niedziela, 23 marca 2025

topienie Marzanny

Jestem pełna lęków, lękam się lekarzy, załatwiania spraw w urzędach (nawet przez Internet), kontaktu z ludźmi, trzeszczącego lodu, tego, że nagle na wysokości opanuje mnie nieprzemożna ochota zrobić krok w przepaść. Lękam się o bliskich, o drzewa, że ktoś je zaraz wytnie, o koty, psy, a i psów się lękam. Śnię o głębiach pode mną, wojnę, ataki kosmitów. I jestem niesłychanie odważna, bo codziennie stawiam tym lękom czoła, załatwiam sprawy, rozmawiam z ludźmi, spotykam się z nimi, patrzę na ucięte pnie drzew, płacę rachunki, przygarniam chore koty. Odwaga, jak mi się zdaje, to wieczne zapasy z lękami, racjonalizowanie, walka, istny makiawelizm, gdzie używasz i wewnętrznego lwa i lisa, układasz się lub mocujesz z rzeczami.
Ale też życie wśród lęków jest cholernie męczące, każdy dzień próbuje zamrozić mnie w łóżku, oazie nicniemuszenia z murem obronnym kołdry, usiłuje mnie zatrzymać w snach, które choć wyglądają na groźne, są snami, a nad tymi mój umysł panuje. Jednak, jak żartobliwie mawiał mój tatko, co to za życie, więc wstaję i bodę się z tą przedziwną przeźroczystą chmurą, polem siłowym i ciągle mam wrażenie, że świat dzieje się tam gdzieś, pomimo, i ciągle nie mogę do niego dotrzeć. Mimo tego wszystkiego jednak widzę przepyszną tego świata urodę, czuję bliskość rodziny i przyjaciół, czuję miłość, czuję ciepło wiosennego słońca, ciepło kociego futerka i słyszę, jak mówią do mnie trawy. Pomimo wszystkich lęków, zielony pęd, który został kiedyś zasiany w moim sercu, pielęgnowany przez dobroć, cierpliwość i miłość ludzi w moim życiu, nadal rośnie, mocniejszy niż wygląda, silniejszy od barykad kołdry, bezpiecznej gleby łóżka i od sumy strachu. I nie, nie wchodzę na trzeszczący lód.




8 komentarzy:

  1. Jesteś po prostu wysoko wrażliwa, jak - niestety - ja. Np. martwię się zimą, że dzikie i bezdomne zwierzęta marzną i głodują. A przecież nie da się zbawić świata...
    Lęk uogólniony to składowa depresji, której jestem dumną posiadaczką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam wbudowany przedziwny mechanizm autoterapii depresji.

      Usuń
    2. Rzeczywiście przedziwny, bo tego nie da się samemu wyleczyć. Albo nie jest to depresja, tylko epizody depresyjne, pomiędzy którymi następuje przerwa.

      Usuń
    3. Frau:):) Rzeczywiście depresji nie da się wyleczyć, ale ja np. potrafię wyczuć, kiedy zbliża się dół i wypracowałam sobie łagodzenie tych stanów, bo wyeliminować ich nie potrafię. Z tym ,że lęki zamieniają się w krótkotrwałe ataki paniki. Straszne to, po prostu straszne.

      Usuń
    4. Frau, nadal nie ma w tym pewności, więc równie dobrze może być i po mojemu :)

      Jaskółko, a najczęściej, nie wiedzieć czemu u mnie pod prysznicem :| Gdziekolwiek, ale właśnie tam, i nie klaustrofobia, bo nawet na otwartej przestrzeni plaży, i nie lęk przed utopieniem, bo od dziecka pływam jak ryba i kocham :D

      Usuń
  2. Pięknie te stany opisałaś. Piszesz o mechanizmie autoterapii- tak, to też nazwałaś trafnie. A ja od wielu wielu lat zastanawiałam się, jak to się dzieje, że potrafię jeszcze ciągle wygrzebać się spod kołdry i funkcjonować całkiem znośnie ( a doły ciągną i są nadal głębokie) oraz równocześnie znajdywać malutkie cząstki szczęścia we wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie ja mam karkołomną i ciężką pracę.. Najciężej jest przebić mur z kołdry i zmierzyć się z przeźroczystą chmurą.. A Ty to robisz codziennie! I to pomiędzy tymi wszystkimi strachami... To jest odwaga!

    OdpowiedzUsuń