poniedziałek, 4 maja 2015

ucieczka z klatki autobusu

źle obliczyłam ilość książek na podróż i pomimo dwóch dokupionych (cieniutkich tomików) i jednej dostanej książeczki, zmuszona byłam czytać opakowania na rzeczach, a autobus jechał i jechał i jechał.
dostaną książkę Galsana Tschinaga Koniec pieśni najpierw w myślach ofuknęłam, ale później przeprosiłam. Jest kilka miejsc, które nazbyt depczą moje przeraźliwe przewrażliwienie, zwykle staram się takie miejsca obchodzić w koło, ale tym razem ciągnąca się jak guma droga nie pozwoliła mi tego uczynić i dobrze, bo rzecz jest o miłości i to z dobrym skutkiem. jest też o cierpieniu, smutku i tych wszystkich dziwnych rzeczach, które wyczyniamy będąc w stanie. historia z Ałtaju dzieje się u kresu starej kultury tuwińskiej i jest jednocześnie głosem w sprawie serca człowieka i żałobną pieśnią po tradycyjnym życiu, łzą-pomnikiem po pewnej mądrości, która już nigdy nie będzie naszym udziałem. książka jest też miejscami brutalna, jak brutalne jest życie na stepie i jest jak baśń, a na faktach. jednym zdaniem - dobra gędźba
przy okazji zrobiłam sobie przegląd mojego własnego uczucia, które kolejny raz otrzymało po mordzie i po raz kolejny postanowiłam, że dość tego. za każdym razem jestem o krok bliżej dościa i w końcu wygram. albo przegram, jeśli popatrzeć na to z innej strony.

"Teraz przyjdzie - myślała Gulundżaa. Przed jedzeniem na pewno zechce umyć ręce." Dolała wody do kanki. Ze skrzyni stojącej na dörze wyciągnęła ręcznik, zastygła na chwilę w bezruchu i odłożyła wąski kawałek pstrokatego lnu na miejsce. Ten inny używał go. "Co ze mnie za flejtuch - łajała się. - Dlaczego jeszcze go nie wyprałam?!". Pocieszała się, że po umyciu rąk i może również twarzy, Szuumur wytrze się swoim pasem. Usłyszała, jak Szuumur wchodzi do swojej jurty. Zaniepokoiła się, ale zaraz się pocieszyła: na pewno chce zajrzeć do dzieci, a może też i zmyć z siebie kurz i pot po długim, upalnym dniu. Krzątał się dość głośno. Pobrzękiwały naczynia, słychać było, jak ugniata  gögeer - to znaczy, że chce się napić choitpaku. Nogi się pod nią ugięły, ale nie zdobyła się na to, żeby pójść i zaprosić go do siebie na posiłek, który przygotowała i który już od wielu godzin na niego czekał. Potem w  sąsiedniej jurcie zapadła cisza. Gulundżaa odchyliła wojłokowe drzwi, wysunęła głowę na zewnątrz i zobaczyła, że z otworu u szczytu jurty wyziera ku niej ciemność. Z jej oczu trysnęły łzy.

Galsan Tschinag, Koniec pieśni

2 komentarze:

  1. zdanie "słychać było, jak ugniata gögeer - to znaczy, że chce się napić choitpaku" - zahacza o science-fiction. Inna sprawa, że masz rozrzut lektur i tolerancję i przyswajalność że oho!
    [jakieś emotikony]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jooo, zapomniałam dodać, ze gogeer to bukłak na kwaśne mleko, a choitpak to kumys po prostu
      z tym rozrzutem to racja, teraz mieszam metamorfozy owidiusza z baśniami ze zbioru "Złota lipka" : D

      Usuń