czwartek, 29 marca 2018

tego się nie robi kotu...

Stała się rzecz niedobra, Kicia widziała jak odkurzam jej kocyk! Oznacza to w praktyce, że teraz przez jakieś dwa tygodnie będzie spać wszędzie (witajcie białe kłaki), tylko nie na kocyku. Ostatnim razem byłam nieostrożna i dałam się przyłapać na czyszczeniu kocyka jakoś tak w październiku.




z powodu dnia wiosny, będąc z uczniami na wycieczce filmowej, wejszłam do ksiażkarni i wytargałam stamtąd piękne rzeczy,a  przy okazji zoczyłam, że pan Jarosław Molenda (napomykałam o nim w którymsiś wcześniejszym poście) stał się dość poczytnym popularnym literatem. Czytałam tylko Historię używek, ale planuję zakupić inne rzeczy, bo pisze przyjaźnie, przyjemnie i ma sporo bibliografii.

"Podczas pobytu na Sri lance miałem okazję spróbować betelu, ale ponieważ wziąłem minimalna porcję, nie odnotowałem żadnych efektów ubocznych poza mrzonką, że ta książka będzie lepiej się sprzedawać niż publikacje Beaty Pawlikowskiej"

(Jarosław Molenda, Historia używek. Rośliny, które uzależniły człowieka)




a do książek pani Beaty Pawlikowskiej jakoś nie mogę się przełamać (Janurz, jeśli to czytasz, to  uprzedzam Twoją wypowiedź -  pan Molenda też żyje)



figury półprzestrzenne

Od czasu do czasu pojawia się hasło "zapełnijmy" fejsbuka, sieć świat, samymi dobrymi rzeczami zapełnijmy, mówi hasło, niech to będą fotografie, dobra muzyka, poezja, malarstwo i teraz właśnie siedząc i śledząc ogon któregoś z łańcuszków wypełniaczy sieci dobrocią, myślę sobie - czy moglibyśmy choć na jakiś czas niczego nie zapełniać? Zostawić puste miejsce, przestrzeń, przecież i tak wszystkiego jest pełno. Wszędzie.



Wizerunki Górki Życzeń i Żurawiego Bagienka zrobione w ramach akcji "Zdjęcie w5 minut przy użyciu sztućców"








W ogóle to mam dziś dzień leniucha, więc nadrabiam życie w sieci (sic!), patrzę co tam na blogach, które paczę, dokazuję na fejsbuczku, popijam herbatę z jakże romantycką chryzantemą, którą mi zacny poeta i prywatnie też przyjaciel, Jakub Sajkowski (uwaga, lokowanie poety) przytargał z dalekiej i okrutnej Chinlandii, gdyż wielką miłośniczką herbaty jestem ja, popijam popycham  czas w marncu jak w garncu do przodu i delektuję się postanowieniem niesprzątania dziś. I trochę walczę z wyrzutami sumienia, ale tylko trochę.




Z rana myśl zaś była taka, że sporo ludzi żyje w półcieniu, trochę im niewygodnie, trochę im niedobrze, trochę ich żre wkurw, co jakiś czas pozwalają mu nawet na demolkę trójnożnego stolika, trochę później zwieszają głowy i łapy. Wszystkiego trochę, trochę przyzwyczajenia, trochę wygody, trochę uciążliwości. Mało światła, ale trochę jest, więc nie można wrzasnąć faustowsko, że więcej do cholery! dawać tu kandelabry, bo ćma i czytać nie mogę i się w palec kłuję igłą i w ogóle guzik się potoczył pod kanapę, a to był akurat guzik do wszystkiego! Nie mogą, bo nie zaprzedali  diabłu swojej roboczej, pocerowanej, tu i ówdzie sfastrygowanej, obszytej wilczym ściegiem duszyczki. Więc musieliby to światło sobie z narażeniem wątroby sami przynieść, zapalić, czy może okno otworzyć albo i nie wiem, nawet spod daszku wyjść. A takie ognisko to jeszcze i pożar może wywołać i dach sfajczyć, a dzie jeszcze ultrafiolety słoneczne A i B? No to siedzą i tylko od czasu do czasu, w przypływie szaleństwa, odwagi, czy rozpaczy, przycinają ćmiący światło, jak ból zęba, knot. Rzecz jasna równolegle poddaję ocenie swoje własne oświetlenie.

cookie monster

Tradycyjnie resztka tworzywa z "ciastek przez maszynkę" pożytkowana jest na ciastka resztkowe. Ciastka przez maszynkę mają to do siebie, że piekąc się nieco puchną. No to mi się kaczka i kura nieco upaśli...

 przed...



po...



kaczka przypomina mi trochę pana Jerzego Stuhra

a kura hmmm... grubego baranka


kot wyszedł trochę jak z L. Carolla


 Przepiśnik Mamci, gdyby ktoś chciał, a nie mnioł

AMONIACZKI PRZEZ MASZYNKĘ

Substraty:

2kg mąki
4 margaryny Palma (bezwzględnie ma to być Palma)
3 szklanki sacharozy (skąd wziąć sacharozę? z buraków cukrowych ;D)
4 żółtka
4 całe jaja
5 łyżeczek amoniaku
1 szklanka śmietany 18tki
1 cukier wanilinowy (waniliowy to to samo, bo wanilina jest substancją nadającą aromat wanilii)


Reakcja:

amoniak zmieszać ze szklanką śmietany jakieś 10 minut przed działaniami

mąkę rozgnieść z margaryną, dodać cukier, zagnieść, wlać jaja i żółtka - zagnieść porządnie.
wlać śmietanę z amoniakiem - zagnieść jeszcze porządniej

wstawić na ok 3h do lodówki. dobrze jest podzielić tę ilość ciasta na 3 części zanim się wrzuci do lodówy. zdaje się ma to znaczenie magiczne albo po prostu łatwiej jest operować mniejszymi bułami. jako uczony biolog,  wolę czynnik nadprzyrodzony w ramach objaśnienia.

kręcimy przez maszynkę (najlepiej taką starego typu, żeliwną) próbując różnych form w tej blaszce poziomej, przez którą ciastka wychodzą. najwięcej radości sprawiają te foremki, których rodzice nigdy nie używali ze względów praktycznych. teraz kiedy jestem dorosłym kręcaczem ciastek, mogę sobie bezkarnie wybierać właśnie te i nie wybieram ze względów praktycznych. ten świat ma wiele paradoksalnych podłych i przewrotnych kosmków rzeczywistości.

kroimy ciastkowe paski na odpowiedniej długości ciastka i pieczemy w  rozgrzanym do ok 180 stopni Celsjusza piekarniku. w naszym pieką się ok 15 minut blacha, ale to różnie i trzeba pilnować i wyczuć, kiedy rumienieją (czasem przewrócić na plecki w trakcie)

uwaga, ciastka puchną podczas pieczenia - vide kura i kaczka, należy więc zachować między nimi nieco odstępu.

*

a gdyby kto chciał wiedzieć jakie są substraty życia, to niech zajrzy do wiersza  (co zalecam koniecznie) Wiktorii Dykobraz tutej  (tłumaczył Janusz Radwański, poeta i tłumacz i jak sam mówi pasterz owców (juhas czyly?) a prywatnie mój przyjaciel i zupełnie nieprywatnie dobry i dlatego niedzisiejszy człowiek) . Wiersz jest barzo dobry.

czwartek, 22 marca 2018

nie śpieszmy

 rozmawiamy smsowo z Zinkiem o prokrastynacji, ilości czasu, czytaniu i kontaktach z  ludźmi:

Zina: na szczęście dni jest więcej niż ludzi więc...
ja: czyli jak skończą się ludzie, to zostanie jeszcze sporo dni na czytanie?

Przede mną kolejny egzamin podyplomowy, tym razem komisja stwierdzi, czy mogę zostawać panią przedszkolanką, gdybym na ten przykład miała nią zostawać i jak zwykle spycham przygotowania nogą pod różne sprzęty domostwa, a to pod szafę, a to pod pralkę, nawet pod lodówkę udało mi się je wepchnąć, skąd następnie wywlokłam je uczepione mokrej szmaty. Dzielę czas na czworo, bo mus było skończyć książki pożyczone.

Sprzedawczyk, Paul Beatty, tłumaczenie Piotr Tarczyński. 
Najpierw trochę kręciłam nosem, ale może to z powodu emorozkojarzenia , bo kiedy weszłam pomiędzy kartki, to już barzo dobrze było i lepiej nawet. Przezacna, z doskonałym poczuciem humoru, książka o ważnej rzeczy, jaką jest poczucie tożsamości i jego roli w naszym świecie. Przy czym to poczucie tożsamości jest tu zironizowane, poobdzierane z wzniosłości i wysokich godności papierek po papierku. W skrócie tak - miasteczko Dickens znika z mapy z powodu swojej zaściankowości i znikomości istnienia. Jeden z mieszkańców, syn lokalnego (dość porąbanego) psychologa, usiłuje naprawić stan rzeczy w dość niekonwencjonalny sposób - otóż usiłuje przywrócić niewolnictwo.

A tutaj taki sobie wyimek, próbka pisania pana Beatty

"Nigdy wprawdzie nie rozumiałem koncepcji miasta partnerskiego, ale zawsze mnie ona fascynowała. Sposób, w jaki te bliźniacze, jak się je czasem nazywa, miasta wybierają się i zalecają do siebie, przypomina bardziej kazirodztwo niż adopcję. Niektóre związki, jak Tel Awiwu i Berlina, Paryża i Algieru, Honolulu i Hiroszimy, mają sygnalizować koniec wrogości oraz początek ery pokoju i dobrobytu. Są aranżowanymi małżeństwami, w których miasta z czasem uczą się kochać siebie nawzajem. Inne to małżeństwa z przymusu, bo wieki wcześniej, na pierwszej randce, która wymknęła się spod kontroli, jedno miasto (np. Atlanta) zapłodniło inne (np. Lagos). Niektóre miasta żenią się dla pieniędzy i prestiżu, inne po to, żeby wkurwić ojczyznę. Zgadnij kto przyjdzie na obiad? Kabul! Raz na jakiś czas dwa miasta spotykają się i zakochują w sobie z powodu wzajemnego szacunku i wspólnego zamiłowania do pieszych wycieczek, burz i klasycznego rock and rolla. Na przykład Amsterdam i Stambuł. Buenos Aires i Seul. Ale w dzisiejszych czasach, kiedy przeciętne miasto jest zbyt zajęte bilansowaniem budżetu i dbaniem by infrastruktura nie rozsypała się w drobny mak, większość miast ma problemy ze znalezieniem bratniej duszy, więc zwracają się do organizacji Miasta Partnerskie Świata - międzynarodowej swatki, która szuka  wybranków serca samotnych miast. Choć dwa dni po imprezie urodzinowej Sorga wciąż miałem kaca (jak cała reszta Dickens), byłem wniebowzięty, więc odebrałem telefon od pani Susan Silverman, konsultantki miejskiej, która zadzwoniła w sprawie mojego wniosku.
- Dzień dobry. Dzwonię, żeby powiedzieć, że z przyjemnością zajęliśmy się pańskim zgłoszeniem do Międzynarodowego Bractwa Miast, ale mamy problem ze zlokalizowaniem Dickens na mapie. To gdzieś w pobliżu Los Angeles, prawda?
- Kiedyś byliśmy oficjalnym miastem, ale teraz jesteśmy raczej terytorium okupowanym. Jak Guam, Samoa Amerykańskie, czy Morze Spokoju.
- Więc jesteście państwo nad oceanem?
- Tak, oceanem smutku.
- No cóż, to nie szkodzi, że nie jesteście miastem uznawanym, MPŚ łączył już wcześniej takie organizmy. Na przykład nowojorski Harlem i włoska Florencja, z powodu swoich renesansów. Dickens nie miało renesansu, prawda?
- Nie, nie mieliśmy ani jednego dnia oświecenia.

(Sprzedawczyk, Paul Beatty, tłumaczenie Piotr Tarczyński)

*

Druga to Gormenghast, Meryng Peake, tłum Jadwiga Piatkowska. 
Napis na okładce głosi, że druga część trylogii, ale na razie jedyna przeczytana przeze mnie. początek Na początku zdał mi się mocno ambitnie potraktowany - mieszanka Kafki, Gombra i  Viana, w warstwie wizualnej Dudy-Gracza i Beksy i nawet niegłupio to wyszło, a później autor jakby odzyskał swój własny język w dłoni i przewiosłowałam już na jego własnej fali przez tom. Rzecz dzieje się w zamczysku Gormenghast, które to miejsce jest całym światem mieszkańców, posiada  własną, leniwą i starożytną osobowość, wolę, potrzeby realizowane i realizujące się poprzez cykle dziwacznych i absurdalnych rytuałów. jest młody panicz, dziedzic Gormenghastu , który przeciwko tej woli staje ze swym młodzieńczym buntem, jest też historia kryminalna, ale tę to już sobie sam, jak ktoś lubi literaturę fantastyczną.

"Tytus ma siedem lat. Jego granice wyznacza Gormenghast. Wykarmiły go cienie, odłączono od piersi niejako na sieci obrzędów, w uszach ma echa, w oczach kamienny labirynt, lecz mimo to w jego ciele jest coś innego - coś innego niż to cieniste dziedzictwo. Jest bowiem przede wszystkim dzieckiem."

 (Gormenghast, Meryng Peake, tłum Jadwiga Piatkowska. )

*

i na koniec
Bob Dylan, Tarantula, tłum. Filip Łobodziński. Nieeee wiem, zmęczyłam się nią, nie podzieliłam entuzjazmu pana Łobodzińskiego.