środa, 16 sierpnia 2023

1. EuroZWID Początek- Berlin

 Zacznę już dziś, bo wiadome, im dalej tym malej. Się chce. Dystans większy i to dobrze, ale zmienna dyscyplina zapiśmiennictwa nie wróży, dlatego teraz zacznę. 

30 lipca 2023 (niedziela)

Z Justyną, która jest baronem, jeszcze u mnie, jeszcze pakowanie i do Bąkowa, bo Justyna mieszka w Gdańsku, a to przecież pod Bąkowem. Jeszcze noc, jeszcze siedzenie, jeszcze gadanie, jeszcze Dosia piecze nam pizzę, jeszcze bułeczki drożdżowe.

31 lipca (poniedziałek)

Udaje się nam upchnąć do znękanego forda ekwiwalenty naszego wyobrażenia o potrzebach w trasie. I nas, zwichniętą kostkę stuosiemdziesięciocentymetrowego Józka i jego kule włączając. Od tej pory to Polcia i ja będziemy fachowcami w zmieszczeniu tych kul w aucie.
Wiecie, jak to jest w pięć przeróżnych osób w blaszanym pudełku? Tak podróżują sardynki, ale one nie narzekają (gdyż są martwe), a my, choć żywi też nie, bo przed nami 2 tygodnie trasy pełnej brudnych skarpet.
Wieczorem zjeżdżamy do Vanessy i Irka w Berlinie. Kwiczymy obserwując nas zewnętrznym okiem dystansu, z tymi torbami, bambetlami, Irek pęka ze śmiechu widząc nas w bramie. A później jak to u nich, chce się być. Ponieważ nasi przyjaciele wrócili dopiero co z USA, gdzie podążali szlakiem swojej pasji i miłości, wielki szacun, że przyjmują nomadów tuż po. Wieczór to czas na powieści o miejscach, mapy i zdjęcia.

Dom Vanessy i Irka (Berlin) 

Nigdy nie pamiętam, w której to części, ale to może i dobrze, bo byście zaraz chcieli tam wbić. Vanessa i Iro są indianistami i ich trudne bogate historie połączyły się w polskim tipi na którymś zlocie. Mieszkają w bloku, który nie jest z zewnątrz szczególny, ale wewnątrz skrzypi i żyje. Nie sądzę, że to kwestia architektury, niezwykłe (wcale nie cukierkowe na szczęście) uczucie gospodarzy, uczyniło to mieszkanie miejscem dobrej energii. Na ścianach plecionki wampumów, kołczany, na pólkach pełnych książek, dyskretne pamiątki. Nic co raziłoby oczy, nic krzykliwego, ot miejsce, w którym gniazdo sobie uwiło serce. Nie nie, to nie serce z lizaka, Nessi i Iro to ludzie  z krwi i kości, mają swoje upadki, ale najważniejszą energią jest ich wspólny lot. Ten Berlin, tak jak go kiedyś, niezależnie od nich,  poznałam i poczułam, bardzo do nich pasuje. Otwartość, niezwykle poczucie szczerości, bycia sobą. Troszczą się o nas na każdym kroku. Namawiają do zostania jeszcze trochę, bo nigdy dość i ten motyw będzie nam towarzyszył w naszym zwidzie. Zaprawdę, powiadam, świetnych ludzi nigdy dość, ale jutro ruszamy dalej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz