegoś na kształt mitologii greckiej, żeby dajmy na to, jakaś statystyczna lewandowska ze wsi warmijskiej mogła bez rwania włosia na brodzie oraz szarpania pazurów do krwi naumieć się jakiegoś choćby mgliście narysowanego korzenia tkwiącego w świadomości mitycznej.

*

Ponieważ w końcu zakupiłam brakującą mi na półce część Różoukrzyżowania, ciumnęłam Sexusa Henryego Millera (tłum Lesław Ludwig). Ciumnęłam z ochotą i tak z rozbiegu tego,  lecąc z pyskiem pełnym śliny już w połowie się zmęczyłam.  Tak po prostu, zaniemogłam utrudzona dłużyzną pomnażanych (p)opisów seksualnych z nakładanymi na nie albo odwrotnie, wynurzeniami natury filozoficznej gnającej momentami w mistycyzm. To, co jakoś uwiodło mnie na studiach (ach ta dziewczęca niewinność) teraz zamęczyło mnie, może nie do cna, bo przecież są świetne fragmenty, ale tak połowy to pozbyłabym się bez żalu.

*
 Mój przyjaciel Zinek nie przepada za Muminkami, ja zaś je wielbię, kocham miłoscią niesłabnącą, a to, co wyszło z literatury, dotknęło mnie i oplątało we wczesnym dziecięctwie, rośnie, rozwija się i zmienia razem ze mną, jak magiczna sieć. Po Muminkach przyszedł czas na kolejne książki Jansson. Ostatnio nabyłam Uczciwą oszustkę, Tove Jansson (tłum Halina Thylwe)
Dobrzeczytająca się opowieść o prawdziwym i nieprawdziwym, przyczynach i skutkach, szczerej nieszczerości i nieszczerej szczerości. 
Surowa, wilcza kobieta Katri chce wkraść się w łaski miłej i przyjaznej ludziom mieszkanki "Króliczego domu", Anny, ilustratorki książek dla dzieci. Zeby  dowiedzieć się po co,  proponuję zajrzeć między kartki, bo rzecz napisana po janssonowsku z tą jej mroczną, magiczną aurą, która wisi w powietrzu Zimy w Dolinie Muminków, czy w Komecie nad Doliną...

*

nach nach i już stosik książek oczekujących na notatkę się trochę zmniejszył, jestem wielka oraz przepracowita!

święty Jan w paździerrniku 2018, żegoty

10 komentarzy:

  1. Feynmana mam na liscie od dawna, ale jeszcze nie zakupiony.
    Muminki - oooch! Jestem tez przesiaknieta od dziecinstwa. Marze o nowym wydaniu calej serii (te w brazowych okladkach), ale finanse to nie gumka z majtków niestety, i rozciagnac sie nie chca. Wiec co jakis czas kartkuje i tule wydania z dziecinstwa, rozwalone juz kompletnie :)

    A piosenki z Lata Muminków co to onegdaj bylo na kasetach i plytach, to nawet swojemu dziecku jako kolysanki spiewalam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, i "dorosle" ksiazki Jansson tez przeczytalam wszystkie, oczywista :) I biografie tez.

      No i wielbie ilustracje oryginalne muminkowe, wielbie bezgranicznie, a ostatnio znalazlam taka jedna artystke co w podobnej manierze rysuje, o patrz:
      https://www.instagram.com/ullathynell/
      :))

      Usuń
  2. o tak, barzo podobnie rysuje! I ja wielbię ilustracje Jansson i jej pisanie i w ogóle ach och! Swoje finanse rozciągam na książki kosztem gumki do majtek właśnie hih ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. czytałam tegoż Feynmanna raczy pan żartować i owszem owszem ale egocentryzm tam jest niebywale wybujały, ledwoznośny. Kapustę w pokoju trzymacie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w moich oczach łagodzi tę nieznośność pełna świadomość egocentryzmu autora. mnie nie przeszkadzają takie egoty, jesli tylko są świadome i łebskie przy tem. :D

      Usuń
    2. oj, dopiero do mnie dojszło - jo, trzymiemy w pokoju! kapusta pokojowa yest :D

      Usuń
    3. No właśnie. To wydało mi się dziwne. My zawsze w piwnicy, a i tak się nie udaje.

      Usuń
    4. a teraz serio serio - u nasz zawsze w pokoju (lub na korytarzu) - tu ważne jest uciskanie (gdyż nalezy uciskać by lud kapust był powolny) później przenosimy do chłodniejszego

      Usuń