poniedziałek, 18 stycznia 2021

zaniechania

 Jest zimowo aż serce roście, sto procent piękna w pięknie. Chodzę wyciągając nogi z zasp jak bocian, mrużę oczy podziurkowane strzałkami iskrzeń, a tuż pod zwisającymi nosami zasp wyciągają się głębokie szafirowe cienie. Później coraz niższe i niższe słońce rumieni wszystko kładąc bezwstydne róże na połacie śniegowych pagórów, mróz staje się bardziej odczuwalny, chłód wędruje powyżej kolan, po udach, wspina się po dłoniach na ramiona, zawija cieniutką żmijką wokół szyi. Przykłada ostrze do gardła szepcząc swoje cichutkie groźby, których nikt mający za plecami ciepły dom, nie bierze zupełnie poważnie. Nie chce mi się brać aparatu, nie chce mi się brać notatnika, wszystko zatrzymuję w głowie. Po powrocie myśli i obrazy tają, topnieją, spływają gdzieś do podstawy kręgosłupa by tam zamrzeć na zawsze, jako nieodłączna część widmowego kośćca. Nie czuję ostatnio potrzeby wydzierania go spod miękkich tkanek zapomnienia, nie mam najmniejszej ochoty kiwnąć palcem, nacisnąć spustu migawki, zaostrzyć ołówka. Nie czuję ochoty żeby pisać, malować, fotografować, ot, zdawać by się mogło zwykły zanik kreatywności, zmora wszystkich cokolwiek tworzących, ale nie, to wszystko jest, chłonę rzeczy, w głowie kudłacą się i kłębią myśli, i myśli się tyle, a nie czuje potrzeby dzielenia z kimkolwiek. Taki przystanek na skraju zimy.

 

*








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz