niedziela, 14 lutego 2021

lizak cukrowy na patyku

Kiedyś nabywało się je pod kościołem, przybywał sprzedawca i po niedzielnej mszy rozstawiał swój malutki kramik. To było niezwykłe święto, a kiedy rodzice wręczyli szczeniarze te 50 groszy pozwalając nabyć owe cudo, to był wręcz raj - Et in Arcadia Ego. Smak tych lizaków nadal jest dostępny w puszce mojej czaszki, bo dzięki ci losie, mam dostęp do większości doznań sensorycznych ze swojego życia. Przywołuję w pamięci smaki, zapachy, a także odczucia i to mi ratuje nastrój utrzymując umysł nad powierzchnią przypływów stanów przygnębienia.
Taki niedzielny cukrowy lizak dostałam kiedyś od kolegi, kumpla po prostu, bez żadnych tam podtekstów, byliśmy jeszcze w  wieku, w którym "te rzeczy" były czymś brrr, nie do pomyślenia i fuj. Albo to mi się wtedy tak zdawało. Nigdy więcej nie dostałam już cukrowego lizaka, a jakoś tak jest, że dzisiejszego dnia podpłynął mi pod powierzchnię pamięci właśnie on i dopiero  pociągnął za sobą sznurek wspomnień już tych bezecnych, tfu bezcennych oczywiście, tych bezcennych.
 Od kilkunastu lat nie świętowałam walentynkowego dnia z żadnym mężczyzną, jakoś tak wyszło, seria niefortunnych zdarzeń, co roku wszakże czuję potrzebę wyrażenia wszem i wobec, że walentynki to miłe święto, a już zupełnie przeurocze kiedy ma się je z kim obchodzić.
Skoro jednak moje zasoby zew i wewnętrzne odstraszyły już większą część ludności, to żeby sobie umilić ten dzień, ubrałam swoje legowiszcze w absolutnie pocieszające Muminki, nażarłam się ciastem do granicy naciągu skóry i otumaniłam  komediami romantycznymi i jednym filmem Ridleya Scotta w tivi podczas klejenia albumu pamiątkowego dla mamci. 

A Tobie świecie, życzę cukrowego niedzielnego lizaka, miłości i jednak nieco więcej szczęścia niż u mnie, choć nie nie, nie narzekam, przecież mogłam wylądować nas grzbiecie.
Nie dajcie sobie wmówić, że to przereklamowane - happy Valentine's Day!  ;)





Jeszcze potrzebuję zimy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz