poniedziałek, 19 października 2020

reminiscencje i bałabancje

Zauważam dążność aplikacji do gadulstwa, właśnie blob mi rzekł "tworzę nowego posta" gdym wdusiła przycisk utwórznowypost. Doprawdyż? rzekłam z przekąsem, azaliż ty to blobie jeden tworzycielem takim jesteś, że sobie za mnie klepiesz w dechę i dyrdymały wysmażasz? I może już wkrótce uraczysz mię perorą, że dzięki staraniom twym i duchowi nieugiętemu ja w ogóle cokolwiek... A nie, tak nie będzie, gdyż wielce wysłużon mój stary druh pecet nie da rady pociągnać tego ogona danych uczepionych coraz to fikuśniejszego  oblicza aplikacji i wtedy, drogi blobie, wtedy to ja się przerzucę na I-Ching.


Wróciłam z tego Wrocławia, Wrocław stoi nadal takim, jak pamiętam, chociaż, ponieważ byłam sama sobie tam, to tak cicho wokół mnie było i głucho. Ani się ja nadaję do środowisk poetyckich, ani też środowiska jakoś specjalnie się nie otwierały, raczej tendencja jest, jak to w grupach, do zamykania i tak trochę, jak ta sierota marysia z temi swojemi gęsiami, co to mają język, ale i swój i nieswój, trochę jak kołek w płocie stałam sobie w kącie i zastanawiałam, czy znajdąmię.
Po tej gali dziwnej pandemicznej nikt właściwie już do nas odsuniętych w cień wygranej, nie podszedł, nie powiedział, hej, fajnie że wpadliście z tymi swoimi książeczkami, cieszymy się, że wzięliście bezpłatny urlop w robocie stawiając szacowną swą instytucję na głowie wobec urlopów lekarskich i waszego wyjazdu, że jechaliście przez całą naszą Polskę, żeby być tutaj tę godzinkę i oto my jesteśmy waszymi jurorami i tak wyglądamy, gdybyście nie wiedzieli i dziękuję i fajnie było. Ale nikt nie podszedł, nikt się nie pokazał, nie zdążyłam nawet oblecieć foteli żeby zajrzeć jak wyglądają sędziowie nasi, a już maszerowałam w stronę hotelu łapiąc deszcz w kołnierz.
W zasadzie wygląd poszczególnych osób mogę sobie wyszukać w Internatach, ale po co, kiedy szukałam człowieka i chyba tego mi najbardziej zabrakło. Tym samym stwierdzam po raz kolejny już, że ja się do środowisk artystycznych nadaję nie bardzo, następnym razem spróbuję w celować grupę spawaczy, te są chyba wesołe chłopy. No trochę mnie jeszcze Kasper Pfeifer z żoną przygarnęli, ale też nie chciałam im kolidować jakoś z zamysłem spędzenia wspólnego czasu, zatem tylko ciut,a  poza tym to byłam ja, Worcław, hotel i książki. Ot i tak.

 




Ale za to prowadzący nasz wieczór pan Paweł Mackiewicz okazał się był świetnym człekiem, z ogromnym ciepłem, taktem, wiedzą i erudycją. Byłam cały czas spanikowana i od rana nic nie jadłam, więc głodna, i myślałam, że mi zaraz do mikrofonu kiszka marszowa wygra jakieś udatne glissando, a to że mi mikrofon łupnie o podłogę z trzęsących się rąk, a to, że jak to mam w zwyczaju odpłynę do swojej głowy i zaśmieję się do siebie w najmniej stosownym na zewnątrz momencie i na wizji, i cała Polska (no dobra nie  cała Polska, bo kto ogląda wieczorki poetyckie) zobaczy, że kmiot wiejski suszy zęby do sera tam dzie właśnie rozlano wino, i że wieprz warmiński ślizga się na perłach i ryjkiem orze bruzdę, i  jeszcze palnę coś głupiego, no i byłam mokra jak szczur z tych nerwów, mięśnie miałam jak postronki, żeby opanować drżenie i jedynie spokojny głos prowadzącego trzymał mnie w jednym kawałku, że nie wyrąbałam w ścianie dziury w kształcie mnie.
Tak więc Panie Pawle, wielki szacunek mój i podziw oraz podziękowanie szczególne Panu. 

I jeszcze przemiłe były dziewczyny, które obsługiwały imprezę, one też w szczególny sposób, tak po ludzku, pozawerbalnie, dodały mi otuchy.

I przepiękne było wystąpienie pana Tkaczyszyna-Dyckiego, chociaż tyle, bo wcześniej poleciałam na spotkanie z nim, na którym niestety go nie było, a jeszcze wcześniej poleciałam na spotkanie równie lubianego przeze mnie Serhija Żadana i też go nie było, ale na gali siedział tuż przede mną i jakbym chciała, mogłabym go poklepać po głowie, ale nie zrobiłam tego, choć przychodziły mi takie myśli, a jakże. O i  to była moja tajna przyjemność.

I jestem zaszczycona, że ta nominacja silesiusowa wiejskiej dziwaczce z kurami i kotem, bo to olbrzymie wyróżnienie i tylko  tylko jeszcze tego człowieka...

 i jeszcze gratuluję serdecznie Kubie Pszoniakowi, bo własnie ten tomik obstawiałam. Zważywszy również na to, że nie znałam wierszy kaspra, ale to nie zmienia trafienia mego.

a ponieważ Wrocław miastem literatury, to należy po strzyżeniu i kąpielach, wziąć rymowanie w dobrym salonie.


3 komentarze:

  1. Azaliż azury i sierść wypielęgnowane ? Bo rymowanie we własnym zakresie załatwiasz :-))) Przepraszam za chichot nieprzystojny z przygód wiejskiej poetki w mieście W., ale dawno nikt mi tak humoru nie poprawił, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Py.sy.
    I gratulacje , ofkors !

    OdpowiedzUsuń
  3. No niestety ani sierść, ani azury, bo jedno mam długie i jak miotła, drugie krótkie do niemożliwości (wystaw sobie, co które wedle uznania ;D )

    OdpowiedzUsuń