Trzy cycaty, które między innymi czynią książkę Stanisława Dygata Podróż dobrą i elegancką. Bo jest, i dobra, i elegancka na moje wusz. Tak to już się teraz nie pisze albo pisze rzadko. Książka z podróżą w osnowie, szeroko rozumianą, zarówno geograficzną, jak i metamorficzną dla tego skalnego odłamka, jakim jest człowiek. No i przede wszystkim jest też miłość - rzecz tocząca nas okrutnie i bez ustanku. Jest czule, ironicznie, zabawnie i nie wiem, czy powinnam obejrzeć teraz adaptację...
voila:
o sztuce
Do diabła! Kto w płótnach Giotta czy w kwartetach Beethovena dopatruje się wyłącznie archanielskich rysów Wieczności, a nie jest w stanie odnaleźć wspomnień własnej tragedii, gdy dostał w skórę za podarte na płocie portki, lub własnej radości, gdy za pierwsze zarobione pieniądze kupił kwiaty nieznanej dziewczynie z naprzeciwka, niech przestanie zajmować się sztuką, a zajmie się dostawą wyrobów garmażeryjnych lub wyczerpem piwa.
o płci
(...) Oboje prostowali się powoli i patrzyli na siebie. Ola zauważyła, że Henryk ma przekrzywiony krawat, i łagodnym, zręcznym ruchem poprawiła mu go.
Zastanawiający jest wzajemny stosunek kobiet i mężczyzn wobec swojej garderoby. Zasadniczą tendencją, instynktownym niemal odruchem mężczyzny w stosunku do szat kobiecych jest wprowadzanie do nich nieładu, szarpanie, rwanie, pociąganie, miętoszenie. Zupełnie przeciwnie przedstawia się stosunek kobiety do ubrania mężczyzny. Jest to stosunek porządkujący, wygładzający, poprawiający, szczotkujący.
*
o ludzkości
(...) Nie. To nie są ogromne mrówki i nie mówią po polsku. I nie my do nich, ale oni do nas pierwsi przyjeżdżają.
Są może trochę podobni do ludzi, ale nieco więksi i mają skrzydła. Skrzydła nie służą im do latania, za to przydają niezwykłej zwiewności w chodzeniu. Włosy mają lniane i gładkie, uczesane w grzywkę. Ubrani są w zgrabne koszule przepasane pięknym, błękitnym sznurem. Ich mowa składa się z dźwięków muzycznych. Nasza więc litera odpowiada ich nucie. Gdy ze sobą rozmawiają, przysiąc by można, iż słyszy się jakąś fugę Bacha. Po ich przyjeździe ogromnie wzrosło w świecie znaczenie muzyków. Oni bowiem tylko mogli służyć za tłumaczy i preceptorów nowego języka.
Najtęższy polityk ziemski stawał się zupełnie bezsilny, jeśli nie miał przy sobie jakiegoś muzyka. Chodziło tez o muzyków bardzo wybitnych, zdolnych do wyłapywania wszelkich niuansów, wrażliwych na pomniejsze fałsze i dysharmonie.
Pewien wybitny polityk potężnego kraju powiedział:
- Gdybym to ja mógł mieć przy sobie takiego Bacha! Alebym wszystkim bobu zadał.
Marsjanie już od dawien dawna krążyli nad Ziemią, ale powstrzymywali się z lądowaniem, ponieważ Ziemianie nie cieszą się w kosmosie najlepszą opinią. Czasem ten i ów marsjański śmiałek zdecydował się na skok z międzyplanetarnego wehikułu na Ziemię. Włóczył się zwiewnie śród pól i lasów, nawołując ludzi śpiewnie, póki jakiś chłopek roztropek nie ubił kamieniami odmieńca.
Stanisław Dygat, Podróż